Polska do Chin z przesiadką w Niemczech
W 2019 r. eksport z Polski do Chin miał wartość 2,97 mld dolarów, stanowiąc zaledwie 1,1 proc. całości naszej sprzedaży za granicę.
Jeśli Chiny jako odbiorca polskich towarów to dla nas zaledwie żyjątko, to dla Chińczyków Polska jako dostawca jest niczym niedostrzegalny gołym okiem wirus.
Czeski przykład
Towary sprowadzone do Chin w 2019 r. z całego świata były warte 2,06 biliony (2 006 mld) dolarów, a zatem udział z importu z Polski wyniósł 0,15 proc. i zdąża uparcie, choć niespiesznie, ku niebosiężnym wyżynom na wysokości 2 promili.
Punktem odniesienia mogą być Czechy, które też wielkich sukcesów w eksporcie do Chin nie odnoszą, ale biją nas o ponad dwie długości. Ich eksport do Państwa Środka wyniósł w 2019 r. 2,47 mld dolarów, ale czeska gospodarka jest dobrze ponad dwukrotnie mniejsza od naszej.
PKB Polski za 2019 r. miał wartość 566 mld dol., a Republiki Czeskiej 246,5 mld dol.
Nasi południowi sąsiedzi to ponad stuletnia nowoczesna gospodarka przemysłowa, więc znakomita część ich eksportu do Chin to urządzenia, maszyny, pojazdy, oprzyrządowanie itp. U nas ta grupa stanowi połowę eksportu do Chin, ale nie są to, tak jak czeskie, wyroby w sporej części markowe.
Na niemieckich plecach
Jednak Chiny są dla polskiej gospodarki znacznie ważniejsze niż sugerowałyby statystyki handlu zagranicznego. Głównym rynkiem dla polskich towarów, głównie przemysłowych są od lat Niemcy, od 15 lat z udziałem na poziomie ok 28 proc.
Niemcy są na piątym miejscu w aktualnym rankingu państw eksportujących do Chin
Bez odbiorców zza Odry nasz przemysł zwolniłby obroty do poziomu zipania, bowiem prawdopodobnie bardzo dużo podzespołów, części i różnych drobiazgów wytwarzanych w polskich fabrykach trafia do Chin drogą okrężną przez Berlin, Monachium, Essen, Stuttgart, Wolfsburg, Hamburg…
Z eksportem w wysokości 105 mld dol. w 2019 roku Niemcy są na piątym miejscu w aktualnym rankingu państw eksportujących do Chin.
Nasze niezwykle mocne powiązania z gospodarką Niemiec sprawiają w tym świetle, że niemiecko-chińskie relacje gospodarcze są istotne dla polskiego przemysłu.
Chiny i średnie niemieckie firmy
Rząd niemiecki wolałby zmniejszyć zależność kraju od handlu z Chinami, ale wielki przemysł, jak również średnie (wg niemieckiej miary, bo u nas byłyby wielkie) firmy stanowiące trzon tamtejszej gospodarki zwany Mittelstand zwiększają swoją tam aktywność.
Tygodnik The Economist odkrył, że spośród 15 największych niemieckich spółek giełdowych aż 10 osiąga w Chinach ponad 10 proc. swoich całkowitych przychodów.
Najbardziej zależna od sprzedaży w Chinach jest wytwarzająca półprzewodniki i pamięci komputerowe wielka spółka Infineon, wydzielona przed 20 laty z koncernu Siemens. Przychody Infineon ze sprzedaży w Chinach przekraczają 40 proc.
Nie umiemy wejść do Chin własną nogą, ale udaje się w cudzych butach
Na kolejnych miejscach są Volkswagen i BMW po ok. 20 proc., Adidas i Merck (narzędzia, nowe materiały, technologie i oprzyrządowanie laboratoryjne najwyższej światowej klasy) po ok. 18 proc., a dalej kolejne tuzy: Siemens Healthineers, Siemens, BASF, Daimler, Bayer.
Chiny mają jednak ogromne ambicje, które sprowadzają się do przechodzenia z ilości w jakość. Elektryczny model BMW iX3 zaczął być produkowany nie w Bawarii, ale w Shenyangu, przy czym powstał w ścisłej współpracy z chińskim partnerem Brilliance Auto.
Mittelstand powinien się obawiać utraty na rzecz chińskich fabryk miejsca na podium dla największych światowych producentów świetnych maszyn i urządzeń.
Chińczycy trzymają się mocno
Na razie krótkookresowe perspektywy dla zdobywców chińskiego rynku są jednak niezłe. Tamtejsza gospodarka nie ucierpiała z powodu Covid-19. Umacnia się juan – za jednego dolara trzeba teraz zapłacić ok. 6,50 juanów, podczas gdy w maju 2020 r. – 7,16 juanów.
To oznacza, że import jest dla Chińczyków tańszy, a eksport stał się nieco mniej opłacalny.
Tkwimy nadal w swoim zaułku „polszczyzny”, gdzieś daleko na uboczu, zajęci przekopywaniem mierzei, wznoszeniem po gminach narodowych masztów, szukaniem promu-widma i milionów samochodów elektrycznych
Jeśli wejdzie w życie i będzie respektowane, sporo ułatwień dla europejskich firm działających w Chinach może przynieść osiągnięte na razie tylko co do zasady „Wszechstronne Porozumienie ws. Inwestycji” (Comprehensive Agreement on Investment) między Unią Europejską a Chinami.
Negocjacje ostatecznej treści i szczegółów nadal trwają, ale cel Brukseli jest jasny – ma ono ułatwić inwestycje, poprawić pozycję firm europejskich w relacji zwłaszcza do chińskich firm państwowych, a także utrudnić przymuszanie firm z Unii do transferu technologii.
Nie umiemy wejść do Chin własną nogą, ale udaje się w cudzych butach. Jeszcze całkiem niedawno na towary z Chin mówiliśmy z pogardą i wyższością – „chińszczyzna”, dzisiaj należą już często do ekstraklasy z najwyższej półki.
Chiny popędziły z technologiami do przodu tam gdzie od tysięcy lat ich miejsce. My tkwimy nadal w swoim zaułku „polszczyzny”, gdzieś daleko na uboczu, zajęci przekopywaniem mierzei, wznoszeniem po gminach narodowych masztów, szukaniem promu-widma i milionów samochodów elektrycznych.
Chcemy tego i tak przez to mamy, że gdyby, nie daj Boże, Niemiec w Chinach się potknął, to i u nas będzie trwoga.