Raport Specjalny. Horyzonty Bankowości 2020. Finanse: Kredyty frankowe: co oznacza upadek umowy?
Ogłoszenie przez sąd upadku umowy cywilnoprawnej, a więc również i kredytowej, powinno skutkować wzajemnym rozliczeniem świadczeń, uzyskanych przez obie strony – stanowi art. 410 Kodeksu cywilnego. W obliczu wrześniowego orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w tzw. sprawie Dziubak vs Raiffeisen kwestia właściwego rozumienia tej regulacji nabrała doniosłego znaczenia. Nie ma wątpliwości, iż kredytobiorca powinien w takiej sytuacji uzyskać od banku zwrot wszystkich rat, wpłaconych przed decyzją unieważniającą umowę. Z kolei kredytodawcy przysługiwałoby roszczenie wzajemne względem swego klienta, na które – jak wskazuje wielu cywilistów – składałaby się po pierwsze kwota kapitału postawionego do dyspozycji kredytobiorcy, po drugie zaś wynagrodzenie za korzystanie z tegoż kapitału przez okres od udzielenia kredytu do stwierdzenia jego upadku przez sąd. Podstawę prawną dla takiego właśnie roszczenia stanowiłby art. 405 Kodeksu cywilnego, w następującym brzmieniu: „Kto bez podstawy prawnej uzyskał korzyść majątkową kosztem innej osoby, obowiązany jest do wydania korzyści w naturze, a gdyby to nie było możliwe, do zwrotu jej wartości”.
Stanowisko organów ochrony konsumenta
Taka wykładnia prawa cywilnego została zakwestionowana przez niektóre organy ochrony konsumentów. W stanowisku, opublikowanym w 23 grudnia ub.r., prezes UOKiK sugerował, że informowanie o możliwości dochodzenia przez bank wynagrodzenia za korzystanie z kapitału stanowić miało formę presji, wywieranej przez kredytodawcę na klientów w celu zniechęcenia tych ostatnich do wytoczenia powództwa. Wyraził on opinię, jakoby unieważnienie umowy kredytowej z uwagi na zawarte w jej treści klauzule abuzywne wykluczało możliwość dochodzenia przez bank innych świadczeń poza kwotą kapitału przekazaną kredytobiorcy. Analogiczny pogląd wyraził również Rzecznik Finansowy, twierdząc, że uznanie takowego żądania kredytodawcy przez sąd pozostawało w sprzeczności z celami dyrektywy 93/13/EWG w sprawie nieuczciwych warunków w umowach konsumenckich. „Skutkiem ewentualnego uwzględnienia takiego żądania byłoby wytworzenie sytuacji prawnej i ekonomicznej, w której przedsiębiorca stosujący niedozwolone postanowienia umowne nie tylko nie odniósłby negatywnych skutków związanych z ich stosowaniem, ale uzyskałby nawet większą korzyść niż z wykonania umowy zawierającej postanowienia niedozwolone” – czytamy w istotnym poglądzie RF w sprawie Dziubak vs Raiffeisen. Podobne wnioski znaleźć można również w dokumencie sporządzonym przez Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich.
Przywrócenie równości stron to nie uprzywilejowanie kredytobiorcy
Stanowisko wskazanych organów budzi poważne wątpliwości zarówno na gruncie prawa konsumenckiego, jak i cywilnego. Pozbawienie kredytodawcy prawa do dochodzenia od drugiej strony umowy jakichkolwiek innych roszczeń poza zwrotem pożyczonej kwoty kapitału byłoby wszak równoznaczne z zastosowaniem wobec banku tzw. sankcji kredytu darmowego. Rzecz w tym, że instrument takowy może być zastosowany jedynie w przypadkach określonych wprost w obowiązujących przepisach, na przykład przy niedopełnieniu obowiązków informacyjnych, poprzedzających zawarcie umowy o kredyt konsumencki. Takich możliwości nie daje natomiast upadek umowy kredytowej, również z uwagi na stwierdzone w toku postępowania niedozwolone zapisy umowne. – Wówczas mają zastosowanie ogólne zasady Kodeksu cywilnego, a konkretnie art. 405, 406 i 410 – podkreśla mec. Jerzy Bańka, wiceprezes Związku Banków Polskich. Także i prawo unijne nie przewiduje w takich przypadkach sankcji kredytu darmowego, ani żadnych innych środków karnych uniemożliwiających skorzystanie przez firmę z instrumentów określonych w krajowym prawie cywilnym. „W szczególności celem dyrektywy 93/13/EWG nie jest karanie przedsiębiorcy. Efekt sankcyjno-prewencyjny jest jedynie skutkiem ubocznym dyrektywy, który osiągany jest przede wszystkim przez działanie organów administracyjnych państwa (UOKiK, KNF), które działają na podstawie przepisów prawa publicznego” – czytamy w opinii prawnej z 31 stycznia br., przygotowanej przez prof. dr. hab. Michała Romanowskiego, pracownika naukowego Uniwersytetu Warszawskiego i członka Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego w latach 2006-2016. Ekspert wskazał zarazem, iż zasadniczym celem przepisów unijnych jest przywrócenie równowagi kontraktowej, a nie stworzenie okazji do bezzasadnego uprzywilejowania konsumenta, również poprzez jego bezpodstawne wzbogacenie. „W konsekwencji dyrektywa 93/13/EWG (w tym jej cel) nie sprzeciwia się dochodzeniu przez bank wynagrodzenia za korzystanie z kapitału od konsumenta w przypadku upadku umowy kredytowej wskutek uznania jej kluczowych postanowień za abuzywne, jeżeli wynagrodzenie takie jest należne na podstawie przepisów prawa krajowego oraz zostało obliczone zgodnie z zasadami słuszności” – przekonuje prof. Romanowski.
