Osiłki już nie straszne bankom, ale co z tego, skoro jajogłowi rabusie są groźniejsi
Agence France Presse poinformowała z Kopenhagi, że 2000 r. było w Danii jeszcze 221 napadów na banki, ale od 2017 r. już stale mniej niż 10 rocznie.
Kraj jest w grupie kilku najzamożniejszych w świecie, ludzie są zadowoleni. Kto nie może, nie chce, nie lubi – ten może nie pracować i żyć lepiej niż wielu tyrających w Polsce, więc powody do okradania banków mogą mieć głównie osobnicy szukający ekstra podniet.
Mniej gotówki w obrocie, mniej napadów
Poprawa bezpieczeństwa banków wiąże się jednak głównie z wypychaniem gotówki z życia codziennego. Początek dały karty płatnicze, potem nastał Internet, a teraz szerzą się aplikacje płatnicze na smartfony. Udział transakcji gotówkowych spadł w Danii z 23 proc. w 2017 roku do 12 proc. w 2021 roku.
Danmarks Nationalbank, czyli tamtejszy bank centralny podał rok temu, że gotówka służy tam głównie do tezauryzacji, czyli przechowywania wartości oraz do rozliczania transakcji między osobami fizycznymi, przy czym tylko jedna na cztery zapłaty w takich relacjach jest w banknotach. Gotówka służy też jako podarek lub kieszonkowe dla dzieci.
Najwięcej pieniędzy krąży po USA. W 2021 r. przeprowadzono tam 1724 klasyczne napady na banki. W 1991 roku odnotowano w Stanach 9388 rabunków bankowych, więc i tam kasiarze odpuszczają.
Brytyjczycy z Uniwersytetu Surrey (Barry Reilly, Neil Rickman i Robert Witt) już 10 lat temu napisali (“Robbing banks: Crime does pay – but not very much„), że „szczerze rzecz ujmując, przeciętny pożytek z napadu na bank jest denny”. I zapewne stąd ten spadek.
Potwierdzeniem ich tezy są dane FBI, że w późnych latach 60. XX wieku statystyczny złodziej miał z obrabowania amerykańskiego banku ok. 5200 dolarów, natomiast w 2019 roku już tylko 4200 dolarów. Nominalny spadek korzyści nie jest wielki, ale mierząc w sile nabywczej tamtych i dzisiejszych dolarów to aż 9 razy mniej.
Zanikanie profesji kasiarzy to proces obiektywny, identyczny z tym co stało się ze złodziejami koni. Koniokradów już nie ma i nie dlatego, że wszystkich na gałęziach za szyję wywiesili, ale dlatego, że koni już nam nie potrzeba. Szkapy od dyszla dobrze, że zniknęły, ale wierzchowców jednak szkoda – z nimi na podorędziu jakoś swobodniej człek czuć się musiał.
Czytaj także: Warto wiedzieć | Klienci Instytucji Finansowych | Cyfryzacja banków – perspektywa konsumencka
W Polsce krzywa napadów na banki faluje
Żelazna kurtyna opadła ponad trzy dekady temu, więc w Polsce powinno być podobnie jak wszędzie na „Starym Zachodzie”. Jednak krzywe czynów gwałtownych dokonywanych na bankach bardziej u nas falują niż spadają, a wypieranie gotówki idzie wolniej niż w Danii.
I dobrze. Wbrew temu co twierdzą wyrywni orędownicy społeczeństwa „cashless”, gotówka powinna się ostać, ponieważ jest jednym z ostatnich bastionów naszej anonimowości.
Komenda Główna Policji (KGP) przekazała w odpowiedzi na moją prośbę szczegółowe dane o „przestępstwach dotyczących banków, konwojów bankowych i bankomatów” popełnionych przez siedem poprzednich lat, tj. w okresie 2016-2022.
Od razu zaznaczyć trzeba, że dane z różnych krajów są nieporównywalne. Sensacja z Danii dotyczyła wyłącznie napadów rozbójniczych, a kradzieże mają różne formy – można np. „zwędzić” pieniądze korzystając z nieuwagi pracowników, czy też korzystając z ich pomocy.
Ponieważ informacja bez ciekawostki jest tak dobra jak zimny rosół, to warto wiedzieć, że np. dla policji południowoafrykańskiej termin „bank robbery” (okradzenie banku, napad na bank) odnosi się wyłącznie do zdarzeń, podczas których bank został okradziony z gotówki będącej pod jego pieczą podczas normalnych godzin pracy (normal business hours). To oznacza, że kradzież nocą nie wchodzi do statystyk, i że gdy złodzieje wejdą krzycząc: wszyscy na ziemię, to jest napad, a następnie obrabują klientów m.in. z pobranej przed chwilą gotówki, kasjerów zostawiając w spokoju, to dla tamtejszej policji napadu na bank nie było. Tak przynajmniej twierdzi portal z RPA „news24”.
