Inwestowanie jest przygodą
Magdalena Bryś: Dlaczego zaczął Pan inwestować na giełdzie? Jak długo już Pan inwestuje na rynku kapitałowym?
Radosław Chodkowski: Na giełdzie inwestuję od 2009 roku. Można więc powiedzieć, że jestem „dzieckiem hossy”, gdyż rozpocząłem w okolicach dołka bessy, ale moje ówczesne wyniki inwestycyjne wcale na to nie wskazywały.
Powodem, który skłonił mnie do inwestowania na giełdzie były pierwsze nadwyżki finansowe związane z podjęciem pierwszej pracy. W 2007 roku, mając 20 lat, zacząłem generować regularne oszczędności, które postanowiłem pomnażać. Pierwszym krokiem był rynek mocno promowanych wówczas funduszy inwestycyjnych. Pokazywały one świetne historyczne wyniki dzięki kilkuletniej hossie panującej na giełdzie. Niestety był to rok, w którym rozpoczął się kryzys finansowy, przez co poniosłem niewielkie straty i stosunkowo szybko wycofałem kapitał.
Kolejnym krokiem była inwestycja w srebrne monety kolekcjonerskie emitowane w limitowanych seriach przez Narodowy Bank Polski. Tym co przyciągało do numizmatów była nie tylko chęć zarobienia na wzroście ich wartości, ale również, że trzymaliśmy w dłoni piękne monety wykonane z czystego kruszcu. Niestety tu również poniosłem porażkę, gdyż podobnie jak wielu innych inwestorów, zainteresowałem się tym rynkiem w szczycie jego popularności.
W efekcie wydałem dość konkretną sumę na monety, które nie tylko nie zyskują na wartości, ale w niektórych wypadkach są warte jedynie ułamek tego, co za nie zapłaciłem. Na szczęście posiadam je do dziś jako pamiątkę nietrafionej inwestycji i przypomnienie, że zanim się zaangażujemy w jakiś rynek, należy go najpierw dobrze poznać.
Jeszcze inwestując w monety zacząłem się interesować rynkami finansowymi, o których było wówczas bardzo głośno. Był to najgorętszy okres kryzysu finansowego, kiedy to główne wydania serwisów informacyjnych rozpoczynały się od podania skali spadku najważniejszych giełdowych indeksów. Rozpocząłem wówczas prowadzenie tzw. wirtualnego portfela, w którym dokonywałem transakcji bez wykorzystywania realnych pieniędzy.
Przełom przyszedł w okolicach lutego-marca 2009 roku, kiedy to rynek zaliczył dołek i przeszedł do fazy dynamicznego odbicia. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystkie moje strategie inwestycyjne zaczęły przynosić świetne rezultaty.
Uznałem, że nie należy dłużej czekać i z kwotą 3000 zł otworzyłem w kwietniu 2009 roku mój pierwszy rachunek maklerski. Pamiętam, że pierwsze środki zainwestowałem w akcje spółki PEKAO, na których zarobiłem ok. 50 zł. Wspaniale było zarobić pieniądze bez wykonywania tradycyjnie pojmowanej „pracy”.
Niemniej późniejsze miesiące nie były już tak udane, co dało mi cenną lekcję i skłoniło do pogłębionej nauki inwestowania.
Oprócz prowadzenia bloga, prowadzi Pan inne działania związane z edukacją finansową.
Prowadzenie bloga jest zaledwie jedną z moich aktywności, ale zawodowo nie jestem związany z rynkiem finansowym. Impulsem do założenia bloga była moja aktywność na jednym z forów giełdowych. W pewnym momencie zacząłem przygotowywać tam treści o charakterze edukacyjnym i po kilku tygodniach uznałem, że lepiej jest robić to na własny rachunek i pod własnym nazwiskiem, a nie wymyślonym nickiem. Blog powstał w 2010 roku.
Po 9 latach jego prowadzenia moje aktywności są już nieco szersze. Prowadzę kanał w serwisie YouTube, gdzie w formie wideo dzielę się z inwestorami moimi pomysłami na wygrywanie z rynkiem. Jestem również prelegentem na konferencjach inwestycyjnych, gdzie staram się wskazywać początkującym inwestorom ciekawe kierunki rozwoju.
Zawodowo jestem aktywny w branży nieruchomości, które również są dość popularnym aktywem inwestycyjnym. To właśnie inwestowania w nieruchomości dotyczyło moje ostatnie wystąpienie na konferencji Wall Street w Karpaczu, organizowanej przez Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych.
