Chcemy konkurować, twórzmy ekosystemy
Polacy uchodzą za jeden z najbardziej przedsiębiorczych narodów Wspólnoty - według danych Komisji Europejskiej za rok 2013, zajęliśmy w tym chlubnym rankingu piąte miejsce - tuż za Francją, Hiszpanią, Niemcami i Włochami. Ten gigantyczny potencjał nie ma niestety bezpośredniego przełożenia na pozycję naszego kraju na gospodarczej mapie Europy i świata.
Dlaczego tak się dzieje, co mogą zrobić polscy przedsiębiorcy i administracja publiczna dla poprawy sytuacji i czym są ekosystemy rozwoju – o tym podczas sesji X Kongresu Obywatelskiego, poświęconej sprawom gospodarczym, dyskutowali: Andrzej Halesiak, dyrektor w Biurze Analiz Ekonomicznych Banku Pekao S.A. i członek Rady Programowej Kongresu Obywatelskiego; Witold Radwański, prezes zarządu Krokus Private Equity Sp. z o.o. i członek Rady Programowej Kongresu Obywatelskiego; Marek Darecki, prezes zarządu i dyrektor generalny WSK „PZL – Rzeszów” S.A.; Stanisław Szultka, ekspert Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, Paweł Panczyj, dyrektor zarządzający firmy ABSL oraz Bożena Lublińska-Kasprzak, prezes zarządu Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości.
Panel, zatytułowany „Polska gospodarka – czas na ekosystemy rozwoju”, prowadził Jan Szomburg Jr., wiceprezes zarządu Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową.
Mówiąc o polskiej przedsiębiorczości, nierzadko nawiązujemy do „cudu gospodarczego” pierwszych lat transformacji ustrojowej – tymczasem od tego czasu globalna sytuacja gospodarcza zmieniła się diametralnie. Moderator przypomniał gruntowną zmianę paradygmatu: jeszcze 40 lat temu – nie tylko zresztą w państwach bloku wschodniego – znacznie trudniej było wyprodukować aniżeli sprzedać. Dziś mamy do czynienia z sytuacją zgoła odwrotną: nadwyżka popytu nad podażą, spowodowana między innymi globalizacją, jest na tyle potężna, że to umiejętna sprzedaż stanowi największe wyzwanie. Nade wszystko zaś bezpowrotnie odchodzi w przeszłość świat działających w pojedynkę firm; nawet globalne koncerny funkcjonują w sieci relacji zarówno z innymi przedsiębiorcami, jak również ze światem nauki czy określonymi społecznościami. Dlatego ekonomiści już od ponad 20 lat mówią o „ekosystemach biznesowych” – wskazując na uderzające wręcz podobieństwo pomiędzy wzajemnymi relacjami w przyrodzie i biznesie. W jednym i drugim przypadku zignorowanie zaledwie jednego z istotnych elementów ekosystemu może nieść dla przedsiębiorcy katastrofalne skutki – o czym świadczyć może przywołany przez prezes PARP Bożenę Lublińską-Kasprzak przykład spektakularnej porażki firmy Michelin. Próba wprowadzenia na rynek produktu, który wydawał się absolutnym pewniakiem – opon pozwalających na przejechanie nawet 200 kilometrów po przebiciu – zakończyła się fiaskiem, gdyż globalny potentat nie wziął pod uwagę zdolności adaptacyjnych niewielkich warsztatów wulkanizacyjnych do nowej technologii ani też nie podjął żadnych działań, aby ułatwić serwisantom wdrożenie obsługi swego produktu.
