Felieton: Złe strony repolonizacji
Gdyby Bank Pekao był na sprzedaż... To może zaszalałoby PZU, połączyło go a Aliorem i BPH, dodało BOŚ i byłby ogromny bank. Oparty na polskim kapitale. I gdyby chciał kupić kolejną instytucje od jej zagranicznego właściciela, zrobiłby ogromną emisje akcji. Wydrenowałby rynek kapitałowy na tyle, że inni mogliby sobie o emisjach najwyżej pomarzyć.
Jednocześnie stałby się największym wierzycielem państwa, kupując na każdej aukcji drożejące polskie obligacje (na które czatowaliby również zagraniczni – ale nie inwestorzy, lecz spekulanci, ze względu na rosnące ryzyko. Puchłby więc ten wielki bank papierami, udzielał kredytów nierentownym firmom (przecież głównym udziałowcem byłoby państwo), bo tego wymaga „Plan na rzecz odpowiedzialnego rozwoju”. Na kredytach (tych dobrych) dużo by nie zarabiał, bo Plan powinien być finansowany z oszczędności ludności, którą do oszczędzania trzeba zachęcić. Najlepiej wysokim oprocentowaniem. Temu wszystkiemu życzliwym okiem będzie się przyglądał nadzór finansowy, wróciwszy do struktur NBP.
Czy naprawdę chcemy szalejącej repolonizacji? Gospodarka rynkowa powstaje u nas w bólach od 27 lat. O ile pamiętam, w krach tzw. rozwiniętych trwało to duuużo dłużej. Może więc zamiast romantyzmu lepiej popatrzeć na pozytywizm. Akurat teraz potrzebna jest praca u podstaw, a nie wstrząsanie tymi podstawami. Cóż z tego, że Grecy mieli greckie banki? Ich rządy sprokurowały im taką sytuację, że nawet gdyby ich system bankowy składał się z kilku HSBC, to dużo by to nie pomogło. Talenty naszych rządzących znamy doskonale. Gdyby mieli większy wpływ na system bankowy i bank centralny, stałyby się one rezerwuarem (niestety, wyczerpywalnym) finansowania ich pomysłów. Może więc – przynajmniej na razie – lepiej, że jednak wciąż większa część sektora ma zagranicznych właścicieli. Oni może nie zawsze umieją rządzić finansami, angażując się w przeróżne, ryzykowne operacje, ale sa za to bardzo wyczuleni na jakiekolwiek ingerencje w swoje działania. I dmuchać sobie w kaszę bankową nie pozwolą.
Przemysław Szubański