Dlaczego złoto kosztuje już 4 tys. dolarów za uncję?
W ujęciu realnym, czyli po uwzględnieniu inflacji CPI, dotychczasowy szczyt cenowy złota liczony w dzisiejszych pieniądzach był na wysokości 3590 dolarów i został zdobyty w 1980 roku.
Powodem ówczesnej szalonej zwyżki ceny złota był tzw. drugi szok naftowy będący pokłosiem rewolucji w Iranie i wielkiego spadku wydobycia ropy w tym kraju, podczas gdy popyt globalny na nią był wtedy wielki i ciągle rósł.
W rezultacie, w końcu 1979 roku 12-miesięczny indeks inflacji osiągnął w USA aż 9 procent.

Ścisły, wieloletni związek cen złota i geopolityki
Dzisiaj nie jest tak samo, ale ryzyko geopolityczne jest teraz jeszcze wyższe niż wtedy. W konsekwencji rządy, banki centralne i inwestorzy indywidualni z całego świata wierzą, że teraz to nie dolar, a złoto jest przystanią, do której trzeba zmierzać.
Takiego zdania jest m.in. Ken Griffin z wąskiego kręgu czarodziejów finansowych, który w ramach funduszu Wellington firmy Citadel zamienił jednego dolara wpłaconego w 1990 roku na 450 dolarów dzisiaj, a po oczyszczeniu z inflacji na 180 dolarów, więc raczej wie co mówi.
Uwertura do nowej złotej pasji wybrzmiała zimą 2022 roku, gdy Rosja najechała na Ukrainę. Wszystkie przytomne banki centralne zaczęły wtedy skupować ten kruszec w tandemie ze swymi rządami lub bez oglądania się na nie. Stało za tym przeświadczenie, że sztaby złota trudno zniszczyć lub przechwycić.
Drugi etap wzmożenia nastąpił w kwietniu ’25 wraz z wypowiedzeniem światu wojny handlowej przez prezydenta Donalda Trumpa. Zaatakowani przez niego poczuli od razu mniejszą miętę do dolara jako stabilizatora globalnego systemu gospodarczego i do jego niedoścignionej od wielu dekad pozycji w walutowej hierarchii świata.
Trzecia odsłona miała premierę w tegorocznym sierpniu [2025], kiedy Fed dał do zrozumienia, że w obliczu słabnącego amerykańskiego rynku pracy zacznie obniżać stopy procentowe, czyli obligacje dolarowe będą dawać niższe przychody.
Obawy wynikające z rosnącego zadłużenia państw a złoto
Od początku 2025 roku złoto podrożało o 52 procent. Podobne tempo wzrostu cen wystąpiło w tym stuleciu tylko w pierwszym roku pandemii Covid-19 oraz w czasie kryzysu finansowego 2007-2009.
Czy i jak długo będzie maszerowało bez oznak zmęczenia pod stromą górę – to pytanie za miliardy do zdobycia lub utraty. Nie ma na nie dobrej odpowiedzi, zwłaszcza dla inwestorów zakładających się z przyszłością na rynkach terminowych, bowiem w krótkim okresie gra na dalszą zwyżkę złota jest dziś i pozostanie przez najbliższe kwartały słuszna, jako że nie zanosi się na rychły spokój w wielkim świecie.
Na korzyść takiej oceny przemawia pogorszenie realiów makroekonomicznych w większości gospodarek szeroko rozumianego Zachodu. W najważniejszych państwach zachodnich zadłużenie jest wyższe od PKB. To samo grozi Polsce.
Zgodnie z prostą formułą, jest niebezpiecznie, gdy dla danego państwa wskaźnik nominalnego wzrostu gospodarczego jest mniejszy od wskaźnika kosztów obsługi zadłużenia publicznego.
Na razie jest z tym na Zachodzie najgorzej, ale eksperci banku Morgan Stanley prognozują, że w przypadku USA (a mowa o zaufaniu do dolara), w 2030 roku wskaźnik obsługi amerykańskiego zadłużenia zrówna się ze wskaźnikiem wzrostu PKB. W USA narasta tumult ekonomiczno-finansowy, a to oznacza cieplarniane warunki dla dalszego wzrostu cen złota.
W konsekwencji wyższych niż przedtem stóp procentowych zły kierunek obrał również inny wskaźnik obrazujący efektywne oprocentowanie zadłużenia, tj. proporcję kosztów odsetkowych do zadłużenia pozostającego do uregulowania.
