Pogoda dla niehonorowych
Zapytał mnie ostatnio młodszy ode mnie (o co nie sztuka) człowiek, czy warto żyć w świecie wyzutym z wszelkiej przyzwoitości. Gdzie zaletami stało się cwaniactwo, lizusostwo i kombinowanie, a w zapomnienie poszły honor i przyzwoitość. Być może nie warto - odpowiedziałem - ale trzeba wytrwać, bo jeśli nawet tylko kilku się zastanowi czy nie lepiej żyć przyzwoicie, to już będzie sukces. I dodałem, powtarzając za Margareth Thatcher (brytyjską polityk, premier Wielkiej Brytanii w latach 1979-1990): Nie idź za tłumem, bo nigdzie nie dojdziesz. Nie wywyższaj się, nie donoś na kolegów i nie zazdrość nikomu. Podumaj raczej nad tym, co kiedyś napisał Emil Cioran (rumuński filozof, teoretyk nihilizmu i eseista): Póki człowiek zazdrości sukcesów drugiemu, choćby nawet Bogu, póty jest tylko nędznym niewolnikiem jak wszyscy.
Czy nie warto się wyzwolić? Potakujący tylko po to, by zyskać coś, więcej stracić mogą. I to coś, czego już nigdy nie odzyskają. – Człowiek, który dla interesu poświęca swój honor, traci i swój honor, i swój interes – rzekł Michel de Montaigne (francuski pisarz i filozof). I, na Boga, miał rację. Nie brak jednak i takich popraprańców, którzy mają odwagę mówić: „o tych, którzy honor cenili, dawno zapomniano, a ci co cenili go nad samych siebie, dawno w grobach leżą. Wybieram zatem życie”.
Na szczęście znam jeszcze kilku, którzy myślą inaczej. I z tymi chętnie się napiję, innym na pohybel. Bo, jako stwierdził Julio Cortázar (pisarz argentyński): […] honor, który w każdym zdaniu traci honor, to coś jak gdyby burdel dziewic, gdyby to było możliwe. A Nicolas Boileau-Despreaux (francuski poeta) dodał: honor to stroma wyspa bez brzegów, nie można na nią wrócić, gdy ją już się opuściło. Oj, gdyby wreszcie zrozumieli to co poniektórzy…