Redaktor naczelny „Miesięcznika Finansowego BANK”: „Frankowy” racjonalizm?
Prezes Jarosław Kaczyński wyraźnie zaapelował do swojego otoczenia politycznego, aby żadne pomysły dotyczące przewalutowania kredytów hipotecznych nie zachwiały podstawami sektora bankowego. Trudno nie odnieść wrażenia, że eksperci z PiS – rekomendowani do NBP, KNF czy resortu finansów – po zapoznaniu się z twardymi danymi uznali wszystkie dotychczasowe pomysły za dość ryzykowne dla całej sfery finansów publicznych.
O ile operacja pt. „podatek bankowy” zakończyła się umiarkowanym sukcesem, to gigantyczny plan przewalutowania hipotecznych kredytów walutowych według kursu z dnia zawarcia umowy mógłby wywołać ucieczkę kapitału zagranicznego. I nie chodziłoby tylko o dywidendy. Co gorsze, poważnie zaszkodziłaby planowi Morawieckiego, opartego m.in. na pozyskaniu komercyjnych środków z globalnej gospodarki. Te makroekonomiczne aspekty z trudem, ale w porę dotarły do umysłów ekipy rządowej.
Trudno nie zauważyć, że na dość pragmatyczną postawę PiS wobec frankowiczów wpłynęły sugestie płynące m.in. ze strony ZBP, środowisk ekonomistów, niezależnych analityków, polityków etc. Stare porzekadło, że kropla drąży skałę, zyskało na naszych oczach nowy wymiar. Jest jeszcze jeden aspekt, którego nie sposób ominąć: sektor bankowy jest jednym z tych podatników, którzy najlepiej odprowadzają do fiskusa podatek CIT, nie zalegają ze składkami za ZUS. W przypadku tak ambitnych planów rządu dotyczących socjalu trudno nie zauważyć tego faktu. Ktoś musi płacić za te dość rozdęte projekty, a także składki na BFG, który służy obecnie na wielką skalę do ratowania kolejnych SKOK-ów. Wszak nie zarzyna się kury przynoszącej złote jaja.