Zadłużenie z czasów stóp oscylujących wokół zera zapada po prostu szybciej niż pożyczki pobrane w latach na wyższy procent. W okresie 2022-2023 obligacje dające 4 proc. zarobku stanowiły w krajach OECD nieco ponad 5 proc. zadłużenia o stałym oprocentowaniu, w 2024 roku ich udział zwiększył się do 13 proc., a 2030 roku ma wynieść ok. 20 proc.
W pięciu państwach OECD proporcja płatności odsetkowych do PKB wzrosła w 2024 roku o więcej niż 0,3 proc. (w pozostałych jej wzrost był mniejszy). Są wśród nich USA i Polska.
Nowe trendy na rynku cen złota
Pobieżni obserwatorzy mogą być w kropce, ponieważ w przeszłości skoki cen złota powiązane były z dużymi przecenami akcji. Teraz nie ma takiego powiązania.
W latach 1970-1979, w ujęciu realnym, tj. po uwzględnieniu inflacji, wzrost notowań złota był sześciokrotny, a indeks giełdowy S&P 500 stracił 11 procent. Obecnie złoto poszybowało, ale S&P 500 wspiął się na swój historyczny szczyt, zaś dolar nie nadąża lub traci dystans do giełd.
Media pełne są coraz to barwniejszych komentarzy. Sceptycy odwołują się leciwej opinii równie leciwego Warrena Buffeta, że posiadanie złota może był kosztowne, ponieważ w odróżnieniu od pozostałych aktywów finansowych nie tworzy ono żadnego dochodu.
Wielcy inwestorzy głównego nurtu trzymają się jednak oceny, że „tym razem jest inaczej”. Założyciel Bridgewater Associates Ray Dalio powiedział w tych dniach, że złoto jest bezpieczniejsze od dolara, i że należy porzucić tradycję podziału koszyka inwestycyjnego na 60 proc. akcji oraz 40 proc. obligacji w celu znalezienia w nim miejsca na 15-procenowy udział złota.
Bank Morgan Stanley zaleca z kolei proporcję 60-20-20, czyli zrównanie złota z obligacjami. Jego główny ekonomista Seth Carpenter zwraca uwagę, że w poszukiwaniu kandydatur na nowego szefa Fed, Donald Trump doskonale wie, czego będzie oczekiwał po kierowniku amerykańskiego banku centralnego. Fed ma prowadzić łagodną politykę monetarną czego skutkiem może być słabszy dolar, wyższe oczekiwania inflacyjne i droższe złoto.
Prof. Ryan Chahrour z Cornell University podkreśla natomiast, że na dwoje babka wróżyła: „w końcu okaże się kto ma rację i albo zobaczymy, że rynki finansowe wolno przystosowują się do nowych okoliczności, albo gorączka złota była tymczasowa i wygaśnie”.
Polska gorączka złota
Na koniec prztyczek pro domo sua. W tzw. przestrzeni medialnej i społecznościowej pysznią się doniesienia, że w ujęciu parytetu siły nabywczej (PPP) Polska pobiła właśnie Japonię pod względem PKB na głowę. Ma to rzekomo dowodzić wielkości naszej Ojczyzny na globalnym polu gospodarczo-finansowym.
Czytaj także: Złoto będzie stanowić do 30 proc. oficjalnych aktywów rezerwowych NBP
Uczeni w słowie i piśmie zwrócili tymczasem uwagę, że bezpośrednim wyzwalaczem skoku złota ponad poprzeczkę zawieszoną na wysokości 4000 dolarów były przedwczesne – jak się teraz okazało – obawy, że premierem Japonii zostanie Sanae Takaichi wybrana właśnie na szefową rządzącej w Japonii Partii Liberalno Demokratycznej.
Pani Takaichi jest zwolenniczką gołębiej polityki monetarnej, w tym niepodnoszenia japońskich stóp procentowych. Parafrazując, „choroby leczymy świeżą gotówką w wielkich ilościach, której sypiemy tym więcej, im choroby cięższe”. Dla cen złota takie słowa to miód na usta.
W wielkość Polski porównywalną z japońską będziemy mieli prawo wierzyć, gdy informacje znad Wisły odbijać się zaczną takim samym echem, jak te nadchodzące z Tokio.
