Czy warto jeść tę żabę? Propozycje KNF dla frankowiczów
Styczniowa decyzja Narodowego Banku Szwajcarii o uwolnieniu kursu franka największy odzew zyskała... nad Wisłą. Przedstawiciele rządu, sektora finansowego, parlamentarzyści, organizacje ochrony konsumentów a także najzwyklejsi populiści - praktycznie każde z liczących się w kraju środowisk przedstawiło swoją koncepcję jak ulżyć kredytobiorcom hipotecznym, którzy to właśnie we franku szwajcarskim zaciągnęli swoje zobowiązania. W tym gronie nie mogło, rzecz jasna, zabraknąć przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego Andrzeja Jakubiaka.
Propozycja szefa KNF okazała się nie mniej zaskakująca co… skomplikowana. Całe rozwiązanie opiera się na przewalutowaniu kredytu – dlatego warunkiem przystąpienia do całej operacji byłoby wyrównanie przez kredytobiorcę różnicy pomiędzy wartością wpłaconych już rat a wartością spłaconej części analogicznego kredytu, zaciągniętego w tym samym banku w polskiej walucie. Spłata ta mogłaby nastąpić jednorazowo bądź w ratach – w przypadku wyboru tej drugiej opcji przewodniczący KNF proponuje, by banki udzieliły kredytobiorcy preferencyjnej pożyczki o oprocentowaniu na poziomie 1 proc. w skali roku, rozłożonej na taką samą liczbę rat co główne zobowiązanie.
Następnym etapem „planu Jakubiaka” byłoby przewalutowanie całego kredytu na złote zgodnie z aktualnym, średnim kursem Narodowego Banku Polskiego. Przewalutowanie to pozwoliłoby na wyodrębnienie kwoty będącej równowartością a, zgodnie z wówczas panujacymi zasadami, udzielił kredytu w polskiej walucie? Wynik tego arytmetycznego działania stałby się od tej pory „właściwym” kredytem zabezpieczonym hipotecznie, dla którego spłaty obowiązywałyby analogiczne zasady, jakby kredytobiorca od samego początku zaciągnął zobowiązanie w polskich złotych. Po odliczeniu kwoty już wpłaconej do banku, pozostała suma zobowiązania podzielona byłaby na taką samą ilość rat, ile zostało do spłaty w przypadku dotychczasowego kredytu frankowego.
A co z pozostałą kwotą? Zgodnie z deklaracją przewodniczącego KNF stawałaby się ona drugim kredytem – niezabezpieczonym hipotecznie, jednak z terminem spłaty analogicznym co opisywany wcześniej kredyt hipoteczny. Posunięcie takie – przy uwzględnieniu obecnego, wysokiego kursu szwajcarskiej waluty – byłoby dla kredytobiorców skrajnie niekorzystne, dlatego organ nadzoru zaproponował dwa dodatkowe bonusy. Pierwszym ma być stałe oprocentowanie części „niehipotecznej” kredytu, na poziomie 1 punktu procentowego. Drugim benefitem, określanym przez przewodniczącego Jakubiaka mianem „podziału wygenerowanego ryzyka kursowego pomiędzy bank a kredytobiorcę”, byłoby sukcesywne umarzanie połowy wartości każdej raty. Oznaczałoby to mniej więcej, że z części „niehipotecznej” kredytobiorca spłaci w ostatecznym rozrachunku jedynie połowę.
