Kort na Wall Street
Dżoković jest pierwszym tenisistą, który przekroczył granicę 100 milionów dolarów zarobionych na korcie. Zrobił to nawet wcześniej niż Roger Federer, chociaż jego kariera jest znacznie krótsza i mniej bogata w sukcesy. Można zrozumieć, że trzeba utrzymać rodzinę, że lekarze (kontuzja sama się nie wyleczy) też kosztują, ale czy aż tyle, żeby i Dżoković nie może związać końca z końcem?
Podczas niedawnego spotkania członków ATP Dżoković wyprosił z sali nawet szefa tej organizacji i wszystkie osoby, które nie są aktywnymi tenisistami. Ci, którzy już zakończyli karierę, ale w różny sposób udzielają się w ATP, też musieli wyjść. Jedyny wyjątek zrobiono dla tłumaczy, bo Dżoković chciał być dobrze zrozumiany przez wszystkich.
Nie wiadomo, kto był źródłem przecieku. W każdym razie do mediów wydostała się informacja, że „tenisiści zarabiają za mało”. Jak można się domyślać, wśród czytelników gazet, którzy zarabiają gorzej nawet od ministra Gowina, Serb nie znalazł zrozumienia. Również nie wszyscy koledzy z pracy się z nim zgodzili. Roger Federer od razu odciął się od opinii Dżokovicia, a Andy Murray od dawna powtarza, że podwyżki są konieczne, ale przede wszystkim dla tych, którzy dopiero zaczynają grać zawodowo i często naprawdę nie mają za co pojechać na kolejny turniej.
Na portalu bankowym nic tak nie przemawia samo za siebie jak liczby. Od 2005 roku, kiedy Dżoković zadebiutował w Wielkim Szlemie, pula nagród w turniejach tej rangi wzrosła mniej więcej 3,5-krotnie (mniej więcej, ponieważ każdy turniej ma nie tylko inną pulę nagród, ale także wypłaca je w innej walucie). Ci tenisiści, o których wspominał Murray, doczekali się zaledwie jednej podwyżki. Dwa lata temu minimalna pula nagród – żeby nie było nieporozumień: do podziału! – turniejów najniższej rangi wzrosła 10 do 15 tysięcy dolarów.
W wielkoszlemowym debiucie Dżoković przegrał z Maratem Safinem, który zresztą zwyciężył potem w tym turnieju. Przez całą karierę Rosjanin zarobił niecałe 14,4 miliona dolarów, a Dżoković w rekordowym sezonie 2016 – ponad 12,6 mln. Ten przykład pokazuje, że z tempem wzrostu wysokości premii dla tenisistów może konkurować jedynie – przesada jest celowa – inflacja w Zimbabwe.
Gdyby Oliver Stone chciał nakręcić kontynuację „Wall Street”, powinien poważnie rozważyć wprowadzenie do scenariusza postaci Novaka Dżokovicia. Przy nim Gordon Geko mógłby zostać filantropem. A może i dla Jarosława Gowina znalazłaby się jakaś rola? Nie dość, że wpadłoby honorarium, to jeszcze tantiemy spływałyby długo po zakończeniu kadencji.
Artur Rolak