Pomieszanie z poplątaniem
Dawniej człek żył zgodnie z prawami natury. Jak następowała jesień, mężczyzna wiedział, że - chcąc nie chcąc - musi iść do lasu upolować parę zwierzaków, oprawić je, zasolić, wysuszyć, uwędzić, zapeklować, przetwarzać - słowem, zrobić wszystko, co należy, by zimą było co do gęby włożyć. A że po zjedzeniu słonego pić się zwykle chce, musiał jeszcze w wolnej chwili coś nastawić i przedestylować. Kobieta wiedziała, że trza jej za gary się brać, porobić dżemy, konfitury, kompoty, przetwory owocowe i warzywne. I wszyscy byli zadowoleni, bo każden wiedział, co czynić wypada.
Dziś świat na głowie stanął – co się zamarzy, można w hipermarkecie kupić – i człek głupieć powoli zaczyna. Nie musi kombinować, żeby przeżyć, więc i rozumu mniej używa. A jak wiadomo organ nieużywany, powoli zanika. Wymyśla zatem współczesny człowiek rzeczy, od których tym, co jeszcze jakiś rozsądek zdrowy zachowali, włos jeży się na głowie, a tym, co tam ich nie mają, to na rękach lub nogach. Rolnik zatem, czyli ten co dawniej na zimę się zabezpieczał, zamiast obrządkiem się zająć, wsiada na traktor i na blokady jedzie. Tam, wiadomo, z kolegami się spotka, i razem – jak za dawnych dobrych czasów – zapolują. Tym razem nie na zwierzynę jednak, ale na frajerów, co to zaraz dla świętego spokoju kolejne dopłaty załatwią. I po co w takim razie za jakąkolwiek uprawę się brać – no po prostu się nie opłaca.
Górnik, co to dawniej o urobek dbał, żeby zimą było czym w piecu palić, teraz strajkować woli. Wiadomo – robota ciężka, pobrudzić się można – a tak transparenty się wzniesie, a zaraz zjawi się ktoś i żądania spełniać będzie. Tym chętniej, że rok wyborczy. I tylko dziwny jakiś wytwór czasów, inteligentem zwany, o takich demonstracjach pomarzyć jedynie może. Bo ani żywności nie produkuje, ani węgla nie ukopie, ani w ogóle nic nie wytwarza. I właściwie nie wiadomo, po co żyje – chyba że po to, by spełniać żądania tych „najzdrowszych części narodu”. I bez szemrania – w postaci podatków – kolejne części swego zarobku na one części przeznaczać. Bo jedynym rozwiązaniem polityków na jakikolwiek nacisk i protest jest kładzenie uszu po sobie i przyznawanie racji protestującym. Może zatem inteligenci – wzorem pieśni – miast ludu roboczego wypada udać się na barykady…