Młodzież a inflacja
„Pensja dozorcy III kategorii − 18 tysięcy marek. Bochenek chleba − 9 tysięcy marek”.
To też hiperinflacja, ale w przedwojennej polskiej gorzkiej satyrze.
Wtedy, w 1923 roku, ceny rosły co miesiąc o kilkaset procent. Dolar, który w 1918 r. kosztował 8 marek polskich, w grudniu 1923 r. już 6,5 mln, a w styczniu 1924 r. − 9,8 mln!
W „socjalistycznej” Polsce danych o inflacji nie publikowano − rosnące ceny mówiły za siebie. W 1982 roku o 100 proc.
Po „wybuchu” demokracji wkroczyliśmy − do rymu − w okres hiperinflacji: 251 proc. w 1989 r., prawie 586 proc. − w 1990. Potem zaczęło się poprawiać (w 2015 i 2016 mieliśmy nawet deflację).
Aż przyszedł ten straszny grudzień. Straszny dla tych, którzy tych setek procent z lat ‘80 i ‘90 nie pamiętają.
To, że przed świętami ceny żywności i napojów bezalkoholowych wzrosły rok do roku o 7 proc., widzieli jednak gołym okiem.
Ale dla wielu te historyczne skoki cen − to jak bajki o żelaznym wilku.
Czy to dowcip, anegdota czy fakt − nie wiem, ale reakcja bardzo młodych ludzi na opowieści o pustych półkach tylko z octem: Ale nie w Carrefourze czy Tesco!
No to, właśnie dla tak młodych ludzi − informacja: będzie jeszcze gorzej.
W 2019 r. ceny żywności rosły średnio o ok. 5 proc. rok do roku, ale np. 7,2 proc. w sierpniu.
Na początku tego roku − wspomagane ubiegłoroczną suszą, trwającymi chorobami: ptasią grypą i ASF, wspierane wyższą pensją minimalną oraz droższym prądem − skoczą tak, że pomidory już nie będą kosztowały skromne 14 złotych, ale tak z 10 złotych więcej.
A jeszcze ma podrożeć cukier, więc razem z nim słodzone napoje (na które czeka w pogotowiu bat podatkowy). Zalewanie robaka też będzie droższe – akcyza na alkohole wzrosła o 10 proc., a koszty jeszcze bardziej (pensje, prąd itd.).
Picie pod papierosa to strata podwójna (dwa razy po 10-proc. wzrostu akcyzy).
Tym młodym, niemal bezinflacyjnym, pozostaje więc zrozumienie problemów rodziców i dziadków…