Paryż wart jest mszy

Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter

Tytułowe słowa tradycja przypisuje Henrykowi IV, konwertycie z kalwinizmu, który miał je wypowiedzieć w reakcji na pytanie o motywy deklarowania powrotu do katolicyzmu i lojalności wobec papieża. Powód był aż nadto oczywisty, a mianowicie francuski tron.

Wieczorna debata w Sejmie dedykowana projektowi ustawy zwanej potocznie frankową, od kredytów hipotecznych denominowanych w szwajcarskiej walucie, nieodparcie skojarzyła mi się z przywołaną w leadzie  sytuacją. Otóż kiedy Przewodnicząca Sejmowej Komisji Budżetu i Finansów posłanka Krystyna Skowrońska prezentowała stanowisko w przedmiotowej kwestii, w ławach rządowych zasiadały 3, słownie trzy?! osoby, a na sali nie więcej niż 10! Ustalenie precyzyjnej liczby jest trudne z uwagi na koncentrowanie kamer telewizyjnych na mówczyni.

W tym samym czasie kandydatka na urząd premiera z ramienia głównej partii opozycyjnej formułowała na spotkaniu wyborczym oceny dotyczące przywołanego projektu. Dodajmy, że tyleż zdecydowane, co nie merytoryczne i nieprawdziwe.

Nie wchodząc w  istotę rekomendowanych w projekcie ustawy rozwiązań, które budzą szereg uzasadnionych wątpliwości podniesionych dzień wcześniej m.in. przez Prezesa NBP prof. Marka Belkę, warto zauważyć, że sprawa tzw. frankowiczów jest rozgrywana politycznie,  wyłącznie na użytek kampanii wyborczej. W samym bowiem Sejmie, zabrakło woli poważnej debaty i procedowania w formule debaty plenarnej, skoro posłanka sprawozdawca mówiła do pustych krzeseł.

Co innego debaty w studiach telewizyjnych i radiowych. Wszak tam audytorium jest większe i złożone nie z politycznych konkurentów, ale potencjalnych wyborców. Wyborcze wiece z kolei mają to do siebie, że odwołują się do emocji. Szkoda tylko, że jak w przypadku pani Beaty Szydło wyłącznie negatywnych, jak bowiem inaczej interpretować stwierdzenie, że projekt ustawy pomaga bankom a nie kredytobiorcom?

Pomijam fakt, że w bankach są nasze pieniądze, a ogromna większość kredytobiorców złotówkowych, prze lata spłacała swoje zobowiązania na daleko trudniejszych warunkach, co przekładało się na wysokość raty, ale przecież nie tylko. Są Oni zresztą daleko liczniejsi, niż frankowicze, których hałaśliwa kampania potwierdza tytułową tezę. Na koniec więc powtórzmy za Markiem Belką; ostrożnie z tym przewalutowaniem..