Raport Specjalny | Nowe technologie – Regulatory Outlook 2023 – Deloitte Polska | Niezbędny jest silny sektor bankowy zdolny do generowania zysków
W 2023 r. dla sektora bankowego największym wyzwaniem będzie rzeczywiście inflacja?
– W przypadku polskiego sektora wydaje mi się, że nie. Największe ryzyka to w mojej ocenie te niemierzalne i trudne do przewidzenia, które mogą mieć duży wpływ na branżę. Jako najtrudniejsze do zarządzania identyfikuję ryzyko prawno-regulacyjne w dwóch wymiarach. Po pierwsze – zastanawiamy się, jak duży jest wpływ wydarzeń z przeszłości i jak duże rezerwy powinny być stworzone pod ich kątem. Będą pojawiały się nowe interpretacje orzecznictwa, które zaczną kwantyfikować potencjalne straty. Kwoty potencjalnych dodatkowych rezerw, które prawdopodobnie będą dość wysokie, wymuszą weryfikację, jaka jest zdolność poszczególnych banków, żeby takie straty w swoich kapitałach zaabsorbować. Podkreśliłem – w kapitałach – ponieważ zyski obecnie i w nieodległej przyszłości stoją pod znakiem zapytania. Dzieje się tak głównie ze względu na ryzyka prawno-regulacyjne oraz ryzyko zmienności.
Paradoksalnie wydaje mi się, że dodatnie stopy procentowe, nawet przy obecnej inflacji, dają spore szanse na generowanie zysków na podstawowej działalności, które jednak mogą być konsumowane przez zdarzenia jednorazowe, występujące coraz częściej i w zasadzie należałoby już nazywać je oczekiwanymi „zdarzeniami nieoczekiwanymi”. Przykładem mogłaby być ewentualna powtórka tzw. wakacji kredytowych, która oznaczałaby zapewne ograniczenie zysku, czy również nieuregulowany wciąż spór wokół kredytów frankowych. Wyzwania prawno-regulacyjne mogą się pojawić w nowych obszarach, a ich możliwy koszt byłby dużo większy niż spodziewane czy mierzalne zyski.
Inflacja, ryzyko kredytowe czy poziom stóp procentowych to duże wyzwania, ale zarządzający ryzykiem potrafią sobie z nimi radzić, bazując na doświadczeniach z przeszłości. W sferze prawno-regulacyjnej brakuje nam rozwiązania zarówno ex post, jak i ex ante. Myślę choćby o kwestionowaniu WIBOR, ale również innych ryzyk prawnych w umowach. Oczekujemy dostępności produktów dla wszystkich, natomiast z drugiej strony mówi się, że sektor bankowy powinien wziąć na siebie dużą część ryzyk prawno-regulacyjnych. Tymczasem przejęcie ryzyka sprawia, że produkt przestaje być dostępny czy atrakcyjny dla konsumenta. Idealnego rozwiązania nie ma i trzeba wypracować kompromis. W mojej ocenie – im szybciej to nastąpi, tym lepiej.
Poziom ryzyka prawno-regulacyjnego w Polsce istotnie odstaje od sytuacji w innych krajach, a może nie jest to wyjątek i Europa po prostu zmierza w kierunku szerszej ochrony konsumenta, co materializuje wspomniane ryzyka w poszczególnych krajach?
– Sukcesywne zwiększanie customer protection to trend globalny. Chodzi o to, że strona profesjonalna powinna tak formułować umowy, by zabezpieczać konsumenta przed określonymi ryzykami. Sytuacją specyficzną dla Polski jest materializacja problemów, z którymi dotychczas sobie nie poradziliśmy. Przykładem może być kwestia frankowa. Problemy takie zaistniały w wielu krajach i prawie wszędzie, poza Polską, zostały rozwiązane. Obecnie trwa dyskusja, jak powinien wyglądać produkt hipoteczny, zaciągany na wiele lat, a doświadczenie polskiego młodego rynku jest jeszcze ograniczone. W wielu państwach funkcjonują zróżnicowane rozwiązania, ale często praktykowana jest utarta już i zaakceptowana przez wszystkie strony praktyka regulująca, czy dany produkt ma być na zmienną, czy stałą stopę, jaki ma być okres finansowania. Są rynki, gdzie kredyty hipoteczne udzielane są na okres od dwóch do pięciu lat i wszystkie strony akceptują taki konsensus. W Polsce tego brakuje, przez co skala problemu wykracza poza to, co widzimy w innych krajach.
Oczywiście dyskutujemy o wielu rzeczach, choćby o zakresie consumer protection w obszarze technologicznym, weryfikacji tożsamości, czy też adekwatności produktu dla klienta. Myślę, że odpowiedzialność banku za decyzje klienta w tej sferze budzi emocje w takim samym stopniu zarówno w Polsce, jak i za granicą. Towarzyszy temu także profesjonalna debata, która mocno wybrzmiała na tegorocznym kongresie Zarządzania Ryzykiem i Kapitałem w Bankach. Dla zilustrowania skali problemu przytoczę przykład z rynku brytyjskiego, gdzie dyskutuje się, czy bank popełnia błąd w ocenie zdolności kredytowej, jeśli kredytobiorcy nie są w stanie obsługiwać kredytu z powodu zmiany kosztów życia (np. spowodowanej wzrostem kosztów energii).
