Inflacja w danych GUS, i inflacja w odczuciach Kowalskiego

Inflacja w danych GUS,  i inflacja w odczuciach Kowalskiego
Fot. Pixabay.com
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Niskie odczyty inflacji, podawane co miesiąc przez Główny Urząd Statystyczny budzą zdumienie. Większość ludzi jest bowiem przekonana, że ceny kupowanych towarów i usług w ostatnich latach wyraźnie wzrosły. Subiektywne odczucie inflacji rozmija się z danymi statystycznymi, pokazywanymi przez polskie i międzynarodowe instytucje.

Byłoby dobrze, gdyby GUS spróbował przynajmniej raz na kwartał konstruować wskaźniki inflacji dla poszczególnych grup konsumentów. Może wówczas chętniej wierzylibyśmy w jego dane.

Według danych OECD – organizacji skupiającej 36 wysoko rozwiniętych krajów, poziom cen w Polsce jest jednym z najniższych w tej grupie. Niższe ma tylko Turcja, a także nie należąca do OECD Rosja. Ale w obu tych krajach inflacja jest wysoka, więc dane OECD, dotyczące roku 2016, mogą już być nieaktualne.

Poziom cen w Polsce jest niemal o połowę niższy niż średnio w OECD, o 52 proc. niższy niż w Wielkiej Brytanii, o 44 proc.  niż w Niemczech i w całej Unii Europejskiej. W Polsce jest też taniej niż w sąsiednich krajach – w Czechach (o   13 proc.), na Węgrzech (o ponad 5 proc.) i na Litwie (o  7 proc.).

Według ostatnich danych GUS, we wrześniu  poziom cen towarów i usług konsumpcyjnych był o 1,8 proc. wyższy niż we wrześniu 2017. Wzrost cen był zatem niewielki (poniżej tzw celu inflacyjnego NBP), a w dodatku inflacja we wrześniu spadła w stosunku do poprzednich miesięcy.

Każdy ma swój koszyk inflacyjny

Nie sądzę, by statystyki kłamały, choć ekonomiści dyskutują o tym, jak doskonalej mierzyć ruchy cen. Problem w tym, że pokazywana przez statystyków inflacja dotyczy hipotetycznego koszyka dóbr i usług przeciętnego Polaka. Tymczasem każdy ma swój własny, subiektywny koszyk. W dodatku w tym koszyku badane są zmiany cen tylko wybranych towarów (tzw towarów-reprezentantów), których konkretny, a nie statystyczny Polak może w ogóle nie kupować.

Zupełnie inny jest koszyk osób o niskich dochodach, a inny o wysokich, inny emerytów, inny osób młodych, wreszcie – inny mieszkających w dużym mieście (tu ważne są koszty komunikacji), a inny w miejscowości małej.

Nie obserwujemy wszystkich cen, a tylko towarów i usług, które często nabywamy. Gdy powstała strefa euro ceny filiżanki espresso we Włoszech wzrosły o kilkadziesiąt proc., choć średni poziom cen wzrósł nieznacznie. Włosi byli jednak przekonani, że wspólna waluta spowodowała drożyznę.

Koszyk osób o niskich dochodach

Według GUS we wrześniu paliwa do transportu prywatnego były prawie o 12 proc. wyższe niż przed rokiem. Przeciętny kierowca, który tankuje raz na tydzień uważa, że taka jest inflacja. Codziennie kupujemy chleb, co kilka dni masło – ceny tych towarów wzrosły ponad przeciętny wskaźnik inflacji.

Byłoby dobrze, gdyby GUS spróbował przynajmniej raz na kwartał konstruować wskaźniki inflacji dla poszczególnych grup konsumentów. Może wówczas chętniej wierzylibyśmy w jego dane.