„Długie włosy Jezusa”
(od „Hair” do „Kolędy nocki”)
Część I
WŁOSY
29 października 1967 roku na scenie off-broadwayowskiego Public Theater w nowojorskiej dzielnicy East Village narodził się spektakl muzyczny, reklamowany jako „American Tribal Love-Rock Musical”, który zrewolucjonizował tradycyjną, sprawdzoną w dotychczasowej, ponad 40-letniej historii tego gatunku, formułę musicalu. Realizacja „Hair” (uświęcona – po sukcesach w teatrach off-Broadwayu – przeniesieniem spektaklu w kwietniu 1968 roku na jedną z głównych scen właściwego Broadwayu) otwierała zupełnie nowy etap w rozwoju współczesnego musicalu i wyznaczała nowe kierunki poszukiwań jego największych twórców.
Nie da się jednak w pełni zrozumieć fenomenu tej brodwayowskiej inscenizacji bez odwołania do tamtych czasów. Od 1965 roku Stany Zjednoczone prowadzą bowiem w Wietnamie wojnę, przeciwko której buntują się głównie młodzi ludzie, nie godząc się na rolę mięsa armatniego. Organizują głośne protesty i demonstracje, palą publicznie karty powołania do wojska, nawołują do bojkotu władz, pozyskując dla swojego ruchu wielu sprzymierzeńców o znanych nazwiskach. Tuż przed zapowiedzianą premierą przedstawienia, zostaje aresztowana podczas jednej z demonstracji i osadzona w więzieniu (wraz z dużą grupą protestujących przed bazą wojskową w Kalifornii) popularna już wtedy piosenkarka folkowa Joan Baez. Wcześniej związana z Bobem Dylanem, stała się wręcz ikoną amerykańskiego protest-songu po wspólnym z nim wystąpieniu przed przemówieniem Martina Luthera Kinga (pamiętne „I have a dream…”) w czasie tzw. Marszu na Waszyngton (1963). Kilka lat później pojawi się na legendarnym Festiwalu w Woodstock, ale w Polsce znana się stanie m.in. z festiwalowego występu na sopockiej scenie Opery Leśnej w 1970 roku, a w roku 1985 – ze wspierania podziemnego ruchu solidarnościowego oraz z wizyt w Lublinie na KUL-u i w Gdańsku. Podczas pobytu w Trójmieście spotkała się wtedy z Lechem Wałęsą i nieoficjalnie koncertowała w kościele św. Brygidy oraz na zamkniętym prywatnym występie dla trójmiejskich opozycjonistów, zarejestrowanym przez działającą w podziemiu Radiową Agencję Solidarności. Wracajmy jednak do amerykańskiej rzeczywistości drugiej połowy lat 60-tych. Ten burzliwy politycznie okres jest jednak wyjątkowo sprzyjający dla nowych zjawisk artystycznych, zwłaszcza z kręgu muzyki rockowej. W tym samym czasie, kiedy trwają już gorączkowe przygotowania do premiery „Hair” na scenie Public Theater, właśnie w Nowym Yorku rozpoczyna swoje pierwsze amerykańskie tournée jeden z najsłynniejszych i największych zespołów w historii rocka – „Pink Floyd” z długowłosym liderem i wokalistą, Rogerem Watersem. Zresztą długie włosy są przecież wtedy jednym ze sztandarowych symboli pokoleniowego buntu.
Nie tylko z tego powodu „Hair” nie był z pewnością typowym produktem amerykańskiego show-bussinesu, ale raczej dzieckiem i spadkobiercą fali amerykańskiej kontrkultury lat 60-tych. Okres ten zdominowali bowiem (zresztą nie tylko w Stanach Zjednoczonych) młodzi „buntownicy z powodami”, przeciwstawiający zobojętniałemu społeczeństwu konsumpcyjnemu własną wizję życia i ideę świata, wyzwolonego od przemocy, wojny, nienawiści i fałszu. Nowe pokolenie proponowało alternatywne style życia, alternatywną hierarchię wartości oraz alternatywny model sztuki i kultury. To okres kontestacji, fascynacją filozofią i ideami orientu oraz ucieczki w „psychodeliczną nierzeczywistość”. To czas komun hippisowskich, ruchu flower-power, długich włosów, filozofii zen i fascynacji nowym lekiem na całe zło, „poszerzającym wyobraźnię”, jakim miał być LSD. To czas nie tylko antywojennych protestów, ale i walki z rasizmem, studenckich strajków i ruchów pacyfistycznych. Okres happeningów artystycznych, odrodzenia teatru ulicznego i ogromnych rockowych spędów oraz festiwali. Ale także czas przekraczania dotychczasowych barier obyczajowych, rewolucji seksualnej, wolnej miłości. Młodzi prorocy i ich bezkrytyczni wyznawcy wierzyli, że żyją w czasach Wielkiego Przełomu i głosili bliskie nadejście Nowego Renesansu – Ery Wodnika. W tym przekonaniu ukryty jest zresztą klucz do zrozumienia jednego z najbardziej popularnych songów „Hair” – „Aquarius”:
Dawno temu panowała Era Byka, połączona z kultem przyrody;
Potem nadeszła epoka Ryb, rodząca sekty, kategorie i inne bariery.
