Bezpieczeństwo ma cenę
Właściciel 10-letiego Lanosa płaci wielokrotnie mniejszą składkę niż nowego mercedesa. Gdy ubezpieczamy mieszkanie w polisie są wymienione potencjalne zagrożenia – pożar, zalanie wodą, kradzież. Nie ma trzęsienia ziemi, bo w Polsce praktycznie nie występuje, choć teoretycznie jest to możliwe. Nie ma też zamachu terrorystycznego albo bombardowania, choć prawdopodobieństwo takich szkód istnieje.
Powiedzmy, że mamy mieszkanie, którego wartość wraz z wyposażeniem wynosi 1 mln zł. Agent ubezpieczeniowy jak co roku dzwoni, by przypomnieć o przedłużeniu polisy.
– Ale tym razem chciałbym ubezpieczyć także od ataku bombowego i rakietowego – mówimy. Agent konsultuje się z ubezpieczycielem.
– Jest zgoda, dopłaca pan dodatkowo 300 zł.
– Doskonale, ale chciałbym jeszcze ubezpieczyć się od całkowitego odcięcia mieszkania od gazu, bo wtedy będę musiał przebudować instalację w łazience z gazowej na elektryczną.
I ta zachcianka zostaje spełniona przez firmę ubezpieczeniową, a ponieważ jest nietypowa i firma ma kłopoty z oszacowaniem ryzyka, dopłacam kolejne 200 zł.
Zapłaciliśmy prawie dwukrotnie drożej niż w roku poprzednim, ale za to czujemy się bezpieczni. Słuchamy właśnie dyskusji ekspertów w telewizji:
– Bezpieczeństwo jest najważniejsze, nie ma ceny – mówi jeden z nich.
A my już wiemy, że ma cenę i to całkiem wymierną.
Warto policzyć ile kosztuje nas bezpieczeństwo w wielu wymiarach
Pogląd, że bezpieczeństwo „nie ma ceny”, co w praktyce oznacza, że warto zapłacić za nie każdą cenę, jest w Polsce bardzo popularny. Kilkadziesiąt przedsiębiorstw, zwłaszcza w energetyce ma specjalny status i państwo może ingerować w decyzje zarządów – dla naszego bezpieczeństwa.
Prawo gazowe przewiduje obowiązek utrzymywania wysokich rezerw przez firmy gazem handlujące, co oczywiście podnosi koszty i ceny. Budujemy gazociąg Baltic Pipe i rozbudowujemy gazoport w Świnoujściu, mimo że mamy połączenie z europejskim rynkiem gazu – bo bezpieczeństwo nie ma ceny. W 2015 roku Agencja Rezerw Materiałowych zakupiła od kopalń kilka milionów ton węgla – co w taki czy inny sposób obciążyło podatników. Oficjalne tłumaczenie – chodzi o bezpieczeństwo energetyczne.
Za dwie baterie pocisków Patriots zapłacimy 16,6 mld zł. Docelowo baterii ma być osiem. Łącznie więc zapłacimy 65 mld zł – mniej więcej tyle wynosi roczny budżet na służbę zdrowia. Wes Kremer, szef Raytheon Integrated Defense Systems, firmy, która sprzedaje nam system obrony przeciwrakietowej mówi, że Polska będzie w trójce krajów mających najlepszą na świecie obronę przeciwrakietową. Jeżeli kupimy nie osiem, a 20 baterii staniemy się najbezpieczniejszym krajem na świecie. Oczywiście pod względem ryzyka zbombardowania, bo wiele innych nieszczęść nas nie ominie.