Redaktor naczelny „Miesięcznika Finansowego BANK”: Tarcza ważniejsza od miecza
Już tony atramentu i farby drukarskiej wylano, pisząc o cyberbezpieczeństwie. To, co kiedyś znaliśmy z ekranów kinowych, stało się realnym zagrożeniem podobnym do aktów terroru islamskich fundamentalistów. Stare powiedzenie, że „nic tak nie integruje jak wspólny wróg”, zyskało nowy wymiar w relacjach państwa z polskim sektorem bankowym. Powstałe na Wschodzie cyberarmie testują odporność naszej infrastruktury krytycznej, której nie da się wzmocnić bez udziału informatyków z sektora finansowego.
Te działania już mają miejsce, a przy ubiegłorocznej analizie wniosków programu „Rodzina 500+” po raz pierwszy w historii działał wspólny zespół bankowych analityków, prokuratorów i policjantów. Problemem nr 1 pozostaje sfera edukacji o cyberzagrożeniach naszych rodaków. Nie robią tego na odpowiednią skalę: rząd, NBP, szkoły, uczelnie, media publiczne i prywatne. Potrzebna jest potężna ogólnopolska kampania informacyjna, wsparta przez media społecznościowe i zajęcia w szkołach.
To wydatki nieporównywalnie mniejsze niż budowa kolejnych firewalli itp. Banki nie potrafią docenić faktu, że ich wspólna inicjatywa dotycząca bezpieczeństwa w internecie i mobility pomoże wyciszyć populistyczne ataki na środowisko. A biorąc pod uwagę efekty i porównując je do kosztów promowania nowych produktów bankowych, to będą najlepiej wydane pieniądze. Zagrożenie ze strony różnego typu wschodnich reżimów politycznych i zainteresowanie Polską ze strony ekstremistów muzułmańskich skłania do refleksji, że jest już za pięć dwunasta.