Jak polskie banki radzą sobie w dobie koronawirusa?
W debacie uczestniczyli: Jerzy Bielewicz, finansista z „Gazety Bankowej” i Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego. Całość moderował Tomasz Jóźwik, redaktor naczelny PAP Biznes.
W opinii Marcina Roszkowskiego dobra kondycja naszych banków wynika z tego, że jeszcze przed pandemią trzymały się nieźle. ” Banki odzwierciedlają krwioobieg gospodarki, jeśli gospodarka dobrze się rozwija, to i one sobie dobrze radzą. Ta poduszka naszego wzrostu została wykorzystana – mówił Roszkowski.
W trakcie lockdownu banki działały na wielu poziomach
Przede wszystkim banki pomagały w dystrybucji tarcz PFR-u oraz innych elementów pomocowych. Robiły też drobne rzeczy z punktu widzenia systemu, jednak bardzo ważne dla społeczeństwa. „W pierwszych dniach pandemii zapewniły dostępność gotówki w bankomatach, co wyeliminowało ryzyko paniki, że sytuacja jest dużo poważniejsza niż ma to miejsce w rzeczywistości” – mówił Roszkowski.
Według niego ogólnie sektor radzi sobie dobrze, choć są też banki, które jeszcze przed kryzysem były w restrukturyzacji czy rozwiązywały swoje problemy ze zbytnią ekspozycją na kredyty frankowe. Dobra kondycja banków wynika ze stosunkowo dużego udziału polskiego kapitału w tym sektorze. Jest on znacznie wyższy niż w czasie kryzysu z 2008 roku. „Nie ma więc takiego zagrożenia, że banki, których +matki+ są za granicą, zabiorą swoją płynność, by ratować swoje rynki macierzyste. Te pieniądze zostają w Polsce, dając impuls do inwestycji” – podkreślił Roszkowski.
„Efekt koronakryzysu przyjdzie do nas dopiero w III i IV kwartale”
Jerzy Bielewicz był bardziej zachowawczy w swoich ocenach. „Jak się ma nasz system bankowy w dobie koronawirusa, trudno powiedzieć, bo ta doba wciąż trwa. Efekt koronakryzysu przyjdzie do nas dopiero w III i IV kwartale. Kiedy tarcze będą się wyczerpywały, wtedy zobaczymy jaki jest realny stan gospodarki, które firmy sobie nie poradzą na dłuższą metę” – mówił Bielewicz.
Według niego na przyszłość sektora bankowego mogą oddziaływać czynniki, na które nie mamy wpływu, na przykład druga fala epidemii czy związane z nią potencjalne lockdowny. Już teraz prognozy międzynarodowych instytucji finansowych nie są pomyślne. „Komisja Europejska skorygowała ostatnio swoje dane tak, iż wynika z nich, że będziemy mieli depresję w strefie euro. Czyli spadek PKB większy niż 10 proc. w skali roku” – powiedział Bielewicz.
Znaczne ryzyko obniżenia rentowności w sektorze bankowym
W jego opinii istnieje znaczne ryzyko obniżenia rentowności w sektorze bankowym, inwestorzy czy właściciele banków mogą zadecydować, że nie będą rekapitalizować banków, nie będą inwestować w ich akcje. Możliwe też, że nastąpi tzw. credit crunch, czyli banki nie będą chciały finansować gospodarki, bo pojawi się więcej złych długów i fala bankructw.
Czytaj także: Pengab w lipcu w górę, ale ciągle poniżej zera, powrót optymizmu coraz słabszy >>>
Uczestnicy debaty zorganizowanej przez PAP byli zgodni co do tego, że konsekwencje pandemii będą zauważalne dopiero po pewnym czasie, kiedy skończą się środki z tarcz antykryzysowych. Wtedy też będzie wiadomo, czy zamówienia na towary i usługi zostały utrzymane, podobnie jak miejsca pracy.
Stały wzrost cen nieruchomości
Obydwaj eksperci zwrócili również uwagę na pewne interesujące zjawisko na rynku – stały wzrost cen nieruchomości. Ceny mieszkań rosną, bo ludzie w obawie przed inflacją chcą bezpiecznie ulokować pieniądze.
Innym zjawiskiem jest również duży wzrost depozytów korporacyjnych. Firmy trzymają środki na kontach, ponieważ obawiają się, że przyjdzie druga fala i będą miały kolejne wydatki związane np. z postojowym. „Rynek obligacji korporacyjnych rozkwita, firmy boją się skutków gospodarczych kryzysu, w związku z tym pożyczają na potęgę pieniądze i zostawiają je w depozytach. Zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych rynek długu korporacyjnego bije wszelkie rekordy – mówił Bielewicz.
Zwrócił jednocześnie uwagę, zadłużanie się jest obecnie zjawiskiem powszechnym. „Długoterminowym skutkiem pandemii będzie kryzys zadłużenia: od państw do korporacji i obywateli. Na wszystkich tych poziomach mamy obecnie zadłużenie większe niż po II wojnie światowej” – podkreślił Bielewicz. Niektóre państwa zbankrutują lub znajdą się na krawędzi bankructwa. Prognozuje się, że na koniec tego roku Włochy będą zadłużone na 160 proc. swojego PKB. Każdy taki dług trzeba będzie kiedyś spłacić, w tej czy innej formie.