Kredyty frankowe – jak zachować bezstronność?
Robert Lidke: Czy Pana zdaniem sędziowie, którzy posiadają kredyty walutowe, np. kredyty frankowe, powinni się wyłączyć z rozpatrywania spraw frankowiczów?
Robert Gwiazdowski, adwokat, profesor Uczelni Łazarskiego, szef rady WEI: Ależ oczywiście, że tak. Tak jak kiedyś, kiedy banki wygrywały sprawy sądowe z frankowiczami powinni się wyłączyć ci sędziowie, którzy wcześniej współpracowali w jakikolwiek sposób z bankami. Jedni nie zrobili tego wtedy, teraz nie robią tego drudzy.
Bo to jest tak, że każda akcja rodzi jakąś reakcję. Było do przewidzenia, na samym początku, że w końcu do sądów wyższych instancji zaczną trafiać ci sędziowie, którzy kiedyś brali kredyty frankowe.
Więc trzeba było być ostrożnym, na samym początku, wtedy kiedy sądy oddalały wszystkie pozwy frankowiczów, a według mnie część tych pozwów była jak najbardziej zasadna. Te pozwy były być może źle umotywowane, ale były zasadne.
Od kilku lat mamy niskie stopy procentowe, a Polacy zapomnieli o tym, że stopy procentowe mogą wzrosnąć. I gdyby nagle oprocentowanie kredytów w złotych wzrosło, a osoby, które mają kredyty złotowe pójdą do sądów argumentując, że nie wiedziały, że stopy mogą wzrosnąć, że ich o tym bank nie informował, to czy w tej sytuacji, ci sędziowie, którzy mają kredyt złotowy też powinni wyłączać się z orzekania w tych sprawach?
− Oczywiście taki pomysł, żeby kredytobiorcy złotowi poszli do sądu, to jest trochę taka „felietonowa lipa”. Bo możliwości procesowych to raczej nie widzę. Ale w przypadku sędziego mającego kredyt frankowy rozstrzygnięcie, że umowa jest nieważna musi dziwić. Czy sędzia podpisał nieważną umowę?
Mamy tu dwie możliwości. Jedna jest taka, że w ogóle nie powinien rozstrzygać spraw dotyczących takich niuansów, skoro nie tak dawno nie wiedział, że umowa jest nieważna. Druga możliwość jest taka, że wiedział, a mimo to podpisał. I teraz ma z tego odnieść korzyść?
Jak ja bym był sędzią, to dla spokoju sumienia sam bym się wyłączył.
Nota bene kilkakrotnie orzekałem jako arbiter w Sądzie Arbitrażowym w sprawach dotyczących banków i to pełnomocnik jednego z nich zarzucał mi, że jestem nieobiektywny, bo ja banków nie lubię. I dopiero Sąd Apelacyjny musiał oddalić zastrzeżenia bankierów co mojej skromnej osoby.
Czyli sędzia powinien się wyłączyć, i zdaniem Pana nie wystarczy to, że oświadczy, iż ma kredyt frankowy i zdecyduje się na orzekanie w sprawie. Złożenie deklaracji o posiadaniu kredytu to za mało?
− Ja bym się wyłączył. I mam taki postulat, skoro nie działa już Transparency International w Polsce, to może jakaś inna fundacja − stworzyłaby Białą Księgę.
I wszyscy, którzy publicznie działają, wypowiadają się ws. kredytów frankowych czy różnego rodzaju umów opcyjnych − żeby składali taki swoisty disclaimer. Jeśli jako adwokat piszę jakąś opinię prawną – nie pismo procesowe dla klienta – to muszę oświadczyć, że nie mam konfliktu interesów, albo opisać dokładnie na czym ten potencjalny konflikt może polegać.
W takim razie ja się odsłonię. Nigdy nie miałem kredytu walutowego.
− Twierdzę, że inni też powinni jasno w tej materii się wypowiadać.
Czy ma pan na myśli dziennikarzy i polityków?
− Też. Sędzia powinien się wyłączać sam. Natomiast pełnomocnik banku w procesie sądowym zawsze może poprosić o złożenie takiej deklaracji i wnieść o ewentualne wyłączenie w przypadku, gdy sędzia ma tego rodzaju kredyt.
Ale bardziej takie deklaracje o posiadaniu kredytu walutowego powinni składać dziennikarze, czy bardziej politycy?
− Tak samo. Jedni i drudzy.
I dodam na koniec, że mam kredyt „dolarowy”. Czyli teoretycznie powinienem bardzo chcieć, by nie płacić w ogóle nic bankowi. Ale mam też złotówkowy i wiem, że bank przerzuci na mnie swoje straty – jak to banki zrobiły z podatkiem bankowym.