W 2016 r. liczba wszystkich przestępstw wyszczególnionych w tytule zestawienia rodzimej KGP wyniosła 3436, w tym najwięcej bankomatowych – 2826. W 2022 r. liczby te wzrosły odpowiednio do 4307 i 3700, z tym że apogeum miało miejsce w 2021 roku (4946 i 4101).
Rzuca się w oczy zauważalny wzrost przestępstw skierowanych przeciw bankom w okresie pandemii, tj. w latach 2019 i 2020. Skojarzenie ze szlagwortem sprzed półwieku, że „w czasie deszczu dzieci się nudzą” jest jak najbardziej na miejscu.
Czytaj także: Uwaga na SMS-y, maile i telefony od oszustów
„Kasiarze” z najnowszymi technologiami
Klasycznych napadów z bronią lub atrapą broni w ręku oraz włamań z pruciem kas jest jednak coraz mniej. W 2016 r. odnotowano 53 rozboje, kradzieże i wymuszenia rozbójnicze dokonywane w bankach lub na bankach, a w 2022 r. takich czynów było 14,czyli cztery razy mniej.
Znakomita większość przestępstw bankomatowych w Polsce to „kradzieże z włamaniem”, jak określa się w nomenklaturze policyjnej głównie przestępstwa polegające na nieuprawnionym użyciu karty i wypłacie w ten sposób gotówki z bankomatu. Rozbojów, czyli ataków na bankomat np. poprzez potraktowanie ich materiałem wybuchowym było w 2022 roku sześć, a w 2020 roku tylko jeden.
Gotówka zanika, więc czasy zbrojnych ataków na hale kasowe i podkopów pod skarbce przeszły do przeszłości, ale pieniądze są nadal narażone. Elektroniczne łatwiej nawet ukraść niż papierowe i nie trzeba uciekać się do przemocy lub rozlewu krwi.
Do najbezczelniejszej roboty kasiarskiej z użyciem komputerów doszło 7 lat temu. Była bezczelna, ponieważ włamano się do słynnej, świetnie niby chronionej sieci SWIFT służącej do transferów międzynarodowych. Tylko literówka w oszukańczym kodzie sprawiła, że zniknęło bezpowrotnie „tylko” 81 mln dolarów, a nie planowany przez złodziei prawie miliard.
Ofiarą był bank centralny Bangladeszu. 4 lutego 2016 roku, nieznani wciąż na pewno hakerzy użyli zhakowanych poświadczeń tego banku i wysłali do nowojorskiego oddziału Fed 35 zleceń przelania środków należących do Bangladesh Bank na rachunki na Filipinach, Sri Lance i w innych krajach Azji. Pieniądze zaczęły płynąć.
Ratunkiem przed ostatecznym blamażem okazała się wspomniana literówka i konwencjonalne zabezpieczenie działające w tle. Pracownik Fed zauważył, że beneficjentem jednego ze zleceń była Shalika Fandation, zaczął się zastanawiać kto zacz i doszedł, że może chodzić o „Foundation”. Takie błędy w poważnej bankowości zdarzają się dość rzadko, więc…
Poza tym oprogramowanie łączące terminal Fed ze SWIFT wykryło „critical system file”. W rezultacie w nocy (bo oczywiście taką porę wybrali złodzieje) w Bangladesh Bank przestała działać drukarka drukująca papierowe potwierdzenia zleconych uprzednio transakcji, co rankiem wywołało popłoch wśród personelu.
Wkrótce zorientowano się co się dzieje i zatrzymano wypływ. Zniknęło 101 mln dolarów, ale 20 mln dol. wytransferowanych do Pan Asia Banking udało się odzyskać. Z 81 milionów przelanych do Rizal Bank na Filipinach zostało tylko 68 tysięcy – resztę wypłacono zanim (dopiero) 9 lutego dalsze wypłaty zostały wstrzymane.
Potem okazało się, że większość trafiła do kasyn w Azji, skąd wydobyć je w gotówce było już fraszką. „Skok” byłby całkowicie nieudany, gdyby nie domniemane współdziałanie rabusiów z kilkoma prawdopodobnie bankowcami. Dwa lata temu BBC opublikowała obszerny materiał, w którym powołując się m.in. na wyniki dochodzenia FBI twierdzi, że „Bangladesh Bank Heist” to robota północnokoreańskich hakerów.
Krążą informacje, że przez ostatnie 10 lat łupem hakerów padło 2,7 mld dolarów, powiodło się 8 na 10 podjętych prób kradzieży, a w czterech z pięciu największych i udanych łupem były kryptowaluty.
John Dillinger oraz Bonnie and Clyde nie śnią się już bankierom po nocach, straszą ich wizje „giętkopalcych” hakerów, ze łbami wyładowanymi kodami.