Niestety – polski przedsiębiorca, choć kreatywny i pracowity, bynajmniej nie należy do otwartych na dialog i prorozwojową kooperację, i to nawet w swoim najbliższym otoczeniu. Jan Szomburg jr. przypomniał, że głównym problemem Polaków – wynikającym w znacznej mierze z doświadczeń historycznych – jest postawa wsobna i bezgraniczna ufność w samowystarczalność. Niedźwiedzią przysługę kolejnym pokoleniom naszych rodaków wyświadcza system edukacyjny; ze wstydem wypada się zgodzić z opinią Marka Dareckiego, że polska szkoła uczy nie tyle myślenia, co zapamiętywania i… posłuszeństwa. Jak sobie radzi na rynku pracy tak ukształtowane pokolenie? – Jesteśmy najlepszymi wykonawcami cudzych idei – tak nas ocenił prezes WSK „PZL – Rzeszów” S.A. Również ci, którzy zdecydują się wziąć sprawy w swoje ręce, z reguły funkcjonują dzięki istniejącym już na rynku schematom i modelom biznesowym – a co gorsza, robią to na własną rękę. „Kreatywność” naszych rodaków w dziedzinie różnego rodzaju wymówek usprawiedliwiających brak współpracy z innymi jest nieograniczona. Stanisław Szultka mówił wręcz o „barierach klasowych”, kiedy otwartość na współpracę zastępuje lekceważenie wobec mniejszych przedsiębiorców – i zarazem obawa przed współpracą z dużymi podmiotami. Dokąd prowadzi taka polityka, niech świadczą dane przytoczone przez Andrzeja Halesiaka: około 50 proc. rodzimych firm walczy o przetrwanie – a każda silniejsza presja kosztowa może okazać się dla nich wręcz zabójcza. Na szczęście i w tej dziedzinie daje się zauważyć symptomy zmiany; prezes PARP Bożena Lublińska-Kasprzak wspomniała o – coraz aktywniejszych na polskim rynku – tzw. ekosystemach startupowych. Przykładem takiego środowiska może być współczesny biznes modowy w Łodzi – dzięki inicjatywom offowym, takim jak choćby Fashion Philosophy, dawna stolica polskiego włókiennictwa stała się centrum modowym Polski. Na pokazach i galeriach handlowych ów ekosystem się nie zakończy; już dziś można mówić o sukcesywnym odradzaniu łódzkiego przemysłu odzieżowego – twierdzi prezes PARP.
Do polskich firm musi zatem dotrzeć jedna, oczywista prawda: jeśli nie nauczymy się prorozwojowej współpracy, wpadniemy w tzw. pułapkę średniego dochodu – taki wniosek płynął wprost z danych przytoczonych przez eksperta Pekao S.A. Efektowny skok od 30 proc. niemieckiego PKB per capita u progu transformacji do niemal 55 proc. nie może być już dalej kontynuowany dzięki istniejącym zasobom. Osiągnęliśmy poziom, na którym dalszy wzrost jest stosunkowo niewielki – o czym świadczyć mogą przykłady krajów, które startowały z wyższego poziomu niż Polska, lub które rozpoczęły tę drogę znacznie wcześniej, a dziś znajdują się w podobnym miejscu. Do przeszłości przechodzi również konkurencyjność kosztowa Polski – i to nie tylko z powodu lepszych warunków, oferowanych choćby przez kraje Dalekiego Wschodu. Wprawdzie chiński robotnik zaczyna być coraz droższy – ale równocześnie coraz więcej procesów da się wykonać przy pomocy maszyn i urządzeń. A to oznacza jedno: zamiast bazować na taniej sile roboczej lepiej i taniej uruchomić produkcję bezpośrednio w Niemczech czy USA. – Nawet Chiny są za drogie w stosunku do robotów, których cena spada a powszechność rośnie – przypomniał Andrzej Halesiak. Jeżeli dodamy do tego nieubłagane uwarunkowania demograficzne, za sprawą których polski rynek pracy ewoluuje w kierunku mało konkurencyjnego rynku pracobiorców – staje się jasne, iż nie tędy droga. – Przemiana musi dokonać się w przetwórstwie przemysłowym – im bardziej zaawansowany przemysł, tym bardziej rozlewa się to po gospodarce rynkowej – podkreślił przedstawiciel Pekao S.A. Rzecz w tym, że takiego efektu nie uda się osiągnąć na skróty. Witold Radwański przypomniał, że – niezależnie od obranej drogi biznesowej – zaawansowaną technologicznie firmę buduje się tylko poprzez konsekwencję i długofalowe trzymanie się obranego kierunku rozwoju. – Firmy, które chcą przeskoczyć za daleko i za szybko do tego modelu popełniają dużo błędów – zaznaczył przedstawiciel Krokus Private Equity. Co najistotniejsze, tyleż zaszczytny co opłacalny status firmy innowacyjnej nie jest zarezerwowany wyłącznie dla podmiotów z branż high-tech. Witold Radwański wskazał na przykłady dwóch firm bynajmniej nie kojarzonych z innowacyjnością – wcześniejszego producenta zniczy nagrobkowych i spedytora rzecznego – które dzięki konsekwentnej polityce prorozwojowej przeszły od oferty niskomarżowej ku produktom bardziej zaawansowanym.
