Redaktor Naczelny Nowoczesnego Banku Spółdzielczego (listopad 2012): Klub skąpców, a sprawa Polska

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

nbs.2012.11.foto.003.150xWedług szacunków Euler Hermes wciągu ośmiu miesięcy br. upadłość ogłosiło 623 dużych polskich przedsiębiorstw. O tym, że stygnie popyt konsumentów, świadczy m.in. 60-proc. wzrost upadłości sklepów detalicznych.

Grzegorz Krekora
Redaktor Naczelny

Prawdziwy Armagedon nastąpił w spółkach budowlanych – dużych i małych, gdzie swoje zrobił już efekt domina. Jeżeli banki odmówią restrukturyzacji długów bądź prolongaty zobowiązań, sytuacja wielu przedsiębiorców stanie się dramatyczna. A wiadomo, że firmy i banki nie działają na odrębnych wyspach, problemy jednych szkodzą drugim. Analitycy rynku uważają ponadto, że zaostrzenie polityki kredytowej nie jest skutkiem tylko gorszych wyników gospodarki, ale również tego, że działamy w strukturze globalnej, z czego banki komercyjne czerpały w ostatnich latach ogromne korzyści. Restrykcje uderzyły ze strony ich zagranicznych matek, u których pojawił się problem deficytu kapitału, stamtąd przyszły zalecenia, aby ograniczyć akcję kredytową.

Finansowanie ostatniej instancji stanowią fundusze europejskie. W perspektywie lat 2014-2020 możemy uzyskać olbrzymi tort, w którym na realizację programów operacyjnych jest około 70 mld euro. Problem w tym, że budżet UE, stanowiący 1 proc. PKB krajów członkowskich, jest poddawany presji redukcyjnej, pod hasłem kryzysu, przez klub skąpców, czyli największych płatników – Niemcy, Francję, Wielką Brytanię i Holandię. Jednocześnie szczodrym strumieniem płyną środki w skali 3-5 proc. PKB w ramach programów ratunkowych, zarezerwowane tylko dla strefy euro.

Bruksela zaproponowała, aby wspólne wydatki w perspektywie 2014-2020 wyniosły ponad 1 bln euro. Klub skąpców chce tę kwotę obciąć o 100 mld euro. Przez ostatnie lata fundusze pomocowe łączyły, teraz dzielą. Brak zgody może oznaczać przesunięcie decyzji co najmniej o kwartał, a nawet pół roku. Jeśli i wtedy nie uda się dojść do kompromisu, Unia uchwali prowizorium budżetowe, oparte na propozycjach KE i… od nowa rozpocznie rozmowy.

Rząd chce przystąpić do paktu fiskalnego UE, by zwiększyć tym samym wagę polskiego głosu w Europie. Wciąż nie wiadomo jednak, ile otrzymamy w nowej perspektywie. Ministerstwo Rozwoju Regionalnego liczy na to, że w ramach funduszu spójności dostaniemy 300 mld zł, tj. przy obecnym kursie 72 mld euro. Początkowa propozycja KE zakładała kwotę 80 mld euro. Ponadto do Polski trafi 100 mld zł na dopłaty dla rolników, w sumie więc do 2020 r. uzyskamy ponad 400 mld zł i wiadomo, że będzie to ostatnia tak duża koperta finansowa, na jaką może liczyć Polska.

Ambicje Brukseli są redukowane lub w najlepszym razie ograniczane do eurostrefy. W Parlamencie Europejskim padają propozycje stworzenia oddzielnego „budżetu wzrostu” na poziomie 1 proc. PKB, zarezerwowanego tylko dla 17 państw z tej strefy. W myśl ostatnich projektów miałby on dodatkowo uszczuplić fundusze pomocowe o kwotę 55 mld euro. Promowane są nawet pomysły stworzenia Zgromadzenia Parlamentarnego Strefy Euro. Eksperci oceniają, że takie podejście to już nie jest biznes, a czysta polityka, która cofnie globalizację i zamknie granice dla przepływu kapitału.