Raport specjalny | Nie zbudujemy zielonego ładu na hydroenergetyce

Raport specjalny | Nie zbudujemy zielonego ładu na hydroenergetyce
Fot. accogliente/stock.adobe.com
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
W Polsce mamy ponad 750 elektrowni wodnych. W zdecydowanej większości są to obiekty małe - ich moc nie przekracza pół megawata. W ubiegłym roku energia z hydroelektrowni stanowiła zaledwie 1,55% wytworzonej w kraju mocy i eksperci nie pozostawiają złudzeń - dla energii pozyskiwanej z rzek nie ma w Polsce zbyt dobrych perspektyw. Mimo to powstaje kolejna duża zapora wodna, a rząd chce dofinansowywać małe elektrownie wodne.

Sławomir Dolecki

Potencjał techniczny hydroenergetyki w Polsce szacuje się na 12 TWh/rok. Nie jest on jednak rozłożony równomiernie na obszarze kraju – 80% przypada bowiem na Wisłę wraz z dopływami. Wynika to z faktu, że w Polsce ukształtowanie terenu jest w większości nizinne, więc brak jest dużych, naturalnych spadów. W rezultacie nie ma wielu miejsc, w których można zlokalizować duże elektrownie wodne.

Dla porównania, krajem wyjątkowo dobrze rozwiniętym pod względem uzyskiwania energii elektrycznej z potencjału wody jest Norwegia. Techniczny potencjał hydroenergetyczny szacuje się tam na 213 TWh/rok, a energetyka wodna dostarcza blisko 96% energii. Również Brazylia należy pod tym względem do światowej czołówki – 70% energii elektrycznej wytworzonej w tym kraju pochodzi z hydroenergetyki. Warto również odnotować, że aż 71% całej światowej energii ze źródeł odnawialnych to właśnie energia wytworzona przez rzeki.

Kaskada, która nie powstała

W ogromnym zainteresowaniu hydroenergetyką nie ma nic dziwnego, ponieważ elektrownie wodne przetwarzają naturalne zasoby energetyczne przyrody z największą – w porównaniu z innymi źródłami energii – sprawnością, sięgającą nawet 90%. Poza tym produkcja energii elektrycznej z przepływu rzek jest promowana ze względu na zerową emisję gazów cieplarnianych do atmosfery.

Niestety elektrownie wodne wymagają wysokich kosztów inwestycyjnych i odpowiedniego ukształtowania terenu, dlatego obecnie ich liczba w Polsce jest ograniczona. Eksperci nie ukrywają, że hydroenergetyka wodna nie ma w Polsce świetlanej przyszłości.

Z historycznej perspektywy patrząc, pierwsze elektrownie wodne powstawały u nas jeszcze przed wojną, bardziej na potrzeby regulowania przepływu wody niż energetyki – mówił prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej na łamach „Rzeczpospolitej”. „Z kolei po wojnie, gdy powstał centralny system energetyki, nie było wielkiego sensu utrzymywania takiej rozproszonej energetyki. Instalacje stopniowo były zaniedbywane”.

Boom na energetykę wodną w Polsce pojawił się ponownie na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX w. Wówczas powstały duże obiekty zawodowe – Solina (1968), Włocławek (1969), Żydowo (1971), Porąbka-Żar (1979). To cztery z pięciu największych polskich hydroelektrowni. Wówczas także zrodziła się koncepcja Kaskady Dolnej Wisły, która obejmowała zespoły zapór wodnych w dolnym biegu Wisły od Warszawy do Gdańska. Projekt zakładał budowę tam w ośmiu miejscowościach: Wyszogrodzie, Płocku, Włocławku, Nieszawie (lub Ciechocinku), Solcu Kujawskim, Chełmnie, Opaleniu i Tczewie. Kaskada miała dostarczać energię elektryczną oraz umożliwiać śródlądowy transport wodny, łączący centrum kraju z portami morskimi w Gdańsku i Gdyni. Jako pierwsza powstała elektrownia we Włocławku, jednak problemy gospodarcze za czasów rządów Edwarda Gierka zmusiły władze do zaniechania całego przedsięwzięcia.

Spór praktycznie nierozwiązywalny

W latach dziewięćdziesiątych minionego wieku temat kontynuacji projektu poruszany był kilkukrotnie. Badania wykazały, że zapora we Włocławku – pierwotnie zaprojektowana jako część kaskady – grozi zawaleniem przy dalszej eksploatacji bez budowy niższych stopni. Zwolennicy kontynuowania budowy twierdzili, że kolejny stopień Ciechocinek-Nieszawa to najlepsze trwałe rozwiązanie problemu, dające jednocześnie źródło energii elektrycznej. Przeciwnicy podkreślali natomiast, że w rozwiniętych krajach zaprzestano budowy zapór na rzekach nizinnych. Wisła jest jedną z ostatnich dzikich rzek w Europie, a budowa kolejnych stopni zniszczyłaby rejony wartościowe przyrodniczo – rezerwaty oraz obszary objęte ochroną w programie Natura 2000.