W niej obecnie żyjemy, ale dobiega ona końca (…)
Nadchodzi epoka Wodnika, mająca obalić wszelkie kategorie, rasy, struktury,
Aby zrobić miejsce jednolitemu i powszechnemu światu.
Niemożliwe jest analizowanie dziś sukcesu „Hair” bez odniesienia do amerykańskiej rzeczywistości lat 60-tych. Spektakl autorstwa Galta Mac Dermota (muzyka) oraz duetu James Rado i Gerome Ragni (libretto i teksty piosenek) pojawił się poza tym w okresie pewnego zastoju i kryzysu tradycyjnej, dość skostniałej formuły musicalu. „Hair”, owiany dodatkowo aurą skandalu (m.in. z uwagi na nieskrywaną nawet apologię narkotyków i nagość aktorów na scenie), jednocześnie bulwersował i zachwycał – zarówno krytyków, jak i publiczność. Sukces – nie tylko artystyczny, ale przede wszystkim frekwencyjny i komercyjny – przeszedł jednak najśmielsze oczekiwania. 6 miesięcy stażu na off-Broadwayu, wędrówki po scenach całej Ameryki, z reguły wszędzie znaczone entuzjastycznym przyjęciem, w rezultacie – nieprzerwany, rekordowy ciąg 1742 przedstawień na Broadwayu i zwieńczenie tego etapu doskonałą ekranizacją Milosa Formana z roku 1979. Czeski emigrant marzył o tej realizacji od chwili, kiedy po raz pierwszy zobaczył w Nowym Yorku broadwayowską inscenizację. Ale udało mu się do niej doprowadzić dopiero po jego ekranizacji „Lotu nad kukułczym gniazdem”, która okazała się wielkim sukcesem, nie tylko artystycznym, ale i kasowym.
I w końcu – nie bez znaczenia jest aktywne „życie po życiu” musicalu po tym wielkim broadwayowskim sukcesie. Bowiem do dziś jest to jeden z tytułów, po jakie niezwykle chętnie sięgają dyrektorzy teatrów muzycznych na całym świecie. Sceniczna wersja „Hair” było też kilkukrotnie wznawiana na samym Broadwayu, wystawiano ją również wielokrotnie poza Nowym Yorkiem w kolejnych wersjach, a adaptacja londyńska (na West Endzie) miała aż 1997 wystawień! Z kolei sprzedaż płyt z nagraniami soundtracku pierwszej broadwayowskiego wersji znacznie przekroczyła 3 miliony sprzedanych egzemplarzy!
Co zatem sprawiło, że niekonwencjonalna opowieść o życiu i ideologii barwnej grupki hippisów – romantyczny portret amerykańskiej kontrkultury – zdobyła tak ogromną popularność i do dziś przywoływana jest jako początek pewnej rewolucji na scenie musicalowej ? Z pewnością jednym z głównym powodów tego przełomowego znaczenia „Hair” (nie tylko zresztą dla musicalu, ale i szeroko rozumianej sfery sztuki i kultury) była niezwykle aktualna tematyka (w porównaniu z mniej lub bardziej udanymi adaptacjami literackimi stanowiło to rzeczywiście wtedy prawdziwą rewolucję), żywy, współczesny język, nowatorskie rozwiązania sceniczne, graniczące z happeningiem (m.in. brak klasycznego libretta i płynnej akcji w tradycyjnym pojęciu teatralnym) oraz – a może przede wszystkim – muzyka. Po raz pierwszy w historii musicalu była to bowiem muzyka oparta na autentycznym rocku w różnych jego przejawach (rock’n’roll, rhythm and blues, underground, psychedelic), sięgająca też do elementów gospel, bluesa, muzyki hinduskiej, a nawet muzyki klasycznej. Longplay ze ścieżką dźwiękową musicalu przez długie miesiące okupował pierwsze miejsce na amerykańskich listach bestsellerów płytowych i radiowych listach przebojów. Podobnym powodzeniem mogły się też pochwalić single z trzema największymi hitami Mac Dermota z tego przedstawienia: medley „Aquarius – Let the Sunshine In” w wykonaniu murzyńskiej grupy wokalnej „The Fifth Dimension” (status Złotej Płyty, nagroda Grammy Awards, najlepsza płyta roku 1969), „Hair” w wykonaniu grupy „Cowsills” i „Good Mornig Starshine” w interpretacji Oliwera. Utwory te zresztą szybko awansowały do rangi standardów rockowych, włączane przez wiele innych wykonawców do swojego repertuaru.
