Kredyty frankowe: niechciana pomoc
Środki zgromadzone w Funduszu Konwersji mają pokrywać straty banków, ponoszone w związku z przewalutowywaniem kredytów po kursie odbiegającym od rynkowego. Ten projekt nie podoba się już niemal nikomu poza autorami.
Większość Polaków przeciw pomocy
No bo tak: przeciwko jakiejkolwiek pomocy frankowiczom jest 68 proc. ankietowanych Polaków. To może nie najlepszy argument, bo Polacy nie lubią, jak się komuś trochę lepiej powodzi albo ma się powodzić. Ale ankieta ankietą.
Przeciwko tej formie pomocy są frankowicze. Jak mówi w „Rzeczpospolitej” Marcin Szymański, adwokat występujący w sprawach frankowiczów przeciwko bankom, chcą oni eliminacji z umów nieuczciwych postanowień dotyczących przeliczeń kredytu. Ma być anulowanie umów, albo ich przeliczanie po kursie z dnia zaciągnięcia kredytu.
Banki kręcą nosem
A Fundusz Konwersji nie podoba się bankom, bo oznacza dodatkowe koszty (a już składka na Bankowy Fundusz Gwarancyjny rośnie w tym roku o 27 proc.). Na dodatek jeszcze tych kosztów nie oszacowały: podczas obrad sejmowej Komisja Finansów Publicznych Związek Banków Polskich prosił o przesunięcie prac o dwa tygodnie, żeby mieć czas na podliczenie potencjalnych strat.
W sprawę wmieszała się dyplomacja. Z ambasad Niemiec (mBank), Austrii (Raiffeisen), Hiszpanii (Santander) i Portugalii (Millennium) wysłano do przewodniczącego sejmowej Komisja Finansów Publicznych list, ostrzegający przed możliwymi pozwami przeciwko Polsce od właścicieli wspomnianych banków – bo mogą być naruszone zasady unijne.
Przeczekać?
I co z tym wszystkim robić? Projekt jest niestety prezydencki, więc procedowany będzie. Tylko czy w tej sytuacji go uchwalać?
Kredyty frankowe są spłacane bardzo dobrze, kredytobiorców z kłopotami nie jest aż tak dużo. Można zatem spróbować ich przetrzymać, odkładając uchwalenie ustawy „ad Kalendas Graecas”.
Cesarz Oktawian August tak żartobliwie określał termin spłacenia niespłacalnych długów. Grecy bowiem kalend (w kalendarzu rzymskim pierwszy dzień każdego miesiąca) nie mieli.
Można zatem przesuwać termin uchwalenia ustawy w nieskończoność. Przynajmniej do czasu, aż umrze ostatni kredytobiorca.