Spór – praktycznie nierozwiązywalny na drodze kompromisu – trwa nadal, mimo to, w sierpniu 2009 r. prezesi Energi SA i Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej podpisali list intencyjny w sprawie budowy tamy na Wiśle w Nieszawie. Towarzysząca zaporze elektrownia mogłaby zapewniać moc od 60 do 100 MW. Koncern Energa – właściciel zapory włocławskiej – miał zamiar zrealizować inwestycję do roku 2016. Jednak już w 2012 r. z proponowanych wariantów do realizacji wybrano lokalizację Siarzewo II, położoną na 708. kilometrze rzeki. W grudniu 2017 r. oficjalnie poinformowano, że w Siarzewie na Wiśle poniżej Włocławka w 2020 r. ma ruszyć budowa stopnia wodnego wraz z elektrownią wodną. Inwestycja – według pierwotnych planów – ma zakończyć się w 2025 r. i kosztować ponad 2 mld zł.

Kolejny stopień rodzi się w bólach

Porozumienie w sprawie budowy stopnia wodnego Siarzewo podpisali wówczas przedstawiciele ministerstw: środowiska, energii, gospodarki wodnej i żeglugi śródlądowej. Poinformowano, że w ramach inwestycji ma powstać m.in. jaz o 15 przęsłach, elektrownia wodna o mocy ok. 80 MW, śluza żeglowna z miejscami do postoju jednostek pływających i lodołamaczy, koryto obejścia stopnia, dwie przepławki dla ryb i urządzenia do spływu ryb w dół rzeki.

Jednak w grudniu 2019 r. dziewięć organizacji pozarządowych złożyło odwołania od decyzji środowiskowej wydanej przez Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska w Bydgoszczy. Zdaniem ekologów, ta inwestycja nie jest potrzebna, co więcej, zaszkodzi środowisku.

Stopień spowoduje bardzo poważną degradację środowiska, w tym – oprócz tego, że zniszczy czynne siedliska bezpowrotnie – będzie generował duże ilości gazów cieplarnianych, w tym metanu” – mówił wówczas dr ­Przemysław Nawrocki z Fundacji WWF.

Zupełnie innego zdania są naukowcy, w opinii których stopień wodny na Wiśle rozwiązuje wiele problemów i daje nowe możliwości.

Potrzebujemy tego stopnia, ze względu na przesłanki społeczne, ekonomiczne, a także ekologiczne – przekonuje prof. Krystyna ­Wojewódzka-Król z Wydziału Ekonomicznego Uniwersytetu Gdańskiego, i dodaje, że Polska cierpi na deficyt wody. Nasz kraj ma jedne z najmniejszych zasobów wody w Europie, dlatego musimy ją retencjonować. Średnia retencja światowa wynosi ok. 11%, w Polsce to tylko 6%. Według profesor, Kaskada Dolnej Wisły jest w stanie zwiększyć ogólnopolską retencję aż o 30%, a stopień wodny Siarzewo wpisuje się w ten plan. Ze zwiększeniem ilości gromadzonej wody wiążą się dwie kolejne zalety. Po pierwsze, przeciwdziałanie suszy w rolnictwie, po drugie, zapobieganie pożarom w lasach.

Ministerstwo Klimatu planowało zakończyć postępowanie odwoławcze jeszcze w bieżącym roku. Według premiera Mateusza Morawieckiego, w tym roku będą też kontynuowane uzgodnienia administracyjne, kompletowanie dokumentacji oraz analiz finansowych niezbędnych przy realizacji kolejnych etapów inwestycji. Obecnie trwają przygotowania do przetargów dotyczących kolejnych działań, m.in. przygotowania projektów budowlanych i wykonawczych. Sam projekt budowlany ma powstać w latach 2020-2021. Wyłonienie wykonawcy zadania odbędzie się w latach ­2022-2023. Budowa ma ruszyć w 2024 r. Oddanie stopnia wodnego w Siarzewie zaplanowano na rok 2028.

Przyrasta jedynie na papierze

Warto jednak pamiętać, że w polskim systemie hydroenergetycznym obok dużych zawodowych siłowni wodnych mamy setki małych elektrowni, w przeważającej większości prywatnych lub należących do małych firm. Według informacji Urzędu Regulacji Energetyki o małych instalacjach OZE w 2019 r. – 341 z nich o łącznej mocy 51,5 MW w ciągu całego roku wyprodukowało 158 GWh energii. Rok wcześniej produkcja wyniosła 109,6 GWh.