Ale innowacyjność i high-tech to jeszcze za mało, by w dzisiejszym świecie można było mówić o konkurowaniu z najlepszymi. – Nie wystarczy być dużą i bogatą firmą – należy zbudować wokół tego ekosystem – stwierdził Marek Darecki, i chyba trudno odmówić mu racji. Wszak prowadzona przez niego firma spełnia wszelkie wymogi klasyfikujące do branży high-tech. Wśród 4 tys. pracowników lotniczych zakładów połowa ma wyższe wykształcenie, a 500 osób wykazać się może nawet tytułem doktora. Fabryka produkuje tak zaawansowane technologicznie wyroby, jak pomocnicze silniki do dreamlinera czy podwozia do myśliwca F-16. – Kilogram silnika lotniczego kosztuje tyle, co kilogram złota – w tak obrazowy sposób prezes WSK „PZL – Rzeszów” S.A. oszacował wartość produkcji zakładu. Okazuje się, że to jeszcze nie wystarczy – dlatego zakład stawia na badania i rozwój; kosztem 300 mln zł powstaje nowoczesne centrum R&D. Z drugiej strony przemysł lotniczy na Podkarpaciu aktywnie inwestuje w najcenniejsze aktywa – czyli kapitał ludzki. Efektem jest wytworzenie kompleksowego systemu kształcenia – od nauczania początkowego w szkołach podstawowych aż po kierunkowe studia inżynierskie na politechnikach. Nieprzypadkowo to właśnie na Rzeszów, jako jeden z najsilniejszych ośrodków innowacyjności, zwróciła uwagę prezes PARP Bożena Lublińska-Kasprzak, deklarując zarazem wszechstronne wsparcie dla tego rodzaju inicjatyw. Jednym z rozwiązań, wdrażanych w najbliższym czasie przez PARP, ma być specjalne dofinansowanie dla tzw. firm szybkiego wzrostu, funkcjonujących na rynkach globalnych. – W ramach tego działania przedsiębiorca będzie mógł liczyć nie tylko na wsparcie w dziedzinie inwestycji czy zakupu środków produkcji, ale także na dofinansowanie tworzenia ekosystemów – zadeklarowała prezes PARP.
Wbrew powszechnie spotykanym opiniom, również sektor outsourcingu może generować całkiem poważny potencjał prorozwojowy. Paweł Panczyj uważa, że mówienie o pracownikach centrów usług wspólnych czy innych przedsięwzięć outsourcingowych jako o taniej sile roboczej rozmija się z rzeczywistością. – Jesteśmy największym krajem tej części Europy, który oferuje dobrą, nie tanią, tylko przyzwoicie opłacaną i myślącą siłę roboczą – ocenił przedstawiciel ABSL. I właśnie dzięki temu globalne korporacje coraz częściej chcą budować nad Wisłą nie tyle zakłady produkcyjne, co ośrodki badawczo-rozwojowe. – Na tym etapie już można się zastanawiać: czy to jeszcze „tylko” outsourcing, czy może zaczątek nowego ekosystemu, w którym Polacy odgrywać będą nie tylko role służebną? Pamiętać też trzeba o wielkości rynku outsourcingu – przedsiębiorstwa z tej branży zatrudniają w Polsce 150 tys. pracowników. To prawie dwa razy tyle, co 80-tysięczna rzesza górników – przypomniał Paweł Panczyj.
W którą stronę pójdzie polski biznes? Z wypowiedzi panelistów płynie jeden wniosek: nawet najbardziej innowacyjne firmy – również te zatrudniające kilka tysięcy osób – wydają się być całkowicie bezbronne, rywalizując w pojedynkę ze światowymi graczami. Tworzenie ekosystemów to najprostszy i najtańszy sposób, by wygospodarować miejsce dla siebie na coraz bardziej zatłoczonym rynku.
Karol Jerzy Mórawski