Narzekanie. Biadolenie. Złorzeczenie
Choć świat się zmienia, niezmiennie funkcjonuje w nim grupa ludzi wciąż narzekających, coraz mniej zadowolonych. A najgorsze w tym wszystkim to, że nie moda to i jako taka nie przeminie. Narzekać przecież na wszystko można, cieszyć się - no niby z czego?
Tak jak bogaty biednego nie zrozumie, tak i narzekający zrozumieć nie chce tych, co jednak z życia cieszyć się umieją. Bo cóż z tego, że sir James Matthew Barrie (szkocki dramaturg i powieściopisarz) stwierdził: narzekałem, że nie mam butów, dopóki nie spotkałem człowieka, który nie miał stóp. „On przynajmniej Piotrusia Pana napisał i sławę zyskał, a my ni w ząb” – odpowiedzą.
Co gorsza, owi nieszczęśnicy ciągle się w nieszczęściu swym utwierdzają. Zupełnie jakby ich mottem stały się słowa piosenki: Tak mi źle, tak mi źle, tak mi szaro / każdy dzień ciągnie się jak makaron… I jak wtedy mieć motywację do czegokolwiek, wszak: Tak mi źle, tak mi źle, tak mi łyso / szary jest kot i pies, szare dni są…
Najpierw narzekają, że nikt nie potrafi docenić ani ich samych, ani ich pomysłów, ani tego, że wzrosła jakość produktu, ani tego, że są kreatywni, w ogóle to narzekają na wszystko. Potem przechodzą do biadolenia, jak to nikt ich nie rozumie, nikt nie chce słuchać, nikt nie pomoże etc., ect. W końcu złorzeczą wszystkiemu i wszystkim, i powtarzają że najlepiej, aby wszystkich jasna cholera albo też szlag ciężki trafił.
Mimo swej, co chwila deklarowanej, inteligencji nie potrafią zrozumieć, że gdyby rzeczywiście jasna cholera albo ciężki szlag tych wszystkich ich otaczających trafił, nie mieliby ani na kogo narzekać, ani przed kim biadolić, ani na kogo złorzeczyć. I pewnie dopiero by biadolili…
Czy wynika to z chwilowego zaślepienia, czy też jest oznaką bezmyślności? Ano, przyjrzeć się narzekającym dokładniej wypada. Wszak rzekł przed wiekami Sokrates: puste worki nadyma wiatr, bezmyślnych ludzi – próżność.
Z reguły ci wiecznie narzekający są jak ta krowa co to wiele ryczy, ale mleka mało daje. Tak i oni – z ryczeniem u nich całkiem dobrze (czasami aż za dobrze), z robotą o wiele gorzej. Najczęściej bywa tak, że ci, co ciągłego narzekania, biadolenia i złorzeczenia słuchać muszą, muszą też za tych co to narzekają, biadolą i złorzeczą pracę wykonać. Nie dlatego, żeby chcieli, czy aż tak pracowici byli. Po prostu zwykła przyzwoitość nakazuje im zrobić to, czego jako zespół się podjęli, czy też co im jako zespołowi zlecone zostało. Dziwnie przy tym ani nie narzekają, ani nie biadolą, o złorzeczeniu nie mówiąc. A narzekający tylko się uśmiechną i frajerami ich nazwą. Bo nie sztuka się narobić, sztuka zebrać pochwały i wypić śmietankę. Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby tak spełniły się słowa Arystotelesa – prawdziwą sprawiedliwością jest przeżyć to, co się uczyniło innym. Toby dopiero było narzekanie, biadolenie i złorzeczenie…