Dzięki pandemii szpitale i firmy ubezpieczeniowe oszczędzają?

Dzięki pandemii szpitale i firmy ubezpieczeniowe oszczędzają?
Fot. stock.adobe.com / Андрей Яланский
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Wartość usług zdrowotnych wyświadczonych w USA w II kwartale spadła do 1,69 biliona (1690 mld) dolarów. W I kwartale wyniosła 2,26 bilionów, więc sam spadek wyniósł aż 570 mld dolarów (dane w cenach z 2012 r.).

#JanCipiur: UnitedHealth z każdego dolara składki wypłacała w II kwartale jedynie 70 centów na pokrycie kosztów medycznych swych klientów. Rok temu płaciła 83 centy #Koronawirus

To mniej więcej tyle, ile wynosi całoroczny PKB Polski. Powód jest tylko jeden – ograniczenie zakresu leczenia innych chorób i przypadłości w związku z pandemią i trudniejszym dostępem pacjentów do lekarzy oraz wszelkich placówek leczniczych.

Mniej pacjentów, większe oszczędności

Podobnie, choć na proporcjonalnie mniejszą skalę, jest zapewne w Polsce. Poważnego rozmiaru zjawiska zmniejszenia dostępu do leczenia możemy się domyślać z wypowiedzi lekarzy i dyrektorów szpitali, bo nasze konstytucyjne prawo do szybkiej, wiarygodnej, pełnej – tzn. szczegółowej  informacji o sposobach wydatkowania środków z podatków i składek jest prawem na papierze.

Wybiórcze dane prezentowane publicznie przez NFZ służą za zasłonę, która ma ukryć istotną treść.

Na innych łamach zwracałem niedawno uwagę, że Polska jest na końcu UE jeśli chodzi o liczbę lekarzy czy pielęgniarek na 1000 mieszkańców. Co gorsze, liczba czynnych lekarzy nie rośnie, a w niektórych latach spada.

Np. w 2017 r. mieliśmy w Polsce 90 284 lekarzy, o 354 mniej niż rok wcześniej. Nie o stan opieki medycznej w Polsce chodzi jednak w tym wtręcie, a o stan informacji i wiedzy, której nam się broni.

Spadek wydatków zdrowotnych w USA szkodzi Amerykanom oraz większości sektora medycznego. Mieszkańcy mniej intensywnie leczą choroby przewlekłe lub zmuszeni są odwlekać najróżniejsze procedury, natomiast ze szpitali dochodzą sprzeczne wieści.

Rzecznicy szpitalnictwa twierdzą, że „szpitale są w obliczu największego kryzysu finansowego w historii”, ale grupa 8 szpitali non-profit Baptist Health z Kentucky ma się wbrew temu alarmowi całkiem nieźle. Jej przedstawiciel oznajmił w tych dniach, że firma ma kasach gotówkę, która starczy jej aż na 241 dni.

Ubezpieczyciele zyskują

Jest też część biznesu zacierająca ręce z zadowolenia. Najbardziej cieszą się ubezpieczyciele sprzedający polisy medyczne. Składki spływają nie mniej regularnie niż przed pandemią, a ponieważ potencjalni pacjenci unikają kontaktów z ludźmi, wizyty w przychodniach i pobyty w szpitalach są rzadsze, a zatem wypłaty czynione przez ubezpieczycieli na rzecz usługodawców – istotnie mniejsze.

Wielka grupa UnitedHealth z każdego dolara składki wypłacała w II kwartale jedynie 70 centów na pokrycie kosztów medycznych swych klientów. Rok temu płaciła 83 centy. Nic dziwnego, że jej zyski za II kwartał w wysokości 6,6 mld dolarów są rekordem w historii firmy. Rokowania na kolejne kwartały są nie gorsze.

Amerykanie marnotrawią mnóstwo pieniędzy wydawanych na zdrowie. Odsetek tych wydatków bliski 20 proc. PKB jest wygórowany. Byłby niższy, gdyby nie pokręcony system prawny wymagający niezliczonej liczby zabezpieczeń przed pozwami, jak również brak powszechnej opieki i profilaktyki.

Inwestowanie w zdrowie się opłaca

Intuicja podpowiada, że inwestycje w ochronę zdrowia popłacają w każdym wymiarze i zakresie. Ekonomiści sądzą, że mniej więcej jedna trzecia wzrostu gospodarczego osiągniętego przez państwa rozwinięte przez ostatnie sto lat to zasługa poprawy zdrowia globalnej populacji, a wpływ ten dorównuje siłą wpływowi dobrej edukacji.

Autorzy z McKinsey Global Institute twierdzą (Prioritizing health: A prescription for prosperity), że znają przybliżoną skalę korzyści i to nie ze spodziewanego jeszcze postępu, ale już z dotychczasowych zdobyczy w dziedzinie medycyny, o ile byłyby powszechniej stosowane i dostępne.

Upowszechnienie opieki zdrowotnej na dzisiejszym poziomie mogłoby sprawić, że za 20 lat dzisiejszy 45-latek czułby się jakby miał nie 65 a jedynie 55 wiosen na karku. Wobec spodziewanej mimo wszystko nieuchronności wydłużenia wieku emerytalnego, to istotna wiadomość.

Koszty lepszego zdrowia i dłuższego życia w komforcie nie muszą być olbrzymie. Wg McKinsey i o ile, nie popełnili grubego błędu, statystyczna poprawa stanu zdrowia o 40 proc. mogłaby kosztować 100 dolarów netto za każdy kolejny rok zdrowego życia.

Zbyt małe liczby nie przyciągają uwagi, więc wielkie mówią, że poprawa zdrowia ludności świata w takiej skali dodałaby do hipotetycznego PKB z 2040 r. aż 12 bilionów dolarów, a w innym ujęciu coroczny wzrost gospodarczy mógłby być o 0,4 proc. szybszy.

Liczby te uzyskano, szacując zmniejszenie nieobecności w pracy oraz wykluczeń z aktywności zawodowej, a także możliwy wzrost wydajności w wyniku wyższej sprawności ludzi zdrowych.

Korzyści ogólnoekonomiczne mogłyby być jeszcze wyższe. Każdy dolar zainwestowany w zdrowie może dać od 2 do 4 dolarów wymiernych korzyści.

Najniższy, dwukrotny, zwrot zanotować miałyby państwa najuboższe i takie niestety – jak Polska, czyli z grupy o dochodach wyższych średnich (upper-middle). Miejmy nadzieję, że mniej korzystna proporcja nie zniechęci nas do inwestycji w zdrowie.

Źródło: aleBank.pl