„Hair” nie był oczywiście spektaklem całkowicie oderwanym od tradycji i historii amerykańskiego musicalu. Jego inscenizacja w tak nowoczesnej, dla niektórych nawet szokującej, formie, nie byłaby jednak z pewnością możliwa bez wcześniejszych doświadczeń np. „West Side Story” z przenikającą to przedstawienie choreografią Jerome Robbins’a. Nie stanowiła też przecież zupełnej nowości młodzieżowa tematyka i muzyka. Już w roku 1960 wystawiono przecież cieszący się sporym powodzeniem musical „By, By, Birdie” (autorstwa debiutantów broadwayowskich – muzyka: Charles Strouse, libretto – Michael Stewart, teksty piosenek – Lee Adams), które inspirację stanowił fakt powołania do służby wojskowej autentycznego idola amerykańskiego nastolatków, króla rock’n’rolla – Elvisa Presleya. W takiej samej sytuacji, wywołującej szereg komplikacji i nieporozumień, został przez autorów umieszczony tytułowy bohater – młodzieżowy piosenkarz, Conrad Birdie. Stylizowana rock and rollowa muzyka przyniosła wtedy dwie popularne piosenki: „A Lot of Living to do” oraz „Put on a Happy Face” i prestiżową nagrodę Tony dla kompozytora za najlepszy musical roku. W jednym z kolejnych musicali z muzyką Charlesa Strouse – „Golden Boy” (1964), prezentował się z kolei niezwykle popularny czarnoskóry piosenkarz, Sammy Davis Jr, który zachwycał publiczność genialnym taneczno-wokalnym popisem w przeboju „Don’t forget 27th Street”. „Złoty chłopiec” był grany na Brodwayu nieprzerwanie aż 568 razy i pojawił się również na West Endzie.
Wszystkie te widowiska nie wychodziły jednak poza kanon tradycyjnego musicalu, a młodzieżowa tematyka i muzyczne stylizacje stanowiły dla twórców jedynie pewien estradowy kostium i pretekst do przyciągnięcia młodszej części widowni. Na takim tle realizacja „Hair” okazała się zatem wydarzeniem zwrotnym w historii amerykańskiej sceny musicalowej, przełamując dość standardową do tej pory formułę artystyczną i po raz pierwszy wprowadzając na broadwayowskie sceny autentyczną, współczesną muzykę rockową. Muzykę, która nie tylko przynosiła młodzieży poczucie pokoleniowej wspólnoty, ale wytyczała nowe drogi muzycznych poszukiwań dla musicalowych twórców.
Ale – o paradoksie – komercyjny sukces „Hair” stanowił jednocześnie symptom nieuleczalnej choroby, która już zdążyła zainfekować prezentowaną w spektaklu „ideologię buntu”. Sidła popularności, sławy i nieuchronnej komercjalizacji stanowiły bowiem zasadnicze zagrożenie dla głoszonego – zarówno przez autorów widowiska, jak i autentycznych młodych buntowników – przesłania. Podarte dżinsy, długie włosy, kolorowe koraliki, kwiaty we włosach – cały ten hippisowski sztafaż i uniform przekształcił się w barwny folklor, krisznaicka mantra „Hare Kriszna” – w młodzieżowy przebój, dostępny w każdym płytowym sklepie, a głoszone ideały – w puste reklamowe slogany. Zewnętrzne atrybuty ruchu powoli się dewaluują, powielane w nieskończoność w seryjnej produkcji. Ideologia i bunt zostają w ten sposób oswojone, unieszkodliwione i sprowadzone do poziomu handlowego towaru. Ale to już zupełnie inna historia, do której jednak będę musiał niebawem w tym tekście powrócić – kiedy moda na dzieci-kwiaty ustąpi modzie na dzieci boże, odwołującej się do chrześcijańskich korzeni współczesnej cywilizacji i kultury.
(CDN)
Wojciech Fułek