Koronawirus w Norwegii i praca Polaków
Spośród ponad 100 000 polskich imigrantów w Norwegii większość to ci, którzy przybyli nad fiordy w pogoni za koroną, norweską koroną. Pieszczotliwie zwaną nokiem.
Nie pracują polscy stoczniowcy
Połowa naszych rodaków, w ciągu marca i kwietnia 2020, straciła pracę lub została wysłana na tzw. postojowe. Przemysł stoczniowy jest najbardziej dotknięty.
88% pracowników stoczni zatrudnionych w Norwegii w czasach „przed-koronowych”, przebywa obecnie w Polsce. Dziewięciu na dziesięciu Polaków z tej branży jest chwilowo bez pracy.
Dlaczego wirus tak mocno uderza w osoby pracujące w przemyśle stoczniowym?
Odpowiedź jest prosta: wiele osób pracuje jednocześnie, blisko siebie, miesiącami żyją wspólnie pod jednym dachem, czyli w 100% niezgodnie z obecnymi zaleceniami norweskich władz.
Znacząco obniżyła się również aktywność. Z tego właśnie powodu, znany norweski koncern przemysłu stoczniowo-remontowego Kværner, zmuszony był do wysłania 1200 swoich zagranicznych pracowników „najemnych” do domu. Dom to Polska, gdyż połowa z nich to właśnie Polacy.
Kjell Inge Røkke, największy akcjonariusz w off-shorowym gigancie Aker Solutions zatrudniającym 16 000 ludzi w 20 krajach świata, potwierdził wysłanie ostrzeżenia o zwolnieniach do ponad 6000 swoich pracowników w Norwegii. Dotyczy to również stoczni w Egersund i Sandness gdzie większość z 700 zatrudnionych to Polacy. Wszyscy zostaną odesłani do Polski.
Czytaj także: Koronawirus w Norwegii, jaka pomoc dla firm i pracowników?
W chwil, gdy alebank.pl publikuje ten artykuł, zwolnienia są w toku, a firmy padają jak grzyby…bez deszczu… Zwolnieniom masowym i wysyłaniu pracowników na przymusowe urlopy i postojowe, towarzyszy fala upadłości wielu punktów usługowych, restauracji. To właściwie już nie fala, to istne tsunami…
Tylko w ostatnim tygodniu, 69 restauracji przestało istnieć. W tym mój ukochany Bacchus, w którego magicznym i niesamowitym otwarciu 30 lat temu, w gronie cudownych i pierwszych emigracyjnych przyjaciół, dane mi było uczestniczyć.
W taki sposób, upadłość nabiera twarzy… Pamiętam właściciela, szalonego Amerykanina Boba, piękną Marthę, jego norweską partnerkę, która spędzała długie godziny w bibliotece narodowej w poszukiwaniu inspiracji do znalezienia nazwy dla ukochanej restauracji… teraz Bacchus, jak wiele innych miejsc, stał się post-pandemiczną i wirusową statystyką.
Na ta chwilę zarejestrowano ogółem w Norwegii 1239 bankructw. Którym numerem jest Bacchus?
Myślę, że w momencie publikacji, będzie ich o kilkadziesiąt więcej… Upadłości objęły swą silą rażenia ponad 8100 pracowników.
To wzrost o ponad 40 procent w porównaniu do tego samego okresu w 2019 roku.
Nie wszyscy emigranci mocno odczuwają skutki koronawirusa
Polacy stanowią zdecydowanie największą grupę imigrantów w Norwegii. Jest nas 2 razy więcej niż Litwinów, prześcigamy również Szwedów i Somalijczyków. Ci ostatni aż tak bardzo, jeśli w ogóle, ekonomicznych skutków pandemii nie odczują, gdyż ich pracodawca to norweskie państwo z sercem tak wielkim jak Dzwon Zygmunta, a ich pensja to tzw. socjal, któremu kryzysy i pandemie nie straszne.
Skutki pandemicznego zamrożenia gospodarki odczuwają natomiast nasi bracia Litwini, konkurenci Polaków na tutejszym rynku budowlanym oraz Szwedzi. Tym ostatnim udało się zdominować praktycznie cały sektor szeroko rozumianych usług od hoteli, poprzez sklepy, restauracje i biura turystyczne. Teraz cierpią.
W Norwegii polscy rzemieślnicy, malarze, cieśle, spawacze, hydraulicy, elektrycy, glazurnicy, dekarze, betoniarze nadal stanowią ważną część rynku pracy.
Około pięciu tysięcy polskich pracowników należy do Związków Zawodowych Fellesforbundet.
Według najnowszych sondaży, przeprowadzonych właśnie przez Fellesforbundet wynika, że co najmniej połowa ich członków, Polaków nie jest na dzień dzisiejszy w Norwegii, ale w Polsce.
Zamknięte granice nie dają im szansy na powrót do pracy. Jørn Eggum, przewodniczący Fellesforbundet, ubolewa nad tym faktem i obawia się, że w Norwegii może wkrótce zabraknąć rąk do pracy.
Polak na budowie w Norwegii ma się dobrze
Polscy budowlańcy, choć narzekać lubią, aż tak bardzo narzekać nie mogą. W przeciwieństwie do kolegów z branży stoczniowej, nadal mają pracę. Aktywność, co prawda, to 80 % normalnego stanu, ale wciąż się toczy. Ośmiu na dziesięciu pracowników budowlanych przebywa w Norwegii, a 74% wciąż aktywnie pracuje, głownie w Oslo i okolicach.
Te cyfry zdaniem Jona Sandnesa, dyrektora generalnego norweskiego stowarzyszenia branży budowlanej, są dosyć pozytywne. Optymizm zmniejsza się, a niepokój rośnie, kiedy uświadomimy sobie, iż realizowane są stare zamówienia, natomiast nie przybywa nowych zleceń i projektów. Te ostanie są bowiem w stanie korono-wirusowej hibernacji.
Problem z zasiłkami dla bezrobotnych
Fellesforbundet zaniepokojone jest, że tylko jedna na dziesięć osób potwierdziła przyznanie jej zasiłku dla bezrobotnych. Dzieje się tak ponieważ wielu pracowników dowiedziało się o postojowym, zwolnieniu czy też bankructwie swojego zakładu przebywając w Polsce.
Nie mogą oni liczyć na automatyczne otrzymanie zasiłku. Będą musieli, tak jak każdy, przejść całą formalną procedurę aplikacyjną, która bywa utrudniona, bądź wręcz niemożliwa do zdalnego wykonania. Przyjdzie im zatem czekać na otwarcie granic…
To co działa całkiem dobrze i nie dba o zamknięte granice to system przesyłania zwolnień lekarskich, pomiędzy ZUS-em, a norweskim NAV-em.
Przypomnijmy, że obywatele z krajów UE lub EOG, którzy przyjeżdżają do Norwegii do pracy, automatycznie stają się członkami systemu ubezpieczeń społecznych. Od pierwszego dnia pracy. Legalnej oczywiście… Mają prawo do zasiłku dla bezrobotnych, świadczeń medycznych, socjalnych i wynagrodzenia w trakcie postojowego na takich samych zasadach jak każdy norweski pracownik.
Jest tylko jedno ale – trzeba się o konkretne świadczenie formalnie ubiegać. Z zagranicy nie zawsze działa to tak jak powinno.
Dziewięciu spośród dziesięciu Polaków deklaruje, że chce jak najszybciej wrócić do Norwegii do pracy. Nie odstrasza ich nawet słaby kurs norweskiej korony.