Tyle matematyki – a co z tego wszystkiego wynika dla kredytobiorców, banków, a wreszcie i całego systemu finansowego? Zacznijmy od potencjalnych beneficjentów całej operacji. Analitycy zgodnie wskazują, że – pomimo uwzględnienia mechanizmów redukujących dolegliwość całej operacji – i tak w przypadku przeważającej większości kredytów (a być może i w przypadku wszystkich) przewalutowanie według koncepcji KNF wiązać się będzie ze… wzrostem raty. To nie pomyłka! Analitycy firmy Home Broker przeprowadzili symulację dla kredytu zaciągniętego w najmniej sprzyjającym okresie – czyli w połowie roku 2007, kiedy kurs szwajcarskiej waluty kształtował się na bardzo niskim poziomie. Wynika z niej jednoznacznie, iż – jeśli uwzględnić zaproponowane przez sektor bankowy uwzględnienie ujemnego LIBOR-u w przypadku spłaty na warunkach dotychczasowych – to w przypadku rozwiązania proponowanego przez KNF miesięczna rata o wysokości około 1600 złotych wzrośnie o ponad 100 złotych, co podwyższa kwotę pozostałą do spłaty o niemal 8 procent. Jedyną grupą, która tak naprawdę mogłaby skorzystać na opcji zaproponowanej przez przewodniczącego Jakubiaka, byliby – bardzo nieliczni – kredytobiorcy zainteresowani wcześniejszą spłatą; w ich przypadku umorzenie połowy kosztów kredytu wynikających ze wzrostu kursu franka mogłoby przynieść realny zysk. Przewodniczący KNF zwraca również uwagę na fakt, iż przewalutowanie mogłoby uchronić kredytobiorców przed kolejnymi przypadkami niekontrolowanej aprecjacji szwajcarskiej waluty; akurat taki scenariusz wydaje się jednak dość mało realny – przynajmniej w odniesieniu do obecnej wartości franka szwajcarskiego w przeliczeniu na złotówki. Nie zapominajmy wreszcie o najważniejszym: kolejne deprecjacje szwajcarskiej waluty (a w obliczu tak wysokich notowań franka spodziewać się można raczej jego osłabienia) byłyby dla kredytobiorców – już wtedy złotowych – bezpowrotnie straconą szansą na wyrównanie strat poniesionych od chwili radykalnego umocnienia kursu szwajcarskiej waluty w roku 2008.
Znacznie groźniejsze są jednak konsekwencje, jakie projekt przygotowany przez KNF może przynieść dla stabilności systemu finansowego w Polsce. Przede wszystkim – co należy podkreślić z całą stanowczością – trudno powiązać pomysł przewalutowania kredytów li tylko z niedawną aprecjacją szwajcarskiej waluty ponad wszelkie spodziewane poziomy. Jeżeli propozycja KNF miałaby rozwiązywać wyłącznie ten konkretny problem, należałoby dążyć do zastosowania instrumentów ograniczających skutki wzrostu kursu szwajcarskiej waluty powyżej pewnego, przewidywalnego poziomu. Tyle, że takie właśnie rozwiązanie… zostało zaproponowane przez samych przedstwicieli sektora bankowego! W dniu 29 stycznia 2015 roku podczas konferencji prasowej Związku Banków Polskich, prezes Związku Banków Polskich Krzysztof Pietraszkiewicz przedstawił propozycje, jakie bankowcy przygotowali dla klientów posiadajacych kredyty we frankach. Wśród postulatów środowiska bankowego znalazły się takie propozycje jak:
- uwzględnienie ujemnej stawki LIBOR. Zgodnie z deklaracją prezesa ZBP, będzie to dokonywane również poprzez obniżenie raty kapitałowej,
- obniżenie spreadów w najbliższych miesiącach, kiedy to efekt decyzji banku centralnego Szwajcarii będzie najbardziej bolesny,
- stałe umożliwienie bezprowizyjnej zamiany franka na walutę polską,
- odstąpienie od żądania nowych zabezpieczeń w przypadku klientów, którzy regularnie wywiązują się ze swoich zobowiązań,
- możliwość dokonania zmiany kalendarza spłat lub wprowadzenia wakacji kredytowych na wniosek klienta.
Źródło: Home Broker
„Nadrzędnym celem propozycji jest i było to aby klient nie płacił wyższej raty kredytowej aniżeli ta która była przed decyzją Szwajcarskiego Banku Narodowego” – ta wypowiedź prezesa ZBP Krzysztofa Pietraszkiewicza wyczerpuje chyba oczekiwania regulatora odnośnie zachowania banków po niespodziewanej aprecjacji franka.