Wynagrodzenie to w istocie zwrot poniesionych kosztów
Także przedstawiciele sektora bankowego podkreślają, że ewentualne roszczenia w zakresie wynagrodzenia za korzystanie z kapitału nie będą ukierunkowane na wygenerowanie dodatkowego zysku, co zdawały się sugerować opinie Rzecznika Finansowego, RPO i UOKiK. Mec. Jerzy Bańka przypomniał, iż interpretacja takowa była wynikiem niezrozumienia pisma procesowego pełnomocnika banku w sprawie Dziubak vs Raiffeisen. – W dokumencie tym wskazano różne możliwości dochodzenia tego, co my określamy umownie zmianą wartości pieniądza w czasie. Najprawdopodobniej to sformułowanie wywołało błędne przeświadczenie, jakoby kredytodawca zamierzał kierować wobec swego klienta jakieś szczególne żądania, łącznie z odebraniem nieruchomości. Takie roszczenia w istocie nigdy nie były formułowane. Związek Banków Polskich zawsze miał na uwadze wyłącznie pokrycie kosztów, jakie bank poniósł w związku z pozyskaniem kapitału na akcję kredytową. Zarówno wykorzystanie środków powierzonych przez deponentów, jak również zaciągnięcie pożyczki na rynku międzybankowym generuje wszak istotne wydatki dla banku. W tym kontekście rozumiemy prawo instytucji finansowych do wynagrodzenia za korzystanie z kapitału – zadeklarował wiceprezes ZBP. Nie ma też najmniejszych wątpliwości, iż kwestionowanie innych roszczeń kredytodawców niż zwrot samego kapitału rodziłoby poważne zastrzeżenia natury etycznej. Analitycy rynku pieniężnego wskazują, że pomiędzy końcem roku 2005, kiedy to w związku z przystąpieniem Polski do Unii i perspektywą rychłego przyjęcia euro rozpoczął się frankowy boom, a końcem roku 2018 nastąpił istotny, bo przeszło dwudziestoprocentowy spadek siły nabywczej polskiego pieniądza. Oznacza to, że każde 100 tys. zł, pożyczone w latach 2005-2006 warte było w roku 2018 nie więcej niż 79 tys. zł. Warto jednak podkreślić, że kalkulacja ta nie uwzględnia utraconych korzyści, jak również ryzyka wynikającego z możliwości niespłacenia zobowiązania przez kredytobiorcę. Konsekwencją przyjęcia interpretacji sugerowanej przez instytucje ochrony konsumenta byłoby przerzucenie wszystkich tych kosztów na instytucje finansowe, przy równoczesnym wygenerowaniu po stronie kredytobiorcy niczym nieuzasadnionej korzyści, w niektórych przypadkach sięgającej nawet 40% wartości udzielonego finansowania.
W oczekiwaniu na stanowisko TSUE
Szczegółowe przesłanki, umożliwiające bankom dochodzenia wynagrodzenia z tytułu korzystania z kapitału od swych klientów, wyliczył w cytowanym już dokumencie prof. Romanowski. Choć orzeczenie w sprawie upadku umowy kredytowej ma charakter konstytutywny, to jednak przynosi skutek wsteczny (ex tunc), a to oznacza, iż przez cały czas trwania finansowania klient korzystał ze środków banku bez podstawy prawnej. Wygenerowało to przysporzenie po stronie kredytobiorcy i równocześnie zubożenie kredytodawcy. „Przyjęcie odmiennego poglądu byłoby sprzeczne z aksjologią polskiego prawa cywilnego, które nie dopuszcza niesłusznego wzbogacenia każdej osoby prawa prywatnego względem innej osoby prawa prywatnego” – zwrócił uwagę ekspert, wykazując równocześnie sprzeczność stanowiska organów ochrony konsumenta z zawartą w art. 32 ustawy zasadniczej gwarancją równego traktowania podmiotów oraz konstytucyjną zasadą ochrony własności i praw majątkowych. Także i ubiegłoroczny wyrok TSUE nie odnosi się w żadnej mierze do kwestii wynagrodzenia za korzystanie z kapitału. Sprawa ta będzie dopiero przedmiotem rozstrzygnięcia unijnego trybunału, a to z uwagi na pytanie prejudycjalne, skierowane niedawno przez Sąd Okręgowy w Gdańsku. Trudno się jednak spodziewać, aby stanowisko TSUE w tej materii było przełomowe. Mec. Jerzy Bańka przypomina, iż kwestie te objęte są reżimem krajowego prawa cywilnego, na co pośrednio wskazywało również październikowe orzeczenie unijnego sądu. – Myślę, że w tym przypadku trybunał najpewniej stwierdzi, iż nie leży to w jego kompetencjach – podsumował wiceprezes ZBP.