S&P daje i odbiera
Słabe otwarcie w USA było powodem spadków w końcówce sesji w Europie. Ponieważ S&P odrobił straty, jest szansa na odbicie.
Agencje prasowe cytowały wczoraj po południu naszego czasu James’a Bullarda, członka rady Fed, którego zdaniem FOMC powinien podnieść stopy w USA w marcu przyszłego roku. Wypowiedź została odczytana jako negatywna dla rynku, a dodatkowo jej wymowę wspomagały dane o wzroście dochodów Amerykanów o 0,4 proc. m/m (oczekiwano 0,3 proc.), co faktycznie grozi przyspieszeniem inflacji.
Stabilne dotąd rynki w Europie zanurkowały, a po otwarciu handlu na Wall Street, dołączył do nich S&P. W efekcie DAX stracił wczoraj 0,6 proc., CAC40 0,5 proc., WIG20 0,8 proc. Jednak S&P zdołał do końca dnia odrobić straty i zakończyć dzień spadkiem o zaledwie 0,1 proc. Daje to pewne pole do wzrostu europejskim indeksom, które wczoraj cofnęły się zbyt mocno. Ale pole jest ograniczone, bo po pierwsze kontrakty na S&P spadają dziś rano, po drugie raz wywołane zagrożenie inflacją, szybko z głów inwestorów nie wyparuje.
Tym bardziej, że według porannych danych inflacja w Japonii skoczyła do 3,7 proc. (r/r) i to przy jednoczesnym spadku wydatków Japończyków o 8 proc. (także r/r). Znaczny udział we wzroście inflacji i spadku wydatków ma podniesienie podatków pośrednich od kwietnia tego roku, ale nie przeszkodziło to inwestorom w sprzedawaniu akcji – Nikkei stracił dziś 1,4 proc. Nie ma się temu co dziwić, bo wzrost cen wytrąca bankom centralnym oręż z rąk (tj. ultraluźną politykę pieniężną), a jeśli nie idzie za tym wzrost wydatków i ożywienie gospodarcze, to mamy – cytując mistrza Sienkiewicza – „kamieni kupę”. Kospi spadł o 0,4 proc., a Hang Seng i Shanghai Composite na minuty przed końcem notowań znajdowały się minimalnie pod kreską.
Dziś liczyć się będą lokalne odczyty PKB (Francja, Wielka Brytania) i indeksy nastrojów w europejskim biznesie.
Emil Szweda
Open Finance