Retro Trójmiasto?

Retro Trójmiasto?
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Jedna z recenzji z najnowszej książki Krzysztofa Bochusa, rozpoczyna się w sposób następujący "Trójmiasto roku 1933". Nie tylko sama nazwa, ale i cała idea Trójmiasta, połączonego - w pewnym sensie - w jeden organizm miejski i gospodarczy linią elektrycznej kolejki i politycznym nadzorem wojewódzkiego komitetu partii to zdecydowanie pomysł powojenny.

#KrzysztofBochus upodobał sobie Pomorze jak teren działalności swojego bohatera

„Martwy błękit” z tak  rozumianym Trójmiastem nie ma nic wspólnego.  Autor opisuje bowiem  Wolne Miasto Gdańsk w roku dojścia nazistów do władzy w gdańskim senacie – ze „światowym kurortem” Zoppot i okolicami Mierzei Wiślanej. Nie sposób nie przywołać w tym miejscu „Blaszanego bębenka” Guntera Grassa, umieszczonego również (częściowo) w takim samym kontekście.  „Martwy błękit” z samego założenia jest jednak tylko (?) powieścią kryminalno-sensacyjną, a gdańskie i sopockie tło oraz ideologia nazistowska  są autorowi niezbędne do skonstruowania wciągającej intrygi, w której główny bohater, Christian Abell, radca kryminalny  Kripo z Freie Stadt Danizg, musi rozwiązać zagadkę kolejnych tajemniczych, brutalnych morderstw członków żydowskiej rodziny.  Pierwszą ofiarą jest zamieszkały w Sopocie bogaty kolekcjoner sztuki, Saul Rottenberg.  Jego śmierć wygląda początkowo na samobójstwo, związane –  co wynika z pozostawionego przez niego listu pożegnalnego –  z aferą wokół budowy najnowocześniejszego w tamtych czasach, luksusowego i największego nad Bałtykiem  Kasino Hotel (czyli dzisiejszego Grand Hotelu), w którą zamieszany był ówczesny nadburmistrz Weltbad Zoppot, Erich Laue.

Taka afera naprawdę  miała miejsce i było w nią wplątanych jeszcze kilka innych osób.  W roku 1922 zorganizowano bowiem  z rozmachem  konkurs architektoniczny, nagrodzono na nim kilka prac (główna  nagroda finansowa – 80 tysięcy reichsmarek), zorganizowano nawet pokazową wystawę tych prac, ale zrealizowano ostatecznie zupełnie inny projekt, który skądinąd był niemal wierną kopią (plagiatem?) już istniejącego budynku  w innym uzdrowisku  (Salzbrunn, czyli dzisiejsze Szczawno -Zdrój). Kasino Hotel  uroczyście oddano do użytku w roku 1927  i na wiele lat stał się on najbardziej luksusową wizytówką nadbałtyckiego kurortu. A sopocki nadburmistrz rzeczywiście trafił kilka lat później do gdańskiego aresztu w wyniku śledztwa w sprawie malwersacji, stwierdzonych na budowie hotelu, ale nie popełnił tam jednak samobójstwa (jak możemy przeczytać w początkowych kwestiach „Martwego błękitu),  tylko  ostatecznie w niesławie wyjechał i umarł śmiercią naturalną kilka lat później.

Drobne nieścisłości czy przekłamania (np. w kwietniu roku 1933 na pewno nie mogły się odbywać koncerty orkiestry w sopockiej Waldoper, w których  uczestniczy Chris Abell ze swoją partnerką,  bo był to obiekt funkcjonujący tylko sezonowo, a  Adolf Hitler  – którego przemówienia na żywo miał być ponoć  ktoś tu świadkiem w roku 1933 –  odwiedził oficjalnie Gdańsk dopiero we wrześniu roku 1939) mogą  oczywiście nieco  razić ortodoksyjnych historyków czy pasjonatów gdańskiej i  sopockiej historii, ale nie mają większego wpływu na czytelniczy odbiór. Podobnie jak używanie w dość swobodny sposób naprzemiennie polskiego i niemieckiego nazewnictwa – miejsc, obiektów  czy  ulic. W końcu to jednak przede wszystkim  powieść kryminalna, ze  sprawnie skonstruowaną akcją i intrygą,  narastającym  napięciem i suspensem na zakończenie.

To wszystko autor trafnie umieścił nie tylko  w historycznym kontekście, ale i wzbogacił zarówno imponującą  wiedzą o malarstwie, jak i tajemnicą żydowskiej  Kabały.  Moje uznanie wzbudza też oddany z pietyzmem klimat lat 30-tych portowego miasta nad Bałtykiem i sąsiedniego kurortu,  bowiem  nie brakuje w książce Bochusa ani wędrówek po gastronomicznych przybytkach, ani spacerów po bardziej lub  mniej znanych gdańskich uliczkach i zakamarkach,  muzealnych dywagacji o sztuce, czy też dokładnych odniesień do topografii Wolnego Miasta Gdańska i jego bliższych czy dalszych okolic. Staranna podbudowa historyczna  jest przy tym autorowi wręcz niezbędna do stworzenia nie tylko odpowiedniego, barwnego  tła powieści, ale i poprowadzenia swojego  czytelnika w mniej – być może – znane mu rejony, aby zaskoczyć go w finale puentą i rozwikłaniem skomplikowanej kryminalnej zagadki makabrycznych morderstw.  Aby uniknąć kolejnego – na autorze niniejszej recenzji – nie zdradzę oczywiście tego ostatecznego rozwiązania, bowiem każdy  musi  je odkryć sam. Jestem też przekonany, że nie zabraknie czytelników, których wciągną kolejne śledztwa, prowadzone  przez przedwojennego gdańskiego detektywa.

„Martwy błękit” jest zaledwie drugą książką Krzysztofa Bochusa,  ale autor widocznie  – co mnie osobiście niezmiernie  cieszy – upodobał sobie Pomorze jak teren działalności swojego  bohatera. W „Czarnym manuskrypcie” Christian Abell, rozwiązuje kryminalne zagadki, związane z Marienwerder (Kwidzyniem) i Marienburgiem (Malborkiem).  W tej kolejnej – jak chcą  niektórzy, patrzący z dzisiejszej perspektywy – oddał „niepowtarzalny klimat przedwojennego Trójmiasta”. I choć to sformułowanie nie tylko nietrafne, ale wręcz fałszywe, to jednak trudno nie zgodzić się z jego autorem, że mamy do czynienia z powieścią kryminalną retro wysokiej próby, „oferującą dokładnie wszystko to, za co tak bardzo uwielbiamy ten gatunek” oraz „doskonały warsztat pisarski”.

Wojciech Fułek

Krzysztof Bochus, Martwy błękit, Wydawnictwo Muza, Warszawa 2017