Kamil Zubelewicz z RPP: powrót stopy referencyjnej do 1,5 proc. byłby całkowicie zrozumiały
Inflacja jest już wyższa niż przed pandemią. Gdyby chcieć ustabilizować inflację wokół celu, należałoby stopę referencyjną utrzymywać w okolicy 2,5 proc. Istotne podwyżki stóp są jednak mało prawdopodobne.
„Przy łagodnym nastawieniu powrót do poziomu 1,5 proc. byłby całkowicie zrozumiały – oznaczałby symboliczny koniec pandemii w polskiej gospodarce. Optymalny policy mix to taki, w którym koncentrujemy się na tworzeniu warunków do rozwoju polskiej przedsiębiorczości. Sprzyjają jej niższe podatki i wydatki publiczne, niższa inflacja i stopniowo umacniający się złoty, zwiększający bezpieczeństwo państwa i dostęp do najnowszych technologii” – powiedział Zubelewicz.
Wysoka inflacja uderza w biedniejszą część społeczeństwa i sprzyja pogorszeniu nastrojów społecznych.
„Myślę, że nawet sygnalna podwyżka stóp ma sens, gdyż zmniejszyłaby skalę błędnych alokacji w gospodarce i przypomniała, że jest możliwość tego typu działań ze strony Rady. Obawiam się, że strategia przeczekania inflacji oznacza ryzyko dłuższego jej utrzymywania” – dodał.
RPP na posiedzeniach wiosną 2020 r. obniżyła stopę referencyjną w 3 krokach do 0,10 proc. z 1,50 proc. przed pandemią.
Skup aktywów przez NBP
Zubelewicz uważa, że nie ma przeszkód do podwyżek stóp procentowych związanych z prowadzeniem skupu aktywów przez NBP.
„Skup aktywów powinien zależeć od warunków rynkowych. Proszę zwrócić uwagę na aspekt prawny – w obecnych uregulowaniach to Zarząd odpowiada za aktywa NBP. Jeżeli decyzja Rady dotycząca poziomu stóp miałaby być w jakikolwiek sposób uzależniona od decyzji Zarządu, to mielibyśmy do czynienia z niebezpiecznym precedensem, który naruszałby porządek instytucjonalny. Zresztą skup aktywów zaczął się przy wyższych od obecnych stopach procentowych, nie ma więc przeszkód faktycznych do ich podwyższenia” – powiedział.
„Wiarygodny bank centralny, który pilnuje poziomu inflacji, może korzystać z szerokiego spektrum narzędzi. Dlatego tak ważne jest utrzymywanie inflacji w dolnych granicach celu, by w razie sytuacji kryzysowych możliwie tanio i szybko doprowadzić do ich rozwiązania. Skup aktywów nie będzie zresztą potrzebny wraz z polepszaniem się sytuacji gospodarczej” – dodał.
RPP nie jest jednomyślna
Prezes NBP Adam Glapiński powtórzył na ostatniej konferencji prasowej w czerwcu, że jego zdaniem podwyżki stóp procentowych będą możliwe dopiero po zakończeniu skupu aktywów przez bank centralny. Rada jest jednak podzielona w tej kwestii. Niektórzy członkowie tego gremium podzielają zdanie prezesa, natomiast inni uważają, że skup aktywów mógłby być kontynuowany co najmniej na początku cyklu podwyżek stóp.
Czytaj także: Prezes NBP zapowiada: kiedy będzie potrzeba podwyżki stóp procentowych, zrobimy to >>>
Zubelewicz w trakcie posiedzenia RPP w kwietniu i maju głosował za podwyższeniem stopy rezerwy obowiązkowej do 3,5 proc. (obecnie 0,50 proc.), przy zachowaniu zerowej stopy rezerwy obowiązkowej od depozytów powyżej 2 lat oraz za obniżeniem oprocentowania środków rezerwy do 0,01 proc. (obecnie na poziomie stopy referencyjnej, czyli 0,10 proc.).
Zapytany o uzasadnienie takiej decyzji Zubelewicz powiedział, że ten ruch miał sygnalizować stopniowy powrót polityki pieniężnej do przedkryzysowych parametrów oraz zrównanie stopy oprocentowania lokat w bankach i banków w NBP.
„W Polsce mamy do czynienia z nadpłynnością sektora bankowego, redukowaną dzięki rezerwie obowiązkowej, którą przed laty zbyt radykalnie obniżono. Przemawiające za redukcją rezerw krótkoterminowe czynniki związane z kryzysem już minęły. Niższa nadpłynność ułatwia prowadzenie polityki pieniężnej i wiąże ją bardziej z czynnikami krajowymi” – dodał.
Według danych NBP średnie oprocentowanie depozytów bieżących gospodarstw domowych od listopada wynosi 0,0 proc., a depozytów do 2 lat włącznie spadło do 0,2 proc. w kwietniu br. (ostatnie dostępne dane).
Przy aktualnych parametrach polityki pieniężnej nie widać możliwości stabilizacji inflacji w średnim okresie
Przy aktualnych parametrach polityki pieniężnej Zubelewicz nie widzi możliwości stabilizacji inflacji w średnim okresie zgodnie z dotychczasowym celem. Jego zdaniem tylko korzystna sytuacja zagraniczna mogłaby to umożliwić.
„Polityka pieniężna NBP od dłuższego czasu konsekwentnie sprzyja obniżaniu ceny kredytu, a przez to obniżaniu kosztów obsługi zadłużenia przy rosnącym jego poziomie i generowaniu popytu, który może przełożyć się na wzrost produkcji. Nie podzielam jednak nadziei pokładanych w takiej polityce” – kontynuuje ekonomista.
