Będą zwolnienia w Oplu przez elektromobilność
Branża samochodowa w Niemczech, ale również w innych krajach, stanęła przed wyzwaniami klimatycznymi: musi tak budować pojazdy, by ograniczać emisję dwutlenku węgla. Takie są wymogi ochrony środowiska i ma to swoją cenę.
20 lat strat
Niemiecki Opel, w 2017 roku przejęty od General Motors przez francuski koncern PSA, zakończył miniony rok z pewnymi stratami.
Opel oraz jego siostrzana marka w Wielkiej Brytanii Vauxhall sprzedały do końca grudnia 977 000 samochodów, o 5,9 proc. mniej niż rok wcześniej. Zresztą i macierzysty koncern PSA, z tradycyjnymi markami Citroën i Peugeot, zanotował spadki: na całym świecie sprzedał 3,49 mln pojazdów, podczas gdy w 2018 roku 3,88 mln; ubytek wyniósł dziesięć procent.
Jednym z powodów tego sprzedażowego uszczerbku – jak tłumaczyła niemiecka centrala Opla w Rüsselsheim – było skreślenie z oferty modeli, które nie dają się zelektryfikować, a są to m.in. małe i skomplikowane modele Karl i Adam, kabriolet Cascada i Zafira.
Opel tłumaczył, że musi przygotować się do unijnych wymogów zmniejszania emisji CO2.
Rezygnacja z modeli i pracowników
Obserwatorzy wskazują też, że macierzysty koncern wymusza na Oplu osiągnięcie rentowności po dwóch dziesięcioleciach „czerwonych liczb”, czyli po długiej fazie strat jeszcze za czasów poprzedniego właściciela, amerykańskiego General Motors.
Przebudowa linii produkcyjnych i w ogóle nowa strategia Opla skutkuje również zwolnieniami. W tych dniach zarząd firmy porozumiał się z radą zakładową co do rychłej likwidacji 2100 miejsc pracy. W nieodległej przyszłości ma zniknąć kolejne 2000 miejsc.
Razem odejdzie więc 4100 ludzi. A już wcześniej, przy przejmowaniu Opla przez PSA, uzgodniono ze związkami zawodowymi zwolnienie 7000 pracowników. W zamian pozostałym zagwarantowano pracę do 2029 roku i częściowo powiązano z przechodzeniem na emeryturę.
Co dalej z Zafirą?
Zmiana linii produkcyjnych jest na przykład taka, że następca modelu Zafira będzie produkowany na ujednoliconej platformie PSA już gdzie indziej, nie w Niemczech.
Oznacza to duże oszczędności produkcyjne, ale też pozbawia pracy część załogi. Podobnie przy modelu Mokka X, który – jak to określono – też jest przestawiany na „technikę PSA”.
Zdrowy upust krwi?
Podejmowane działania są konsekwencją tego, że produkcja samochodów elektrycznych nie wymaga tak licznej załogi jak pojazdów z silnikami tradycyjnymi. Cięcia to też następstwo faktu, że macierzysty koncern z Francji właśnie łączy się z innym dużym tworem, koncernem Fiat Chrysler.
Oznacza to, że w Europie taki nowy megakoncern będzie miał nadwyżki osobowo-produkcyjne i zechce je zredukować. A to m.in. oznacza zwolnienia w Oplu.
Znany w Niemczech ekspert samochodowy Ferdinand Dudenhöfer tak skomentował szykujące się zmiany: „Upust krwi w Oplu będzie trwał” (Der Aderlass bei Opel wird weitergehen).
Dudenhöfer to szef placówki badawczej CAR-Center na Uniwersytecie Duisburg-Essen w Zagłębiu Ruhry. Od dziesięcioleci śledzi i analizuje zmiany na niemieckim i europejskim rynku motoryzacyjnym.
W jego ocenie, PSA uzdrawia Opla za pomocą obniżki kosztów produkcji i redukcji zatrudnienia. Zarazem, jak zauważył, mniejszy niż się spodziewano odzew wśród klientów miały nowe modele.
Temu zaprzeczyła natychmiast dyrekcja Opla twierdzeniem, że dobrze się sprzedawały np. Opel Combo oraz miejskie terenowce Grandland X i Crossland X, a także nowa Corsa.
Przykład Opla pokazuje, jak „trucicielska” branża reaguje na dyrektywy tych, którzy muszą widzieć szerzej: nie tylko zysk, lecz także klimat i czystość powietrza.
Unia Europejska wymusza redukcję CO2 i ma to określone konsekwencje. Może samochody będą mniej trujące? Zawsze da się zrobić więcej. Krok po kroku, a i „upust krwi” może się okazać ozdrowieńczy.