Hamburg nie sprawdzi dochodu podstawowego

Hamburg nie sprawdzi dochodu podstawowego
Fot. stock.adobe.com / Sahul
Mieszkańcy Hamburga, który jest metropolią, ale też landem federalnym, odrzucili (12.10.2025) w referendum pomysł pilotażu pn. „Hamburg sprawdza Dochód Podstawowy” (Hamburg testet Grundeinkommen), pisze Jan Cipiur.

W trzyletniej próbie wziąć miało udział 2 000 wylosowanych mieszkańców, którzy w pierwszym roku otrzymywaliby po 1346 euro miesięcznie plus ubezpieczenie zdrowotne. W trzecim roku Hamburg zapłaciłby za eksperyment łącznie ok. 50 mln euro. 

Sprzeciw Hamburczyków był bezdyskusyjny, okienko „nein” zakreśliło 63 proc. głosujących, a w referendum wzięło udział aż 44 proc. uprawnionych.

Jak referował Die Welt, wielkie wątpliwości miała nawet pro-pracownicza „Fundacja Hansa Böcklera” wskazując, że przedsięwzięcie może okazać się koniem trojańskim, którego wpuszczenie do Hamburga zagroziłoby innym transferom socjalnym, a nawet emeryturom.

Hamburczycy dostrzegli, że jedynym źródłem finansowania potencjalnego, szeroko zakrojonego rozdawnictwa byłyby nowo nałożone daniny.

Portowe miasto żyło z handlu, więc rosło przez stulecia ze skrobania się po głowach, bez czego żaden kupiec i tygodnia nie przetrwa. Nawet bez zgłębiania kwestii obecni mieszkańcy Hamburga domyślać się więc musieli, że wskutek UBI pójść mogą z torbami.

Brytyjskie koszty dochodu podstawowego – UBI

Wg jednego z prostych szacunków, gdyby np. każdemu z 55 mln dorosłych Brytyjczyków wypłacać w formie UBI po 760 funtów miesięcznie, trzeba byłoby „zorganizować” dodatkowe wpływy do budżetu w wysokości 500 mld funtów rocznie.

Brzmi groźnie, a jeszcze groźniej wygląda w zestawieniu z sumą wydatków budżetowych rządu Jego Królewskiej Mości w roku finansowym 2025/2026 mających wynieść 1 335 mld funtów, w tym 379 miliardów do wydania w części socjalnej.

Z brytyjskich bogaczy i średniaków nie dałoby się wycisnąć nawet ćwierci biliona, czyli połowy sumy z przykładu, więc płatnikami kosztów UBI zostaliby wszyscy.

Dlaczego Hamburg powiedział „nein”?

Większość mieszkańców Hamburga wie również, że beneficjenci UBI doszliby z pewnością do wniosku, że mogą mniej pracować. Efektem byłby wzrost kosztów pracy w wyniku podwyżek i zachęt dla pracowitych, a następnie wzrost cen pracochłonnych towarów i usług.

Inne ważkie argumenty przeciw UBI wymagają większej biegłości finansowej. Obiektywnym faktem są mianowicie zmiany zachowań i efektów (zniekształcenia) powodowane przez podatki (ang. tax distortions).

W najbardziej poglądowym ujęciu, inaczej postępujemy przed podatkiem, a inaczej, gdy musimy zacząć płacić jakiś nowy. Nowe podatki prowadzą zatem do zmiany zachowań ludzi i przedsiębiorstw, co prowadzi do nieefektywnej alokacji środków.

Dochód podstawowy a zniekształcenia podatkowe

Profesor ekonomii w Swansea University Ansgar Wohlschlegel podkreśla w artykule zamieszonym w serwisie theconversation.com, że „z powodu zniekształceń (distortions), jakie powoduje większość podatków, gromadzenie funduszy publicznych nakłada na społeczeństwo koszty obciążające kwotę, która ma zostać zebrana”.

Pisze, że można to porównać do podatku jako wody, którą fiskus przepuszcza przez przeciekający wąż – część z niej zostanie utracona, zanim reszta znajdzie się w beczce.

Badania wskazują (np. The marginal cost of public funds, Henrik Jacobsen Kleven, Carl Thustrup Kreiner, obaj z Uniwersytetu w Kopenhadze, Journal o Public Economics, Nov. 2006), że w Wielkiej Brytanii zniekształcenia wywołują koszty w wysokości od 10 do 25 pensów na 1 funt dodatkowego przychodu z proporcjonalnej podwyżki PIT.

Gdyby założyć, że każdy dorosły Brytyjczyk otrzymałby w formie UBI 400 funtów miesięcznie, to wydatek budżetowy wyniósłby za jeden miesiąc 22 mld funtów.  Obecne wydatki miesięczne na cele socjalne w ramach tzw. świadczenia uniwersalnego (Universal Credit) wynoszą 7,7 mld funtów.

Konieczna dopłata budżetowa, do pokrycia z podatków, do UBI w skromnej wysokości kilku setek miesięcznie, wyniosłaby zatem 14,3 mld funtów, tj. prawie 172 mld rocznie.

Czytaj także: Bankowość i finanse | DOCHÓD GWARANTOWANY | Sprawiedliwość czy demoralizacja?

Zgodnie z fenomenem „zniekształceń podatkowych” pozyskiwanie tak wielkiej kwoty przynosiłyby straty w przedziale 1,5-3,7 mld funtów miesięcznie.

Urząd statystyczny Office of National Statistics podał, że we wrześniu ’25 średnie pełne wynagrodzenie przeciętnego Brytyjczyka (tj. razem z premiami, ubezpieczeniem zdrowotnymi planem emerytalnym) wyniosło 733 funty tygodniowo, tj. 3176 funtów miesięcznie. Żeby ów pracownik nie stracił po wypłatach UBI, musiałoby wzrosnąć do ok. 3 500 funtów/mc, żeby miał na podatki niezbędne do sfinansowania fanaberii.

Wbrew twierdzeniom entuzjastycznych propagatorów UBI, skracania czasu pracy i podobnych „dobrodziejstw”, żadnego społeczeństwa nie stać na rozdawnictwo obejmujące ogół, a nie tylko ludzi w niezawinionej potrzebie.

Krytyka tego typu wizji nie oznacza sprzeciwu wobec redystrybucji, która ma jednak swoje granice. Ich przekraczanie prowadzi do zastoju, a więc obraca się przeciw beneficjentom wsparcia socjalnego, którzy mają się wówczas znacznie gorzej, niż przed wdrożeniem „postępowych” pomysłów.

Jan Cipiur
Jan Cipiur, dziennikarz i redaktor z ponad 40-letnim stażem. Zaczynał w PAP, gdzie po 1989 r. stworzył pierwszą redakcję ekonomiczną. Twórca serwisów dla biznesu w agencji BOSS. Obecnie publikuje m.in. w Obserwatorze Finansowym. Jest członkiem Towarzystwa Ekonomistów Polskich (TEP).
Źródło: Portal Finansowy BANK.pl