„Już przy 1,5 proc. stopie referencyjnej obserwowaliśmy systematyczny wzrost inflacji – ceny nie dość, że rosły, to rosły coraz szybciej. Niestety, pod koniec 2018 roku tylko ja poparłem wniosek o podwyżkę stopy referencyjnej do 2 proc., co miało osłabić jeszcze powolne nakręcanie się spirali cen. Po obniżce stopy referencyjnej do 0,1 proc. mogliśmy się zatem spodziewać przyspieszenia inflacji. Co gorsza, statystyki jakimi dysponujemy w latach 2020-2021 będą z przyczyn metodycznych zaniżone, przed czym przestrzegałem Radę i opinię publiczną. Dlatego m.in. społeczeństwo mocniej odczuwa wzrosty cen, niż by to wynikało ze zagregowanych danych” – dodał.
Według Zubelewicza, skoro ceny rosną szybko, zauważalnie, zatem presja płacowa w polskiej gospodarce „musi wzrosnąć”.
Zubelewicz zauważa, że jeżeli w skutek lockdownów i zmian w światowych łańcuchach produkcji pojawiło się niebezpieczeństwo inflacji generowanej podażowo, to równocześnie było ono zmniejszane często wymuszoną rezygnacją obywateli z konsumpcji, ale skoro jednak stopy procentowe w Polsce obniżono, to znaczy, że dodatkowo pobudzono popyt i wzrosty cen.
„Prognozy dotyczące inflacji są na razie zgodne z jej dotychczasowym charakterem – po okresie szybszego wzrostu indeks cen prawdopodobnie będzie rosnąć trochę wolniej. Dlatego nie koncentrowałbym się na rocznych odczytach inflacji tylko na bardziej długoterminowych prognozach. Jeżeli przy 1,5 proc. stopie referencyjnej ceny rosły coraz szybciej przez kilka lat, to co musiałoby się stać, by przy 15 razy mniejszej stopie rosły wolniej przez kilka lat?” – konkluduje ekonomista.
W komunikacie po czerwcowym posiedzeniu RPP przytoczono zapisy „Założeń polityki pieniężnej na rok 2021”, według których inflacja – ze względu na szoki makroekonomiczne i finansowe – może okresowo kształtować się powyżej lub poniżej celu, w tym również poza określonym przedziałem odchyleń od celu. Reakcja polityki pieniężnej na szoki jest według „Założeń” elastyczna i zależy od ich przyczyn oraz oceny trwałości ich skutków, w tym wpływu na procesy inflacyjne.
Zdaniem Zubelewicza łatwiej byłoby bronić stanowiska przedstawionego w „Założeniach”, gdyby działania banku centralnego sprzyjały osłabieniu tych szoków.
„Wzrost cen paliw w walutach obcych może być mniej dotkliwy, jeżeli polska waluta w naturalny sposób się umacnia. Jeżeli jednak wraz z pojawieniem się szoku będziemy sztucznie osłabiać polską walutę, to szok stanie się bardziej dotkliwy” – powiedział.
„Dzięki dopuszczeniu odchyleń od celu łatwiej prowadzić nominalnie stabilną politykę pieniężną, a przez to przedsiębiorcom i konsumentom łatwiej jest planować swoje działania. Wystarczy tylko pilnować, by inflacja długoterminowo utrzymywała się blisko dolnej granicy odchyleń od celu. Nie należy się też obawiać deflacji generowanych podażowo. Ze względu na stopniowość procesów inflacyjnych i częste wahania cen niektórych dóbr prawdopodobieństwo wybicia powyżej celu byłoby wtedy bardzo niewielkie” – dodał.
Sytuacja na rynku nieruchomości niepokojąca
Zubelewicz ocenia, że sytuacja na rynku nieruchomości „musi być” niepokojąca, zwłaszcza dla młodych ludzi.
„Wynagrodzenia nie nadążają za cenami nieruchomości. Oznacza to, że oszczędności osób zbierających na mieszkania pozwolą im na sfinansowanie mniejszego wkładu własnego. Kupowane mieszkania będą mniejsze lub spłacane przez dłuższy czas. Pamiętajmy, że mieszkanie nie jest dobrem produkcyjnym – a zatem kierowanie kapitału i kredytu w tę gałąź gospodarki nie sprzyja długotrwałemu rozwojowi gospodarczemu” – powiedział członek RPP.
Obniżki stóp procentowych w jego ocenie wpłynęły na wzrost ceny mieszkań na dwa sposoby.
„Po pierwsze, kredyt na nie stał się tańszy. Po drugie, co jest już niebezpieczne, nieruchomości zaczęły przejmować na siebie tezauryzacyjną funkcję pieniądza, którego siła nabywcza niestety spada. Oznacza to niesamowite korzyści dla branży deweloperskiej i budowlanej. Ekonomiści na świecie dostrzegają już ten problem i zgłaszają postulaty jego rozwiązania” – dodał.
W czerwcowym raporcie o stabilności systemu finansowego NBP rekomendował, aby banki kontynuowały ostrożną politykę w zakresie kredytowania zakupu nieruchomości, co jest istotne w kontekście rosnącej aktywności na rynku nieruchomości mieszkaniowych.
Według NBP banki powinny wymagać, aby kredytobiorcy dysponowali odpowiednimi buforami dochodowymi, umożliwiającymi spłatę kredytów nawet przy istotnie wyższych niż obecnie stopach procentowych, niezależnie od formuły oprocentowania kredytu i wartości jego zabezpieczenia.