Boże Narodzenie coraz droższe: najszybciej na święta zarobi programista, dużo wolniej kelner
Ze świątecznego Barometru Providenta wynika, że Polacy w tym roku na Boże Narodzenie wydadzą średnio 1259 zł. To nadal mniej niż przed pandemią, ale o 307 zł więcej niż w 2021 roku. Zwiększone wydatki są pochodną inflacji, bo Polacy raczej nastawiają się na oszczędzanie. Zwłaszcza, że zarabiający średnią krajową muszą przepracować niemal 6 dni, żeby zorganizować święta. To o 1 dzień dłużej niż rok wcześniej. Polacy otrzymujący minimalne wynagrodzenie muszą pracować 12 dni – wynika z analizy Personnel Service. Najszybciej na świąteczne zakupy zarobią programiści, bo w 3,5 dnia, a kelnerzy w 8 dni.
6 dni pracy, żeby pokryć koszt świąt
Z danych GUS wynika, że w październiku br. przeciętne wynagrodzenie w Polsce wyniosło 6687,92 zł brutto (4889 zł netto). Przyjmując, że w miesiącu pracujemy średnio 22 dni, w trakcie dnia pracy za średnią krajową pensję zarabiamy 222,2 zł „na rękę”. To oznacza, że potrzebujemy niemal 6 dni roboczych, aby zgromadzić środki finansowe na święta Bożego Narodzenia (dokładnie 5,7 dnia). Dwa razy dłużej będą musiały pracować osoby zarabiające najniższą krajową, czyli 2363 zł netto. Ich dzienna stawka przy 22 dniach roboczych w miesiącu to 107,4 zł. Stąd konieczność pracy przez 12 dni, aby pokryć wydatki świąteczne.
Czytaj także: Świąteczny Portfel Polaków 2022: czy stać nas na Święta?
– W ubiegłym roku pracownik otrzymujący wynagrodzenie minimalne musiał przepracować 10 dni, aby zarobić na wydatki świąteczne. Zatem o dwa dni krócej niż w tym roku. Było to w dużej mierze spowodowane tym, że ze względu na panującą na rynku niepewność oraz pandemię zacisnęliśmy pasa i planowaliśmy wydatki wynoszące średnio 950 zł. Niemniej w tym roku rosnące wydatki to nie efekt rozrzutności, a inflacji, która powoduje, że dokładnie ten sam koszyk zakupów z poprzedniego roku jest po prostu droższy – mówi Krzysztof Inglot, prezes Personnel Service, ekspert ds. rynku pracy.
Kto na świąteczne wydatki pracuje najkrócej?
Analizując dane GUS o przeciętnym wynagrodzeniu brutto w październiku br. widać, że najszybciej na świąteczne wydatki zarobią osoby pracujące w sektorze informacji i komunikacji, zatem m.in. programiści. W sierpniu 2022 roku zarabiali oni średnio 11 193 zł brutto, a zatem 7960 zł netto. To oznacza, że ich dzienna stawka to 362 zł netto. Zatem na świąteczne wydatki będą oni pracowali zaledwie… 3,5 dnia.
– Jeżeli uwzględnimy tutaj również osoby pracujące w ramach B2B, a to wciąż najbardziej popularny sposób rozliczania się z pracodawcą wśród specjalistów IT, możemy mówić o zarobkach wynoszących nawet 20 000 zł netto. To najczęściej doświadczeni programiści, osoby zajmujące się cyberbezpieczeństwem czy utalentowani web deweloperzy. Oznacza to, że taka osoba w niecałe 1,5 dnia jest w stanie zarobić na świąteczne wydatki. Jednak nie wszyscy specjaliści IT zarabiają tak duże kwoty. Pensje początkujących programistów zaczynają się od 5 tys. zł na kontrakcie. Takie osoby na świąteczne zakupy będą musiały poświęcić 5 dni pracy – mówi Kinga Marczak, general manager w HRS-IT.
W nieco gorszej sytuacji są pracownicy sektora nieruchomości, budownictwa i przedsiębiorstw, bo tu zarobki oscylują wokół średniej krajowej, czyli 6500 zł brutto (4761 zł netto). Oznacza to konieczność pracowania przez 5,8 dnia, żeby zarobić na święta. W najtrudniejszej sytuacji sąpracownicy sektora hoteli i restauracji. Ich średnie zarobki to 4751 tys. zł brutto, czyli ok. 3569 zł netto. To oznacza, że kelner lub pracownik hotelu musi przepracować niemal 8 dni (dokładnie 7,8 dnia), żeby zarobić 1259 zł potrzebne na świąteczne wydatki.
– Jak widać różne grupy zawodowe w różnym tempie zarabiają na wydatki świąteczne, niemniej tryb przedświątecznej powściągliwości, a nie gorączki, dotknie większości. Inflacja zdecydowanie hamuje entuzjazm konsumentów, co już znajduje odzwierciedlenie w wynikach. Dynamika sprzedaży detalicznej w cenach stałych, czyli skorygowana o inflację, wyhamowała w październiku do zaledwie 0,7 proc. rok do roku z 4,1 proc. we wrześniu. To pokazuje, że dochody Polaków znalazły się pod presją – podsumowuje Krzysztof Inglot.