Rynek Finansowy: Ile ryzyka w ryzyku
Krzysztof Pietrasiewicz
prezes Związku Banków Polskich
Tak niestety się dzieje, ale podjęto także działania, które mogą sprzyjać rozwojowi przedsiębiorczości i unowocześnianiu technologicznemu naszego państwa. Sądzę, że kolejne miesiące to właściwy czas na analizę sytuacji i konieczne modyfikacje niektórych polityk. Zanim przejdę do bardziej szczegółowego, choć z konieczności dość ogólnego opisu sytuacji, pewna dygresja. Otóż ostatnio uczestniczyliśmy w uroczystości nadania przez Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu tytułu doktora honoris causa Robertowi Franklinowi Engle, laureatowi Nagrody Nobla w roku 2003, specjaliście w zakresie nowoczesnej ekonometrii, zajmującemu się modelowaniem zmienności szeregów czasowych, którego dorobek wykorzystywany jest szeroko w instytucjach finansowych. Wygłosił on wykład, w którym prezentował problem, jaki poziom ryzyka w działalności gospodarczej można uznać za dopuszczalny, pod znamiennym tytułem „Jak wiele ryzyka jest zbyt dużo (zbyt wiele)”. Tezy jego wystąpienia w doskonały sposób pasują do opisu sytuacji także w Polsce. Trzeba dokonać analizy, jak wiele ryzyka wygenerowaliśmy i „wzięliśmy” w naszej gospodarce i bankowości i jaką posiadamy zdolność jego udźwignięcia przy ewentualnej realizacji negatywnych scenariuszy rozwoju gospodarczego.
W Polsce doszło do niebezpiecznego, moim zdaniem, zbiegu szeregu czynników zwiększających ryzyko przyszłej niewydolności sektora bankowego. Składają się na to nadmierne obciążenia, wdrażane ograniczenia i wysokie wymagania wobec banków. W konsekwencji czynniki te powodują, że rentowność całego sektora jest znacząco obniżona i niższa od kosztów kapitału, a w konsekwencji ograniczeniu ulegają możliwości zwiększania funduszy własnych w wielu bankach, wymuszone zostało ograniczanie rozwoju akcji kredytowej, obniżona została zdolność wdrażania innowacji. Co jest ważne, i jednocześnie może być mylące i usypiające naszą czujność, to fakt, iż każdy z tych czynników (dodatkowy podatek, bufory, obciążenia z tytułu restrukturyzacji SKOK, dodatkowe wpłaty na BFG, koszty dostosowywania systemów IT dla celów świadczeń publicznych) rozpatrywany osobno wydaje się być uzasadniony i nie wydaje się być niebezpieczny, natomiast zebrane razem prowadzą do powstania poważnych zagrożeń.
Trzeba zwrócić uwagę na to, że w Polsce tradycyjnie przywiązujemy dużą wagę do stabilności sektora. To oczywiście ważne, daje nadzieję na odpowiedzialną debatę o roli i miejscu banków w długookresowym finansowaniu kraju. Jednak długotrwałe „osłabianie” sektora bankowego w kraju nisko ubankowionym oznaczałoby również obniżanie zdolności banków do finansowania modernizacji gospodarki w kierunku zwiększania jej konkurencyjności. Pamiętać musimy o tym, że banki działają w trudnej dla nich rzeczywistości niskich stóp procentowych i wielu obciążeń prawno-regulacyjnych, kiedy to mocno preferuje się dłużników, osłabia się siłę zabezpieczeń i do tego funkcjonują w warunkach rosnącej niepewności prawnej obrotu gospodarczego. Trudny do wyjaśnienia jest fakt niezaliczania środków odprowadzanych na Bankowy Fundusz Gwarancyjny do kosztów uzyskania przychodów, czy ograniczenie możliwości zarabiania, choćby niewielkiego, na nowoczesnych usługach płatniczych. Dołóżmy do tego wysokie wpłaty na BFG z tytułu upadku SKOK, dodatkowy podatek bankowy, który kosztował sektor prawie 4 mld zł rocznie, a otrzymamy obraz, w którym dominują ciemne barwy.
W ostatnich latach zwrot z kapitału obniżył się o prawie 6 pkt. proc., nie mówiąc o słabszej opłacalności, niż ma to miejsce w bankach USA, Azji czy wielu krajów Europy, a przez to zmniejszeniu uległa atrakcyjność inwestycyjna naszych banków. Widać to również w mniejszym tempie wzrostu akcji kredytowej niż tempo wzrostu PKB. Co to oznacza? Stopniowo zmniejsza się zdolność banków do finansowania rozwoju gospodarki, a w Polsce tak naprawdę nie ma innego, wielkiego w skali makro oczywiście, źródła finansowania rozwoju. W przypadku programów państwowych i samorządowych z funduszami unijnymi włącznie, niezbędny jest także udział sektora bankowego.
To oczywiście pobieżne omówienie, a raczej zasygnalizowanie owych niekorzystnych czynników. Ważne jest to, nawiązując do wykładu prof. R.F. Engle, aby odpowiedzieć na pytanie, czy posiadamy ekonomiczną i organizacyjną zdolność udźwignięcia ciężarów i sprostania wyzwaniom, wobec których możemy stanąć w kolejnych latach. Postuluję z całą świadomością, aby pozostałe miesiące 2018 r. stały się okresem refleksji nad rolą i przyszłością sektora bankowego, okresem poszukiwania i tworzenia możliwości jego stabilnego rozwoju, tak aby nadal mógł on dobrze służyć obywatelom i rozwojowi polskiej gospodarki.