Kredyty hipoteczne – bankowcy i klienci niechętni stałej stopie, KNF będzie naciskał
Trwająca przez wiele miesięcy gwałtowna burza wokół pomocy posiadaczom kredytów we frankach na razie ucichła, zepchnięta w cień przez inne, również budzące spore emocje wydarzenia. Nie reaktywowała jej nawet kolejna fala osłabienia złotego, w wyniku której kurs franka wzrósł do ponad 4,15 zł, czyli do poziomu ze stycznia ubiegłego roku, tuż po zaskakującej decyzji szwajcarskiego banku centralnego o zaniechaniu utrzymywania w ryzach swej waluty. Choć w najnowszym Raporcie o stabilności systemu finansowego Narodowy Bank Polski dostrzega kwestię dużego portfela kredytów walutowych w części polskich banków, to jednocześnie ocenia, że jego jakość jest bardzo dobra i nie wiąże się z nim ryzyko systemowe. W mediach pojawiały się także uspakajające wyliczenia, mówiące o systematycznym spadku zarówno salda frankowego zadłużenia, jak i jego udziału w całkowitej wartości kredytów hipotecznych. Choć skala problemu w naturalny sposób ulega więc zmniejszeniu, to wciąż jest znacząca, a groźne są nie tyle krótkotrwałe dynamiczne zwyżki kursu franka, lecz jego utrzymywanie się na wysokim poziomie przez dłuższy czas. Powyżej poziomu 4 zł znajdował się łącznie przez około siedem miesięcy mijającego roku. Mając na względzie kalendarz politycznych wydarzeń na naszym kontynencie, można się spodziewać także w przyszłym roku wielu nerwowych chwil, sprzyjających umacnianiu się franka.
O ile pula narażonych na ryzyko kursowe kredytów we frankach z czasem będzie się zmniejszać, to jednocześnie warto też mieć świadomość, że w przypadku zadłużenia hipotecznego w złotych sytuacja będzie o wiele mniej komfortowa, zarówno z punktu widzenia banków i stabilności systemu finansowego, jak i części zadłużonych. Ich wartość sięga ponad 250 mld zł, a więc jest prawie dwukrotnie wyższa niż kredytów we frankach i wciąż się zwiększa. Wraz ze wzrostem stóp procentowych, rosnąć będzie obciążenie kredytobiorców z tytułu odsetek, a więc także ryzyko ich spłacalności. Jedną z konsekwencji będzie też zmniejszenie się siły nabywczej zadłużonych. Skala tych zagrożeń do niedawna była bagatelizowana. Jednak w październiku Komisja Nadzoru Finansowego skierowała do konsultacji projekt nowelizacji rekomendacji S, mającej na celu skłonienie banków do udzielania kredytów hipotecznych o stałym oprocentowaniu, co miałoby na celu zmniejszenie ryzyka wynikającego ze wzrostu wysokości odsetek i ochronę przed konsekwencjami tej tendencji. Obecnie ten rodzaj kredytów ma marginalny udział w rynku. Sprawa nie jest jednak taka prosta, jakby się wydawało. Takie rozwiązanie w sposób bardziej równomierny rozkładałoby ryzyko zmian stóp procentowych między banki i ich klientów Jednocześnie jednak banki musiałyby ryzyko po swojej stronie ograniczać, z jednej strony stosując wyższe oprocentowanie, z drugiej zaś zapewniając sobie długookresowe finansowanie depozytami o stałym oprocentowaniu. Problem w tym, że klienci preferują lokaty o krótkich, sięgających od 3 do 6 miesięcy terminach. Aby zrównoważyć strukturę terminową kredytów i źródeł ich finansowania, należałoby wprowadzić listy zastawne, czyli emitowane przez banki papiery dłużne o terminach wykupu sięgających minimum kilku lat. Ich rynek jest jednak jeszcze wciąż w powijakach, choć warto przypomnieć, że ustawa o listach zastawnych i bankach hipotecznych obowiązuje od 1997 r. Choć od ubiegłego roku liczba banków hipotecznych legła podwojeniu, to wciąż działa jedynie sześć tego typu instytucji i to w mocno ograniczonym zakresie. Co ciekawe, z przeprowadzonych niedawno na zlecenie Związku Banków Polskich badań ankietowych wynika, że prawie 60 proc. bankowców nie widzi miejsca na kredyty hipoteczne o stałym oprocentowaniu, 40 proc. uważa, że nie pozwala na to niestabilna sytuacja makroekonomiczna, a 18 proc. jest wprowadzeniu tego typu kredytów zdecydowanie przeciwna, uznając, że wiązałyby się one dla nich ze zbyt dużym ryzykiem. Z badania wynika, że także wśród klientów nie cieszyłyby się one zbyt dużym powodzeniem. Niespełna 40 proc. ankietowanych uważa, że byłoby dla nich miejsce, a zaledwie 5 proc. sądzi, że stałe oprocentowanie powinno być standardem na rynku hipotek.
Te dane nie wróżą najlepiej rozwojowi kredytów o stałym oprocentowaniu, mimo że nie chodzi tu o rozwiązanie, w którym obowiązywałoby przez cały, na przykład dwudziestoletni okres trwania kredytu, lecz obejmowało kilkuletnie okresy, po których byłoby ono dostosowywane do aktualnych warunków, czyli rynkowego kosztu pieniądza. Niezależnie od rozwiązań, jakie będzie forsować Komisja Nadzoru Finansowego, poglądy w tej kwestii mogą się jednak zacząć zmieniać. Choć Rada Polityki Pieniężnej deklaruje, że oficjalne stopy procentowe pozostaną jeszcze przez dłuższy czas (prawdopodobnie do końca 2017 r.) na rekordowo niskim poziomie, to stawki rynku międzybankowego WIBOR, stanowiące podstawę wyliczania oprocentowania kredytów, już powoli zaczynają iść w górę. Od maja 2015 r. WIBOR 6-miesięczny wzrósł z 1,66 do 1,81 proc. Na razie tendencja ta jest ledwie dostrzegalna, ale ma charakter trwały i może się stopniowo nasilać. Choć nie należy się spodziewać gwałtownych wzrostów, to jednak warto przypomnieć, że zaledwie cztery lata temu wysokość wspomnianej stawki sięgała 5 proc. Problem może się więc pojawić w podobnej perspektywie, choć prawdopodobnie w nieco mniejszej skali.
Roman Przasnyski