Nie jesteśmy sami
„Tymczasem przyszedł grudzień. Kocham grudniowe poranki, pierwsze przymrozki, żałosne drzewa bez liści. Każdy miesiąc cieszy mnie z innych przyczyn, ale tylko grudzień – wzrusza”.
Tak o tym ostatnim miesiącu kalendarzowego roku pisała Krystyna Siesicka w „Zapałce na zakręcie”. Nie wiem, czy mnie grudzień wzrusza dlatego tylko, że jest grudniem. Jeśli już, to raczej obsypane śniegiem drzewa, a bardziej jeszcze to, że ten biały puch przykrywa wszystkie brudy naszej codzienności. Oczywiście te fizyczne, bo duchowych jakoś nie umie ukrywać. Zresztą ostatnio to i śniegu u nas jak na lekarstwo.
Powszechnie przyjęło się, że ten ostatni miesiąc roku sprzyja różnego rodzaju podsumowaniom. Jedni zatem chwalą się tym, co – ich zdaniem – się udało, co osiągnięto, co zrealizowano. Inni z kolei wypominają im to, co – ich zdaniem – się nie udało; co zostało zaprzepaszczone, czego nie zrobiono etc. I zapominają przy tym o czymś zgoła ważniejszym – co tak naprawdę zrobili dla innych i z myślą o nich, a nie o własnych zasługach.
Pewnie zatem dobrze, że w grudniu są święta Bożego Narodzenia. Bo wtedy właśnie bardziej skupiamy się na innych niż na sobie. Jestem nawet przekonany, choć być może nieco to karkołomne przekonanie, że gdyby tych świąt nie było, to trzeba by je wymyśleć. Jak bowiem stwierdził Eric Sevareid, amerykański dziennikarz i pisarz: „Boże Narodzenie jest konieczne. Potrzebujemy co najmniej jednego dnia w roku, aby przypomniał nam, że świat nie kręci się tylko wokół nas”.
I miał, i nadal ma rację, tylko niektórzy jakby zapomnieli, że nasz świat, czyli Ziemia, kręci się wokół własnej osi i wokół Słońca. No chyba, że ktoś jest Słońcem Narodu… To może wtedy zakręciłaby się i wokół niego. Ale i tak wokół Słońca Narodu kręci się tyle osób i postaci, że na brak satelitów narzekać nie powinno. Za to owi satelici ponarzekać sobie lubią. Głównie na to, że za mało się o nich mówi, za mało chwali, a nawet gloryfikuje. A przecież zasługują na uwagę i bliźnich, i tak zwanych mass mediów.
Skoro tak, to przypomnieć im wypada jedną ze złotych myśli byłego prezydenta Francji generała Charlesa de Gaulle’a: „minister nie powinien żalić się na gazety, nie powinien ich nawet czytać, powinien je pisać”. Oczywiście o ile pisać jakoś tam potrafi… Skoro żyć nam przyszło tu i teraz, a na świecie takich jak my jest osiem miliardów, to może faktycznie dobrze byłoby pamiętać, że gwiazdy świecą nie tylko dla nas. I przynajmniej starać się o dobre z innymi stosunki.
Zgoda, nie jest to takie proste, bo jak zauważył Norman Mailer (właściwie Nachum Molech Mailer) – amerykański powieściopisarz, dziennikarz, scenarzysta i reżyser filmowy, dwukrotny laureat Nagrody Pulitzera – „miłość bliźniego byłaby o wiele łatwiejsza, gdyby bliźni nie byli tak blisko”. Ale niestety są i na to akurat nic nie poradzimy.
Ta bliskość czasami może uwierać, ale „budować ściany wokół siebie marna sztuka. / Wrażliwe słowo czuły dotyk wystarczą / czasami tylko tego pragnę, tego szukam”. Czyż Stanisław Sojka nie ma racji? Ale i tak wciąż bliżej nam do tego, co wytknął (w „Patykach i patyczkach”) ks. Jan Twardowski: „blisko baldachimu i księdza, a w domu chuda jędza”.
Może zdałoby się więcej empatii niż zawiści. Bo ta, jako rzekł jeden z najmądrzejszych górali (a jak wiadomo „górale byli piyrsymi filozofami”, czyli „mędrolami”) ks. prof. Józef Tischner: „zowiść to głupi grzych. No bo z kozdego innego grzychu radość jakosi płynie dlo cłeka, a z tego ino samo stropyinie. To kie już musis grzysyć, to przy okazji sukoj jakiej takiej uciechy w grzychu, a wtedy nawet janieli w niebie to wyrozumiom, bo one tyz przecie na uciechę łase”.
Różnica jeno taka, że aniołowie raczej na siebie się nie boczą i na siebie nie gadają. Zupełnie jakby to oni, a nie Chińczycy wymyśli przysłowie „miej oczy szeroko otwarte, a usta otwieraj powoli”.
Czasami oczywiście odrobinka złości nie zaszkodzi. Byle w dobrym użyta była celu i do dobrej roboty motywowała. Zupełnie, jak w tym przykładzie przytaczanym przez profesora nauk humanistycznych, a przy okazji kabareciarza, Aloszę Awdiejewa: „Mamusiu, dlaczego tak krzyczałaś na tatusia? – Bo idzie trzepać dywany. – Przecież sama go o to prosiłaś! – Tak, ale on to robi lepiej jak jest zły”.
Może jednak aż tak ekstremalnego dopingu nie stosować, chyba że w sytuacjach naprawdę skrajnych. Bo choć żadna kontrola antydopingowa go nie wykryje, to przecież może wywołać adekwatną reakcję. I przy okazji spiralę złości nakręcać. A przecież zdecydowanie milej patrzeć na pogodną niźli zaciętą twarz.
Czego wszystkim nam z głębi duszy życzę. Parafrazując jedną z piosenek z „Kabaretu Starszych Panów”: „odrobinę życzliwości na co dzień…”. A chociaż, jak podkreślał znakomity poeta rzymski Owidiusz (właściwie Publiusz Owidiusz Nazo): „moje nadzieje nie zawsze się spełniają, to zawsze mam nadzieję”.
Blog Andrzeja Lazarowicza w grudniowym 2022 numerze Miesięcznika Finansowego BANK>>>