Giełda jest więc dla mnie pasją oraz sposobem pomnażania oszczędności na emeryturę. Na ile mogę, wspomagam w tym inwestorów, ale sam nie żyję z giełdy i takie właśnie podejście polecam. Dzięki temu jestem w stanie traktować inwestowanie jako rodzaj hobby, ale jednak nie przesądzającego o finansowych losach mojej rodziny.
Jak można osiągnąć sukces na giełdzie? Jaka jest filozofia inwestowania ? Czy można nauczyć się inwestować?
Inwestowanie jest stosunkowo skomplikowanym procesem, ale cała trudność nie polega na samym stylu inwestowania. Problemem jest fakt, że musimy w sobie wykształcić określone umiejętności, wyrobić własne podejście do rynku i konsekwentnie trzymać się go przez lata, aby osiągnąć pożądane rezultaty.
Teoretycznie można przekazać początkującemu inwestorowi kompletny zestaw reguł, których ma się trzymać, ale praktyka pokazuje, że prędzej czy później te reguły porzuci, aby szukać zysków na swój sposób. Dlatego zyskowne inwestowanie wymaga niesamowitej elastyczności i otwartości, a przede wszystkim uświadomienia sobie własnych ograniczeń.
Dopiero po tym przychodzą konkretne style inwestowania czy podejścia do rynku. Możemy tu wskazać chociażby analizę fundamentalną, koncentrującą się na wynikach finansowych spółek i ich biznesowej stronie. Analityk stara się dostrzec aktualną pozycję spółki, a następnie buduje określony scenariusz dla spółki na przyszłość. Jeżeli jest on pozytywny, inwestuje w dane akcje.
Po przeciwnej stronie jest analityk techniczny, obserwujący głównie wykres spółki. Wychodzi on z dość mocnego założenia, że wszystkie informacje na temat spółki są już odzwierciedlone w jej cenie i w zależności od tego, czy cena rośnie, czy maleje, można to traktować jako wskazówkę co do przyszłej wyceny waloru.
Jak widać są to bardzo rozbieżne podejścia, a wybór jednego z nich (lub umiejętność ich równoczesnego stosowania) należy do inwestora. Można się tego nauczyć, ale do rynku trzeba podchodzić z dużą pokorą.
Czy każdy może inwestować niezależnie od wykształcenia? Co poradziłby Pan początkującym inwestorom?
Inwestować może każdy, nie jest tu wymagane konkretne wykształcenie ekonomiczne. Może ono być pomocne, ale studia finansowe mogą jednocześnie wpajać nam konkretne zasady działania ryku, których być może nie będziemy umieli długoterminowo respektować.
Dlatego też nie należy się zrażać, jeżeli ktoś nie posiada podstaw finansów lub nie wie, jak działa sama giełda. Inwestowanie jest przygodą w większości samodzielną. Istnieje wiele podręczników lub szkoleń, ale sami musimy zdobyć podstawy i konsekwentnie je rozwijać w kolejnych etapach.
Początkującym inwestorom poradzę przede wszystkim, aby do zagadnienia podchodzili z rozsądkiem. Nie zarobią milionów w tydzień, więc nie należy zakładać, że zyski z giełdy będą w przewidywalnym horyzoncie stanowiły istotną część ich dochodów. Dlatego też nie powinno się stawiać wszystkiego na jedną kartę i przelewać na rachunek maklerski kwoty większej niż taka, którą możemy stracić, gdyby przydarzyło się coś niespodziewanego.
Kolejnym krokiem jest zrozumienie, jak działa sama giełda. W grę wchodzi tu wiele aspektów składania zleceń, przebieg giełdowej sesji, zasady rozliczeń i tym podobne zagadnienia. Nie są one może szczególnie pociągające, ale stanowią podstawowy warsztat inwestora, więc trzeba je przyswoić.
Trzecią sprawą jest właściwe inwestowanie, czyli poznawanie technik i podejść, które mają pozwolić nam zarabiać pieniądze. Warto przeczytać tu kilka ogólnych podręczników, aby poznać podstawy różnych rodzajów analiz rynku. Jeżeli coś nas zainteresuje, warto poszerzać tę wiedzę i próbować kupować pierwsze akcje. Metodą prób i błędów wypracujemy sobie w końcu system transakcyjny, który ma szansę służyć nam przez długie lata do uzyskiwanie stóp zwrotu wyższych niż to, co oferują lokaty bankowe.
Najważniejsze jest, aby przełamać się i spróbować. Wiele osób ma predyspozycje do inwestowania, ale nie decyduje się na rozpoczęcie przygody z giełdą lub rezygnuje zbyt szybko. Szkoda by było zostać jedną z nich.