Chcę się truć po swojemu
Bo na przykład o tym, że będzie padał deszcz, to mi różni meteorolodzy mówią już chyba od dwóch tygodni – a pokropiło w piątek.. Ale nie o tym chciałem.
Otóż nie tylko sam chcę decydować, ale i nie znoszę narzucania poglądów. Nieważne – politycznych, religijnych, konsumpcyjnych. Kiedyś modne były buty z kwadratowymi noskami – również wizytowe. W życiu czegoś takiego do garnituru nie włożyłem i nie włożę, choćbym miał być ostatnim Mohikaninem klasycznych nosków.
Ale tu na szczęście nikt mi się z butami (cha, cha!) w życie nie ładował. Gorzej z jedzeniem i piciem. Tu coraz bardziej nachalna (nie bójmy się tego słowa) jest propaganda wegańska.
Przeróżni nawiedzeni epatują mnie/nas widokiem i opisami mordowanych zwierząt. Absolutnie zgadzam się, że ubój powinien być maksymalnie bezbolesny i bezstresowy (jeżeli w ogóle może taki być).
Tych, którzy przeforsowali kontynuowanie w Polsce uboju rytualnego, chętnie by równie rytualnie… Ale jestem mięsożerny (niekoniecznie codziennie, ale co jakiś czas) i nie zamierzam z tego zrezygnować.
I do szału doprowadzają mnie publikacje Fundacji Międzynarodowy Ruch Na Rzecz Zwierząt Viva! na temat szkodliwości mięsa. Oparte na jakichś tam badaniach. Być może pamiętają Państwo globalną nagonkę na masło, prowadzoną przez finansowanych przez producentów margaryny „naukowców”.
A ile było takich przypadków, o których nie mamy pojęcia? No to takie wrażenie mam w przypadku informacji Vivy o tym, że mięso nie jest zdrowe, nie ma potrzeby jego jedzenia itp.
Pod takimi publikacjami na fejsbukowej stronie Ruchu zaczynają się od razu polemiki… A właściwie zupełnie niemerytoryczne kłótnie.
Weganie prezentują się podczas nich jako niereformowalni fanatycy – zdaje się, że opublikowany kiedyś post wegańskiej fanatyczki o tym, żeby pobierana do transfuzji krew dzielić na tę od mięsożerców i zdrową, wegańską, był autentyczny. Jak to na ogół w polskich kłótniach jest, każda ze stron uważa tę drugą za niepełnowartościową, głupią, skażoną złą ideologią (gej, gender, lewak itp.).
No, to o jedzeniu sobie pogadałem. O piciu już nie będę, choć temat szkodliwości lub dobrego wpływu na zdrowie alkoholu to neverending story. Na szczęście smutne doświadczenia amerykańskiej prohibicji troszkę ostudziły zapały fanatyków.
No ale ponieważ tekst jest na portalu bankowym, to na koniec bankowa informacja: jak pisze moja gazeta, banki szykują się do kolejnego obniżenia kosztów finansowania, głównie zapłacą za to klienci detaliczni – a dokładnie dostaną mniej, bo ścinane będą oprocentowania depozytów i kont oszczędnościowych.