Budżetowe wyzwania nowego ministra finansów
W końcu kwietnia rząd przyjął Wieloletni Plan Finansowy Państwa WPFP) na lata 2019-2022, który zakłada, że w roku 2020 wydatki rządu i samorządów wyniosą maksymalnie 901.068 mln zł. To pułap wynikający ze Stabilizującej Reguły Wydatkowej, która z kolei jest zapisana w ustawie o finansach państwa. Wieloletni Plan Finansowy został przygotowany przez Ministerstwo Finansów, ale przyjęty przez cały rząd w formie uchwały.
Zapisana w WPFP suma, którą państwo może wydać, oznacza nie tylko obniżenie wydatków państwa w relacji do PKB, ale też brak możliwości zwiększania wydatków państwa w ujęciu nominalnym, w cenach bieżących. Innymi słowy, jeżeli zostanie zrealizowanych 5 wyborczych obietnic (tylko rozszerzenie programu 500+ na pierwsze dziecko zwiększa wydatki państwa o 20 mld zł), to wydatki na inne cele trzeba będzie obniżyć lub w najlepszym wypadku zamrozić na poziomie z roku 2019. Nie ma więc mowy ani o wzroście wydatków na zdrowie, do czego rząd się wcześniej zobowiązał podpisując porozumienie z rezydentami lekarskimi, ani na podwyżki dla nauczycieli, ani na większe zakupy wojskowe.
Deficyt finansów państwa
To nie znaczy, że rząd pozostałych wydatków (poza wyborczą „piątką”) na pewno nie zwiększy. Deficyt finansów państwa zapisany w WPFP jest niski i można go zwiększyć. Premier Mateusz Morawiecki zapowiadał to zresztą, mówiąc, że granicą deficytu będzie 3 % PKB. Tymczasem w WPFP założono deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych (według metodologii unijnej) na rok 2020 w wysokości 0,9 %. Według metodologii polskiej ma być jeszcze mniejszy. To znaczy, że zwiększenie wydatków o 60 mld zł – w porównaniu ze scenariuszem w WPFP – nie spowoduje przekroczenia 3-procentowego progu deficytu.
Czytaj także: Trudne zadania przed nowymi ministrami >>>
Problem w tym, że jeśli nowy minister finansów Marian Banaś przygotuje budżet, zakładający większe wydatki niż te, zapisane w WPFP to złamie uchwałę rządu oraz ustawę o finansach państwa. Ogranicza go bowiem nie deficyt a nominalne wydatki, wynikające z formuły wydatkowej. Ma niewielkie pole manewru. Może na przykład założyć znaczne obniżenie wydatków inwestycyjnych rządu i samorządów, ale to za mało, by budżet się spiął. Poza tym obniżenie inwestycji publicznych dałoby negatywny efekt w postaci niższego popytu wewnętrznego i spowolnienia wzrostu.
Najprościej byłoby znowelizować ustawę o finansach publicznych, zmieniając (jednorazowo lub na stałe) regułę wydatkową. Byłoby to jednak przyznanie się rządu do problemów ze sfinansowaniem obietnic wyborczych, a projekt budżetu będzie przesłany do Sejmu w końcu września, tuż przed wyborami. Minister zmuszony więc będzie do finansowej ekwilibrystyki, na co najwyraźniej nie chciała się zgodzić Teresa Czerwińska.