Są chętni do płacenia złotem a nie dolarami za ropę naftową
Kiedyś złotem płacili wszyscy za wszystko, potem już tylko złe państwa wyjęte spod praw i reguł światowej społeczności. Teraz dochodzi przypadek szczególny kraju w olbrzymich tarapatach.
Ghana leży w Afryce Zachodniej. Ma ambicje, ale też mnóstwo kłód leży na jej drodze. Nie niszczą jej wojny, lecz bieda. Nikt Ghanie i innym krajom tzw. Południa „Planu Marshalla” nie oferuje, więc od starań o lepsze życie głównie odciski mają, ale też wielkie długi.
Kraj boryka się dziś z trudnościami ekonomicznymi największymi od wielu lat. Kasa państwowa pustoszeje z miesiąca na miesiąc. Na koniec 2021 r. rezerwy walutowe brutto Ghany wynosiły ok. 9,7 mld dol. W końcu września tego roku spadły do ok. 6,6 mld dol., co starcza na opłacenie mniej niż trzech miesięcy przeciętnego importu kraju.
Państwo jest na skraju niewypłacalności (w slangu finansowym – debt distress) i jego zobowiązania dłużne ocierają się o status „śmieciowych”. PKB Ghany wyniósł w 2021 roku 77,6 mld dol., a jej zadłużenie zagraniczne doszło do 49 mld dol.
Atutem własne złoża złota
Toczą się więc rozmowy pomocowe z MFW i wierzycielami, np. z Chin. Sięgnięto też oczywiście do katalogu rutynowych działań propagandowo-wizerunkowych w postaci zakazu zatrudniania nowych urzędników i pracowników sektora publicznego, wstrzymania zakupów samochodów przez agendy państwa, czy ograniczenia podróży służbowych.
Takie problemy są w biednych rejonach świata powszechne, więc to nie z ich powodu warto poświęcić Ghanie kilka minut. Wiceprezydent Ghany podzielił się mianowicie 24 listopada na Facebooku planem opłacania złotem, nie dolarami, importu produktów naftowych. Dzień później Reuters informował, że firmy wydobywające złoto będą miały od 1 stycznia 2023 r. obowiązek odsprzedaży 20 proc. wydobycia bankowi centralnemu kraju.
W rozumieniu tamtejszych finansistów popyt na dolary zgłaszany przez ghańskich importerów paliw osłabia krajową walutę cedi, pogłębiając niedolę mieszkańców, przedsiębiorców i rolników zdanych w sporej mierze na zaopatrzenie z zagranicy.
Licząc od początku 2022 r. cedi utraciła 40 proc. swej wartości przeliczanej na dolara. Jeśli krajowy popyt na walutę amerykańską osłabnie dzięki przejściu na złoto w rozliczeniach za paliwa, gospodarce ma być nieco lżej.
Wprawdzie Ghana wydobywa obecnie 8-9 mln ton ropy naftowej rocznie, ale musi ją eksportować, ponieważ po zniszczeniach w wybuchu z 2017 r. jedyna krajowa rafineria jest nieczynna. Benzyna, olej napędowy i inne produkty naftowe muszą być zatem kupowane za granicą z oczywistą stratą dla kraju w wyniku niekorzystnych terms of trade – ropa jest tańsza od jej produktów.
Pomysł oferowania sprzedawcom złota zamiast dolarów byłby oczywiście niedorzeczny, gdyby nie własne zaopatrzenie w kruszec. Ghana jest wielkim producentem złota.
W ubiegłym roku wydobyła go ok. 130 ton. Już dawno prześcignęła w Afryce RPA, której wydobycie wynosi obecnie ok. 100 ton rocznie. Dla porównania Polska miała wyprodukować w 2020 r. 670 kg złota, które jest u nas uzyskiem ubocznym wydobycia i przetwórstwa miedzi.
Trudności w rozliczeniu się w złocie
Wydaje się, że zapłaty w złocie, które mają ruszyć już z początkiem 2023 r. nie odwrócą sytuacji ekonomicznej Ghany, choćby dlatego, że złoto przeznaczone na rozliczenia w imporcie uszczupli pulę kruszcu do sprzedaży za dewizy.
Trzeba będzie też zapłacić słony rachunek zagranicznym bankom pośredniczącym i partnerom handlowych, którzy żądać będą wyższych cen za swoje produkty z racji nieszablonowej i mniej płynnej formy zapłaty, jak również opłacić ekspertów, którzy opracują algorytm przeliczania zmiennej wartości dolara na podlegające wahaniom ceny kruszcu.
