Niemcy zamykają ostatnią kopalnię
Lepiej importować niż wydobywać
Proces odchodzenia od wydobycia czarnego złota był długi, nie bezbolesny, ale jednak przemyślany, logiczny i dla zainteresowanych zrozumiały. Cena pozyskania rodzimego surowca nieubłaganie rosła i dość szybko okazała się wyrokiem na niemieckie górnictwo.
Tona z Zagłębia Ruhry kosztuje 150 euro, podczas gdy importowana 80 euro, a więc nieco ponad połowę. Nic dziwnego, skoro niemiecki górnik musi opuszczać się na ponad tysiąc metrów w głąb ziemi, australijski zaś wydobywa węgiel z głębokości 30 metrów metodą odkrywkową.
Mimo rosnącej nieopłacalności rząd niemiecki przez lata subwencjonował górnictwo, stopniowo zamykając co bardziej nierentowne kopalnie. Górnicy szli na wcześniejszą emeryturę lub szkolenia w innych zawodach. Przykładem ewolucji i elastyczności działań w tym zakresie jest zmiana profilu najstarszej, wciąż funkcjonującej, szkoły górniczej w kraju.
Wyższa Szkoła Techniczna im. Georga Agricoli w Bochum, założona w 1816 r., najpierw kształciła górników, którzy spędzali w niej dwa dni w tygodniu, a trzy w kopalni. Dziś 2.400 studentów uczy się tam elektrotechniki, inżynierii, budownictwa maszyn itp., przydatnych nie tylko w górnictwie. (Patron szkoły Georg Agricola to XVI-wieczny górnik, metalurg i mineralog, a także lekarz, nazywany Ojcem Geologii).
Drugie życie kopalni
Tereny pogórnicze zyskiwały nowe życie. Jeden z najbardziej znanych przykładów tej restrukturyzacji to dawna kopalnia Zollverein w Essen, zamknięta w 1986 r. W jej dawnych budynkach ulokowały się muzea, wystawy, pracownie artystyczne oraz Szkoła Zarządzania i Wzornictwa. W roku 2001 UNESCO wpisało esseński kompleks na listę światowego dziedzictwa kultury.
Wiele dawnych hałd węglowych weszło w skład zielonego pejzażu. Z Zagłębiu Ruhry parki przestały być rzadkością. Atrakcją turystyczną stały się obiekty i obszary pogórnicze, jak Hala Stulecia w Bochum, Park Maksymiliana w Hamm, kopalnia Nachtigall w Witten, hałdy widokowe Rheinpreußen, Rheinelbe czy centra handlowe, jak Ruhr-Park w Bochum, założony w 1964 r. jako pierwszy taki obiekt w Zagłębiu Ruhry, a także Rhein-Ruhr-Zentrum w Müllheim, CentrO w Oberhausen i Thier Galerie w Dortmundzie.
Szkoły górniczy kształcą specjalistów od OZE
W tamtejszych szkołach wyższych, m.in. na Uniwersytecie Technicznym w Dortmundzie, prowadzone są obecnie badania nad pozyskiwaniem energii, zwłaszcza energii odnawialnej. Od kilkunastu lat w Essen odbywają europejskie targi energii E-world, energy & water.
Jeszcze w latach pięćdziesiątych w Zagłębiu Ruhry działało 146 kopalń: m.in. w Bochum, Herne, Essen, Dortmundzie, Gelsenkirchen, Oberhausen, Hamm. Pracowało w nich wtedy 600.000 górników, którzy dobywali z wnętrza ziemi sto czterdzieści dwa miliony ton czarnego kruszcu rocznie.
W połowie lat sześćdziesiątych zaczął się długi schyłek niemieckiego górnictwa; do dzisiaj na jego utrzymanie budżet wyłożył 100 miliardów euro. Przeciwko zamykaniu kopalń górnicy protestowali, i to coraz gwałtowniej w latach siedemdziesiątych. Ale procesu zmian nie dało się zatrzymać. W roku 1985 górników było 138.000, dziesięć lat później 73.000, a w 2014 r. już tylko 12.000.
Decyzja sprzed 11 lat
W 2007 r. Bundestag przyjął ustawę o zamknięciu ostatniej kopalni węgla kamiennego w końcu 2018 r. I to właśnie wkrótce nieuchronnie nastąpi. Nieco wcześniej, 21 grudnia, prezydent Frank-Walter Steinmeier otrzyma ostatnią wydobytą w Bottrop bryłkę węgla.
Odejście od węgla nie musi być dramatem. W Niemczech to efekt długoletniego, planowego działania państwa. Teraz oprócz względów ekonomicznych to ekologia rzuca nowe wyzwania. W Niemczech udział energii odnawialnej stale się zwiększa. A Zagłębie Ruhry z roku na rok coraz bardziej rozkwita.