Choć statystyki wyglądają atrakcyjnie, to w rozmowie z serwisem swiatoze.pl Ewa ­Malicka, prezes Towarzystwa Rozwoju Małych Elektrowni Wodnych, zauważyła, że najprawdopodobniej wzrost ten wynika ze zmiany definicji małej instalacji, która nastąpiła w 2018 r. w związku z nowelizacją ustawy o OZE. Według nowej definicji małe instalacje to te o mocy poniżej 500 kW, podczas gdy przed zmianą była mowa o mocy do 200 kW.

Stąd wynika zapewne przyrost mocy i produkcji energii wśród małych instalacji hydroenergetycznych. Niestety jest to wzrost jedynie na papierze, bo w rzeczywistości liczba nowych instalacji MEW nie rośnie tak szybko – uważa Ewa Malicka.

Nie można jednak odmówić rządowi dobrej woli. Pod koniec sierpnia br. rozpoczął się bowiem nabór wniosków w Programie Środowisko, Energia i Zmiany Klimatu na małe elektrownie wodne. W budżecie na ten cel przewidziano niemal 13 mln zł. Według założeń programu, przedsiębiorstwa z całego kraju oraz PGW Wody Polskie mogą ubiegać się o dofinansowanie projektów związanych z poprawieniem wydajności oraz zmniejszeniem wpływu na środowisko małych elektrowni wodnych w Polsce w ogłoszonym przez Ministerstwo Klimatu naborze na „Zwiększenie wydajności wytwarzania energii w istniejących małych elektrowniach wodnych (do 2 MW)”. Inwestycjom powinny towarzyszyć działania edukacyjne w kierunku szkolenia ekspertów w dziedzinie energetyki wodnej.

28 stopni wodnych na Wiśle

Tematyka elektrowni wodnych oraz krajowego potencjału wytwarzania energii przez te instalacje zdominowała jedno z ubiegłorocznych posiedzeń sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Z przedstawionych przez rząd danych wynikało, że na koniec marca 2019 r. w Polsce funkcjonowało 765 takich instalacji o łącznej mocy 981,5 MW. Najwięcej z nich zlokalizowanych jest na Pomorzu oraz Dolnym Śląsku. Silne wciąż są także Warmia i Mazury oraz Pomorze Zachodnie.

Według zaprezentowanych wówczas informacji, w 2018 r. hydroenergetyka wyprodukowała nieco ponad 2,5 TWh energii, co stanowiło 1,47% całkowitej produkcji systemu elektroenergetycznego (w 2019 r. było to 1,55%). W opinii analityków portalu teraz-srodowisko.pl to wciąż niewiele, biorąc pod uwagę fakt, że wykorzystujemy dziś ok. 20% krajowego potencjału wytwórczego polskich rzek.

Sporych szans rozwoju branży rząd zdaje się upatrywać w wielkoskalowej energetyce wodnej i rynku mocy. Od pewnego czasy trwają prace nad programami rozwoju Odry oraz Wisły. Ze wstępnych informacji wynika, że na Wiśle mogłoby znaleźć się aż 28 stopni wodnych, z elektrownią wodną na każdym z nich. Poza tym rząd coraz mocniej akcentuje wagę zaangażowania sektora publicznego w hydroenergetykę. Tymczasem przedstawiciele branży przypominają, że dziś aż 629 spośród 765 działających w Polsce instalacji to znajdujące się w rękach rodzimych małych i średnich przedsiębiorców niewielkie elektrownie o mocy nie większej niż 0,5 MW. Aż połowa z nich korzysta ze wsparcia od 2005 r., co oznacza, że zgodnie z ustawą o OZE zakończy się ono w roku 2020.

Mali przedsiębiorcy nie będą w stanie utrzymać swoich elektrowni wyłącznie z hurtowych cen energii. Ponoszą bowiem koszty nie tylko produkcji energii, ale też m.in. utrzymywania koryt rzek oraz budowy przepławek. Może się okazać, że jeżeli nie zostaną podjęte żadne kroki, za chwilę nie będziemy mieć siedmiuset, ale na przykład trzysta elektrowni” – alarmowała Ewa Malicka.

Według szacunków resortu energii, do 2025 r. całkowita produkcja energii w elektrowniach wodnych może wynieść w Polsce nawet 3 TWh/rok, czyli 0,5 TWh rocznie więcej niż dziś.

Źródło: Miesięcznik Finansowy BANK