Wprawdzie dobrze jest mieć swoje złoto, ale zarobiony w biznesie dolar jest ciągle lepszy. Dobrze życząc ludziom żyjącym w strefach biedy trzeba mieć nadzieję, że planowany przez Ghanę fortel złagodzi przynajmniej nacisk na deprecjację cedi.
Ghana chce płacić złotem w świetle dnia, co będzie fenomenem, bo od czasu kiedy prezydent Nixon przypieczętował pół wieku temu los systemu walutowego opartego na złocie, kruszcem płaci się wprawdzie często, ale głównie pod stołem.
Dla państw napiętnowanych przez społeczność międzynarodową i obłożonych wskutek tego sankcjami takich jak zwłaszcza Iran, Wenezuela, a ostatnio Rosja, złoto jest naturalnym środkiem płatniczym. Dużo z nim zachodu, bo ciężkie jest i nieporęczne, a do zamknięcia „trefnych” transakcji nie wystarczą zapisy w bankach, więc kruszec trzeba przemieszczać przez granice. System płatności odbywających się poza zasięgiem wszechobecnych systemów IT ma się jednak całkiem dobrze.
Ile złota ma Rosja?
Nikt dokładnych ilości nie zna, ale Rosja trzyma podobno w swoim skarbcu ok. 2300 ton złota. Rezerwy te warte są dziś ok. 130 mld dolarów, ale mniej więcej połowa rezerwowego kruszcu spoczywa w bankach zachodnich i jest dla Kremla niedostępna.
Rosyjskie rezerwy złota zaczęły wyraźnie przyrastać wraz z pierwszymi sankcjami nałożonymi po aneksji Krymu w 2014 r. Od tamtego czasu Rosja wstrzymała sprzedaż swojego złota za granicę i jednocześnie zaczęła je importować w dużych ilościach. Dopiero dziś wiemy, czego był to sygnał.
Rosja wydobywa obecnie o. 300 ton złota rocznie. Wg dzisiejszych cen (56-57 mln dol./tona), taka ilość warta jest nieco mniej niż 17 mld dol., a pod uwagę wziąć trzeba niebagatelne koszty jego pozyskania. Wydać tyle np. na czarnym rynku broni i amunicji można bardzo szybko, są zatem opinie, że potencjalny przyrost podaży złota z Rosji świadczył będzie, że Rosja przestaje sobie radzić.
Jeden z najbardziej spektakularnych przykładów skutecznego ostatecznie przeciwstawienia się sankcjom Zachodu jest pomoc udzielona reżimowi Maduro w Wenezueli przez reżim Putina. Rosja wspierała wenezuelską dyktaturą nie tylko dostawami broni, czy wdrażaniem tam krypto waluty zabezpieczonej ropą, ale także akceptując rozliczanie zadłużenia złotem.
Rosjanie zajęli się także wywozem dziesiątek ton złota z rezerw wenezuelskiego banku centralnego. To rosyjskie samoloty przewoziły ten kruszec w najróżniejsze miejsca świata opierające się kontroli Zachodu, np. do Ugandy, czy Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Tam złoto było sprzedawane za euro w gotówce, a banknoty transportowano do Caracas. Gotówka zasilała wenezuelskie banki, które musiały płacić jakoś za oficjalny import, wzbogacała popleczników reżimu i utrzymywała lojalność wojska oraz policji.
W przypadku Rosji nielegalny lub źle widziany handel z nią rozliczany złotem byłby (jest?) znacznie łatwiejszy. Potencjalnym partnerem do operacji na wielką skalę są Chiny dysponujące niemal wszystkim czego potrzebuje rosyjski skansen przemysłowy i od dłuższego czasu gromadzące coraz większe rezerwy w złocie.
Granica rosyjsko-chińska ma ponad 4 tys. kilometrów więc skryty przerzut złota jest śmiesznie łatwy. Inny chętny na świetny zarobek to Indie, gdzie gromadzenie złotej biżuterii to sport narodowy równie tam popularny jak krykiet.
W grę wchodzi także Turcja już współdziałająca z Rosją. Ankara boryka się z konsekwencjami wielkich kłopotów gospodarczych, więc chętnie „przytuli” sute marże nakładane na „szemrane” transakcje opłacane złotem.