To bardzo trudny moment dla banków. Z jednej strony przy wysokich stopach procentowych i rosnącej inflacji łatwo podważyć zdolność kredytową dużych grup klientowskich, tyle że nie do końca o to chodzi, aby wykluczyć finansowo dużą grupę społeczną. Nie chodzi też o to, by powiedzieć, że jeśli bank udzielił kredytu i ktoś przestaje go spłacać, bo nie stać go na poprawną obsługę, to jest to błąd banku. Na chwilę obecną żadne skrajne rozwiązanie nie jest dobre. Zapewne będziemy świadkami poszukiwania konstruktywnych rozwiązań w rodzaju rozkładania kredytu krótkoterminowego na dłuższy okres ze względu na wyższe koszty życia czy zmianę sytuacji.
Consumer protection oraz odpowiedniość produktu są tymi obszarami, gdzie zmiany następują w tempie, na które jako sektor nie jesteśmy jeszcze wystarczająco przygotowani. Wzrost stóp procentowych, ich zmienność lub inne zdarzenia ekstremalne w rodzaju wzrostu kosztów utrzymania o 50%, gdy nie wystarcza na ratę kredytową, zwiększają powagę sytuacji. Na chwilę obecną jest to domena brytyjskiego consumer protection, niemniej myślę, że w Europie ten trend też będzie się pojawiać.
Jaką zatem strategię mogą obrać banki, biorąc pod uwagę ryzyko prawne, a nie tylko kredytowe? Czy możemy spodziewać się dystansowania się wobec niektórych produktów, na przykład hipotecznych, a może „tylko” bardziej rygorystycznej analizy kredytobiorcy?
– Racjonalnym zachowaniem wielu inwestorów byłaby konstatacja, że ten biznes jest zbyt ryzykowny. Wydaje mi się, że banki nie wycofają się ze wszystkich produktów naznaczonych rosnącym ryzykiem prawnym, bo mielibyśmy do czynienia ze zbyt małą skalą biznesu. Dobrą informacją dla indywidualnych i profesjonalnych kredytobiorców, ale również deponentów, jest to, że banki mają silną motywację, by znaleźć rozwiązanie tych problemów. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby banki brały ryzyko prawno-regulacyjne w całości na siebie, ale nie sądzę, że wycofają się one całkowicie z kredytów hipotecznych, choć biznesowo być może byłoby to całkiem uzasadnione. Już zresztą kilka instytucji zrezygnowało z kredytów o zmiennym oprocentowaniu, był to efekt oceny ryzyka, która wykazała, że ten produkt staje się zbyt obciążony. Myślę, że będziemy obserwować dopasowywanie produktów do wspomnianych ryzyk, niemniej wydaje mi się, że nawet nowe produkty nie do końca eliminują ryzyko prawne, które w przypadku materializacji, nawet na spodziewanym poziomie, może sprawiać, że produkty te nie będą do końca rentowne.
Czy oprócz wyzwań prawno-regulacyjnych dostrzega pan też wyzwania podatkowe istotne dla sektora bankowego?
– Podatki to też regulacje. Do przepisów podatkowych trzeba się stosować, a jak wskazuje praktyka, banki są w tym względzie skrupulatne. Jednocześnie sektor bankowy wydaje się być coraz bardziej obciążany podatkowymi obowiązkami raportowymi, niedotyczącymi własnych zobowiązań podatkowych banków. Przykładowo wymienić tu można przepisy dotyczące FATCA, CRS, STIR. Z tym wiążą się dwie główne kwestie. Pierwsza, czy i ile jeszcze takich (dodatkowych) obowiązków sektor bankowy jest w stanie wziąć na siebie i zaabsorbować ich koszty. To jest pytanie do ustawodawcy, by rozważył, czy nie ma innych możliwości gromadzenia koniecznych informacji podatkowych – sprawozdawczość podatkowa coraz bardziej się informatyzuje, tak więc organy podatkowe dysponują coraz większą ilością danych, należy nimi umiejętnie zarządzić. Druga kwestia to outsourcing takich funkcji. Skoro sektor bankowy outsourcuje np. obowiązki AML, to w zasadzie nie stoi nic na przeszkodzie, by również obowiązki w zakresie FATCA, CRS czy podobne podatkowe obowiązki raportowe przenieść do podmiotów zewnętrznych, prawda? Odpowiedź na to pytanie to z kolei zadanie dla samych banków – czy to nie pozwoliłoby im efektywnie obniżyć koszty i skupić się na działalności generującej przychody.
A w kontekście obciążeń podatkowych samych banków?