Tymczasem propozycja KNF niesie za sobą znacznie bardziej doniosłe skutki. Zastanawiać może przede wszystkim pomysł podziału kredytu na dwie niezależne części. Intencja organu nadzoru wydaje się być zrozumiała – nadrzędnym celem (poza wsparciem dla kredytobiorców) jest uzdrownienie rynku kredytów hipotecznych, tak, by wyelinimować z niego zobowiązania najgorzej zabezpieczone. Sęk w tym, że wydzielenie części zobowiązania i utworzenie z niego innego quasi-kredytu to nie rozwiązanie sensu stricto, a… klasyczny ruch księgowy, poprawiający wyniki w określonej kategorii – podczas gdy w skali całego przedsiębiorstwa problem pozostaje, choć zaksięgowany w innym miejscu. Nie ulega wątpliwości, że długoterminowe kredyty pozbawione zabezpieczenia hipotecznego, a równocześnie – zgodnie z wolą regulatora – oprocentowane na rekordowo niskim poziomie, nie wpłynęłyby pozytywnie na spełnienie wymogów chociażby Rekomendacji P – jak również innych, niezależnych już od naszego regulatora wytycznych (Bazylea III). Rodzi się – w pełni uzasadnione – pytanie, w jaki sposób propozycja KNF wpłynęłąby chociażby na wyniki zeszłorocznych stress-testów? Warto tu zaznaczyć, że z „dobrodziejstwa” umorzenia skorzystać mógłby kazdy kredytobiorca – nawet ten, który nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń do wysokości rat przed dniem 15 stycznia 2015 roku. Na szczęście regulator nie zamierza działać w ciemno; komunikat KNF po spotkaniu z przedstawicielami sektora bankowego w dniu 6 lutego 2015 roku daje do zrozumienia, iż „zostanie zorganizowane spotkanie z biegłymi rewidentami badającymi sprawozdania finansowe banków dot. propozycji przewalutowania przedstawionej przez Przewodniczącego KNF”. Należy jednak postawić zasadnicze pytanie: czy w obliczu skonkretyzowanych już propozycji ze strony samych banków konieczne jest dalsze rozważanie tego – jak widać, budzącego zrozumiałe zastrzeżenia samego autora – projektu?
Propozycje organu nadzoru byłyby bowiem znacznie bardziej zrozumiałe, gdyby zaistniała sytuacja nie wywołała żadnej reakcji ze strony środowiska bankowego. Jednak w sytuacji, kiedy sami bankowcy wystąpili z propozycjami złagodzenia skutków styczniowego szoku – i to likwidując w praktyce wszystkie dodtakowe obciążenia wynikające z tegoż szoku dla klientów – koncepcja KNF jawi się jako dość niebezpieczny precedens. Nie ulega bowiem wątpliwości, iż posunięcie regulatora może zostać odebrane jako „złagodzenie” polityki, opierającej się na bezwzględnym poszanowaniu umów zawartych zgodnie z obowiązujacym prawem i nie przedkładaniu interesu określonej grupy konsumentów nad stabilność i bezpieczeństwo systemu finansowego. Należy tu po raz kolejny przypomnieć, że zasadniczym celem KNF nie jest bynajmniej ochrona praw konsumentów! To deponenci, którzy w instytucjach finansowych ulokowali nierzadko oszczędnosci życia są w pierwszej kolejności podmiotem ochrony ze strony instytucji nadzorujących rynek finansowy. Takie deklaracje znalazły się chociażby w ubiegłorocznym wystąpieniu szefa KNF w Senacie, podczas debaty poświęconej kredytom frankowym właśnie:
– Postulaty nadzwyczajnej pomocy dla kredytobiorców mających kredyt walutowy, a w szczególności propozycje przewalutowania kredytów walutowych na złotówki według kursu z dnia udzielania kredytu są nieuzasadnione ze względu na świadomość klientów odnośnie do podejmowanego ryzyka walutowego, korzyści finansowe realizowane dotychczas przez klientów posiadających kredyt walutowy – o czym mówił tu pan minister – nierówne traktowanie klientów oraz negatywne skutki społeczne, jakie wywołałyby tego typu działania – twierdził przewodniczący KNF jeszcze rok temu.
Podsumowując: można odnieść wrażenie, że postulaty KNF mają charakter raczej symbolicznego gestu Piłata aniżeli skutecznego rozwiązania tematu. Skoro kredytobiorcy w zdecydowanej większości nic z tego programu nie zyskają, banki z pewnością stracą, a statystyczny Kowalski zyska niepokojący sygnał, że instytucje stojące na straży bezpieczeństwa obrotu gospodarczego państwa jest w stanie ugiąć się pod mniej lub bardziej przemożnym naciskiem – należy zadać sobie pytanie: czemu – i przede wszystkim: za czyje pieniądze – mielibyśmy jeść tę żabę?
Karol Jerzy Mórawski