Przedziwne słowo – sukces
Mamy 26 listopada, a za oknem słoneczko świeci, że aż miło. Aż dziwne, że nikt jeszcze z rządzących (a pisze te słowa o 14.00) nie stwierdził, że to ich sukces. Jak tak dalej pójdzie, to przypiszą go sobie partie opozycyjne. A jak i te zaśpią, przypną się do tego rządzący niższych szczebli.
Wiadomo – sukces, w odróżnieniu od porażki, musi mieć ojca. Cóż jednak jest ów sukces?
Sukces – to według „Słownika języka polskiego”: pomyślny wynik jakiegoś przedsięwzięcia, osiągnięcie zamierzonego celu. Według „Wikipedii” zaś – działanie na najwyższym poziomie możliwości jednostki, w kierunku spełnienia jej marzeń i pragnień przy jednoczesnym zachowaniu równowagi pomiędzy wszystkimi płaszczyznami życia.
Bogiem a prawdą bardziej podoba mi się to drugie określenie. Bo choć pewnie sukcesu – przynajmniej według norm współczesnego świata – nie osiągnąłem, przecież udało mi się zachować równowagę: mam szczęście pracować z ludźmi, których w większości lubię; Pan pobłogosławił mnie wspaniałą rodziną; mam za co zjeść i za co wypić, garstkę przyjaciół, na których mogę liczyć. I co ważniejsze, do których nie odnoszą się słowa Sokratesa (z obowiązku przypominam – starożytnego filozofa greckiego): Takie czasy nastały, że jak chcesz z kim mądrym pogadać, musisz rozmawiać sam ze sobą. Bo do części przedstawicieli otaczającego mnie świata niestety jak ulał pasują…
Może bierze się to stąd, że współcześni ludzie wolą pogoń za pieniądzem (bo tylko jego posiadanie kojarzy się im z sukcesem) niż poszukiwanie mądrości. Pewnie i dlatego, że to wiąże się z wysiłkiem intelektualnym, a nie wszystkim sił na to starcza, wystarczają im układy. A może, jako rzekł Apolinary Despinoix (filozof, nauczyciel, aforysta): mądrzy ciągle się uczą, głupcy wszystko umieją… Choć obserwatorowi współczesnych ludzi sukcesu na myśl mogą przyjść i inne słowa – Buddy Siakjamuni (właściwie Siddhartha Gautama z rodu Śakjów – założyciela buddyzmu): być głupcem i zdawać sobie z tego sprawę – lepsze to niż być głupcem i uważać się za mądrego.
Może przez to ciągłe udawanie innego, niż się jest coraz trudniej dogadywać się ludziom między sobą. Choć są tacy przedstawiciele korporacji, którzy żeby się dogadywać, nawet słów nie potrzebują. Ale wiadomo – co już zauważył Stanisław Jerzy Lec (właściwie baron Stanisław Jerzy de Tusch-Letz, poeta, satyryk i aforysta) Tam, gdzie wszyscy śpiewają na jedną nutę, słowa nie mają znaczenia.