Rynek Finansowy: Polityk musi mieć na względzie dobro swojego państwa

Czy pan profesor, znawca polityki prezydenta USA, ale też jego sympatyk, jest w stanie odgadnąć, w co gra Donald Trump, rozpoczynając wojnę celną?

– Prezydent Trump chce pokazać Amerykanom, że są członkami narodu, który nie musi ulegać innym.

Ale po co to robi?

– Przez ostatnie lata Amerykanom dość skutecznie wmawiano, że powinni w pewnym sensie wstydzić się za własne państwo. Wstydzić się tego, że są za duzi, zbyt potężni, za bogaci. A teraz Trump mówi coś przeciwnego: jesteśmy bogaci, duzi i bądźmy z tego dumni. I to jest jego podstawowy przekaz. Ta narracja pojawia się też w gospodarce, rozpoczęło się odchodzenie od, czy może raczej odrzucanie reguł niekorzystnych dla Stanów i jednostronne wprowadzanie zasad, które on uważa za dobre dla kraju. Takie działanie, rzecz jasna, nie podoba się partnerom.

To działanie nie ogranicza się do gospodarki…

– Tak, przejawia się równie w polityce. Świetnym tego przykładem jest rozgrywana przez Trumpa w tej chwili kwestia koreańska. Prezydent USA sprawił, że nastąpił początek przełomu w tym regionie. Trump nie wstydzi się powiedzieć, że interes USA jest na pierwszym miejscu. Amerykanie są patriotami, kochają hymn, flagę, historię, ale wzbudzono w nich za dużo wstydu i on się temu przeciwstawił.

Ale czy górnik z Wirginii albo farmer z Dakoty naprawdę interesują się wojnami handlowymi prowadzonymi przez swojego prezydenta?

– Nie, ale oni chcą mieć poczucie, że bycie Amerykaninem jest rzeczą chwalebną. Tymczasem prezydent Obama mówił, że nie należy być dumnym z Ameryki, że to innym przeszkadza i trzeba szanować innych. A Trump mówi krótko: szanujmy siebie.