Koronawirus: czy już warto szukać nowej pracy?
Robert Lidke: Czy w czasie pandemii koronawirusa można stwierdzić, że w niektórych branżach wzrośnie zapotrzebowanie na pracowników?
Krzysztof Inglot: W tej chwili jedyne dostępne nowe miejsca pracy będą w branżach powiązanych z logistyką. Mówię tu o dostawcach różnych dóbr, kierowcach, pracownikach magazynowych – to są te specjalności na które jest większe zapotrzebowanie w związku z gwałtownie rosnącą liczbą zamówień składanych w sieci na dostawy produktów, głównie żywnościowych, czy chemii gospodarczej.
Natomiast setki tysięcy ludzi jeszcze nie do końca zdają sobie sprawę z faktu, że pod koniec tego miesiąca okaże się, że dalej nie są otwierane restauracje, nie są otwierane sklepy odzieżowe.
I to będzie oznaczało, że ci ludzie będą zagrożeni zwolnieniami, utratą pracy, wygaśnięciem umów zleceń. Zwykle są one podpisywane na takich stanowiskach jak: kucharz, kelner, sprzedawca, kasjer.
Ludzie, którzy nie pracują w sektorze spożywczym zobaczą siłę kryzysu, który wywołał wirus. Ten kryzys będzie silniejszy od tego, który pamiętamy z okresu 2008-2012.
Jest to dobry moment, aby szybko zdecydować się na podjęcie pracy w innym niż dotychczasowy zawodzie?
Trzeba się przekwalifikować, bo nie zapowiada się, że przez najbliższe dwa, trzy miesiące kelnerzy, kucharze, sprzedawcy wrócą na swoje miejsca pracy.
Nie jest to też moment, kiedy można się wybrać na urlop.
Jeśli ktoś żyje z pracy dorywczej, to powinien szybko znaleźć jakąś ofertę na rynku i nie czekać. Bo raczej do Świąt Wielkanocnych nic się nie zmieni, placówki niespożywcze nie będą otwarte.
A zapotrzebowanie na informatyków, specjalistów od zdalnej komunikacji powinno teraz rosnąć?
Rzeczywiście jest w tej chwili ruch w kierunku digitalizacji przedsiębiorstw. Szukania możliwości pracy zdalnej. Zdalnego zarządzania firmami.
Ale ktoś kto był kelnerem nie stanie się w jednej chwili informatykiem.