– Na przestrzeni ostatnich kilku lat można zaobserwować wyraźny trend wzrostowy efektywnej stopy podatkowej w sektorze bankowym. To oznacza, że koszt prowadzenia działalności bankowej staje się coraz wyższy, a wypracowanie zysku coraz trudniejsze, także z uwagi na obciążenia podatkowe. Nie należy zapominać, iż obok podatku CIT banki płacą także tzw. podatek bankowy, podatek VAT (którego co do zasady nie mogą, w przeciwieństwie do innych przedsiębiorców, odliczyć), podatki pracownicze, jak PIT i składki ZUS oraz szereg innych podatków czy parafiskalnych opłat.
Należy odnotować kilka korzystnych zmian w tym obszarze, np. wprowadzenie regulacji umożliwiających tworzenie grup VAT czy wybór opodatkowania VAT usług bankowych bądź szerzej finansowych. Doceniając te rozwiązania, nie sposób jednocześnie nie zwrócić uwagi na ich bardzo ograniczoną możliwość zastosowania w praktyce. Tak więc występują nowe możliwości, ale w zasadzie nikt z nich nie korzysta albo korzysta, ale w bardzo ograniczonym zakresie, bo narzucone przez ustawodawcę warunki są w zasadzie nie do spełnienia. Rekomendowałbym ustawodawcy uelastycznienie wprowadzonych rozwiązań, co przełoży się na efektywność procesową i kosztową grup bankowych, zachęci do tworzenia nowych podmiotów, szukania nowych dróg rozwijania biznesu, i w ten sposób doprowadzi do wzrostu przychodów, zatrudnienia itd. Budżet nie powinien na tym rozwiązaniu stracić, a patrząc holistycznie, powinien istotnie zyskać. Warto to zatem, również wzorem innych państw, rozważyć.
Wróćmy na chwilę do upadłości banków, wiemy, że mają różne podłoże. Nie jest tak jak w 2007 r., kiedy były ściśle powiązane z rynkiem hipotecznym. Obecnie punktów zapalnych jest więcej w związku z pandemią, inflacją czy wojną, a kolejne ryzyka pewnie dopiero się wygenerują. Dlatego obecnie trudniej zarządzać tym procesem niż w roku 2007.
– Trzeba zaakceptować zwiększoną niepewność rynku. Mogą zdarzyć się różne nieprzewidywalne zjawiska, nawet jeżeli nie wskazujemy indywidualnie jakiegoś banku. Zdajemy sobie sprawę z tego, że każdy jest narażony na trochę inne ryzyka. Podwyższone ryzyko sektora bankowego w poszczególnych krajach, jak w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, jest zjawiskiem wytłumaczalnym. Agencje ratingowe w kilku przypadkach sektorowo, w kilku indywidualnie skorygowały swoje oceny, wyraża to w obu przypadkach większe prawdopodobieństwo defaultu pojedynczych instytucji, nawet jeżeli nie jest to wskazane indywidualnie. Pozytywny sygnał to odpowiedzialne zachowanie sektora, który był w stanie w poszczególnych przypadkach, czy amerykańskim, czy szwajcarskim, czy polskim – w odpowiedzialny sposób podjąć decyzje wykraczające poza minima regulacyjne, żeby uzupełniając fundusze gwarancyjne, zapewnić stabilność sektora. To były bardzo odpowiedzialne i rozważne decyzje, które pokazują potrzebę modyfikacji podejścia zapisanego w regulacjach. Wskazuje na to fakt, że sytuacje kryzysowe odnotowane na trzech rynkach wymagały działań poza minimalnymi ramami określonymi prawem i świadomego wsparcia sektora. Niezbędny jest silny sektor bankowy zdolny do generowania zysków, żeby w nagłych sytuacjach zyski i nagromadzony kapitał pozwalały pokrywać nieoczekiwane zdarzenia i straty. W ostatnich latach sektor bankowy dotykały liczne zdarzenia, w wyniku których musiał pokryć stratę, albo nie generował zysku, w efekcie czego nie jest obecnie atrakcyjny dla inwestorów, a jego rola w odbudowie czy napędzaniu gospodarki może być utrudniona. Dlatego wyczyszczenie historii regulacyjnej w Polsce i stworzenie ram prawnych, które odbudują trwałą rentowność sektora jest kluczowe i dałoby podstawę, żeby bankowość ze wszystkimi innymi problemami radziła sobie sama.
Okres przedwyborczy raczej nie będzie temu sprzyjał…
– Sądzę, że to jest główne wyzwanie. Szukając pozytywów, myślę, że istnieją obszary wspólnych interesów. Do nich powinno należeć ustalenie przyszłości umowy kredytu hipotecznego, żeby banki nie obawiały się udzielać tych kredytów, żeby tam przekierowały wolne kapitały, w ten sposób napędzały gospodarkę i pomogły wielu branżom funkcjonować efektywnie. O ile rozwiązanie tych problemów ex post nie jest łatwe, to skupienie się na tym, żeby patrząc w przyszłość stworzyć środowisko, w którym chcemy udzielać kredytów, wskazanie, że to jest umowa, którą akceptują wszystkie strony na przyszłość, wydaje się całkiem realne niezależnie od opcji politycznej. Wierzę, że taką grupę udałoby się zbudować, choć niewątpliwie nie jest to łatwe.