Bankowość i Finanse | Wywiad Miesiąca | Bezpieczeństwo energetyczne to zadanie wagi strategicznej
Nasz rozmówca nigdy nie unikał trudnych wyzwań. Dowiódł tego, pełniąc funkcje w administracji państwowej. Teraz swoje doświadczenie oddał w służbie bezpieczeństwa energetycznego państwa, które stanowi niezbędny warunek pomyślnego rozwoju gospodarczego.
Zakończył się pomyślnie długotrwały spór z Gazpromem przed sądem arbitrażowym w Sztokholmie. Co to znaczy dla dalszych relacji handlowych z tym niełatwym przecież partnerem i rozliczenia tej niebagatelnej kwoty, jaką Polsce przyznano?
– Geneza naszego sporu z Gazpromem sięga listopada 2014 r. Na początku podjęto próbę negocjacji. W kontrakcie jamalskim taka forma rozstrzygania problemów przewidziana została raz na trzy lata i skorzystać z niej mogą obie strony. Po półrocznym okresie bezpośrednich negocjacji, które nie przyniosły oczekiwanych konkluzji, wszczęte zostało postępowanie przed sądem arbitrażowym w Sztokholmie. Formalne złożenie wniosku nastąpiło w lutym 2016 r., a sama procedura w sądzie trwała cztery lata i zakończyła się 30 marca 2020 r. wydaniem wyroku korzystnego dla strony polskiej. Wyrok sądu arbitrażowego ustanowił nową formułę cenową na zakup gazu, ale – co warto podkreślić – na tamten moment, czyli na listopad 2014 r. Przypomnę, że obecnie toczy się kolejny spór z 2017 r., w ramach którego wątpliwości co do ceny zostały zgłoszone zarówno przez nas, jak i stronę rosyjską. Rozstrzygnięcie w tej drugiej sprawie jest jeszcze przed nami. Wracając do marcowego wyroku, określona w nim formuła jest dla nas korzystna. Ceny dostaw wyliczone na jej podstawie, mają już charakter rynkowy i odnoszą się do realnych cen gazu. Poprzednia formuła była dla Polski ewidentnie niekorzystna, ceny były zawyżone do tego stopnia, że stanowiły jedną z najwyższych stawek za ten surowiec w skali światowej. To zaś przekładało się na sytuację naszej firmy, która była zmuszona nabywać gaz na tak niekorzystnych warunkach, by następnie odprzedawać go odbiorcom po cenach rynkowych – w przypadku nabywców biznesowych, a w przypadku klientów indywidualnych – po cenach ustalanych przez Urząd Regulacji Energetyki, opartych na cenach rynkowych.
Niezależnie od samej sentencji wyroku, pozytywnie oceniamy sposób jego wprowadzenia w życie. W pierwszej fazie Gazprom chciał utrzymać status quo, jednak stopniowo relacje pomiędzy PGNiG a rosyjskim partnerem zaczęły normalnieć. Za faktury od marca br. przeszliśmy na nową formułę cenową i obecnie współpraca przebiega bez zakłóceń. Doszliśmy też do porozumienia z Gazpromem odnośnie przełożenia wyroku sądu arbitrażowego na język naszej umowy. Podpisaliśmy aneks nr 56, w którym uzgodniliśmy, że Gazprom do 1 lipca br. zwróci nadpłatę za okres od listopada 2014 r. do lutego 2020 r. Gazprom dokonał tego zobowiązania i przelał na nasze konto uzgodnioną kwotę. Jest to niebagatelna suma półtora miliarda dolarów. Warto przypomnieć, że w czasie kiedy rozmawialiśmy z Gazpromem o implementacji wyroku arbitrażowego, gaz do Polski płynął, zgodnie z umową, bez najmniejszych zakłóceń. Zresztą w przypadku rurociągu jamalskiego jedynie około jednej dziesiątej przesyłanego gazu zostaje w Polsce, a pozostała część płynie do Niemiec.
Przy okazji wspomnę, że w maju skończyła się umowa przesyłowa, zawarta pomiędzy Gazpromem a spółką EuroPolGaz, w której mamy udziały wspólnie z Rosjanami. Po wygaśnięciu kontraktu przepustowość gazociągu jest oferowana na aukcjach organizowanych przez polską spółkę Gaz-System, która zarządza gazociągiem. Doprowadziło to pod koniec maja do pewnych perturbacji. W pewnym momencie Rosjanie przestali przesyłać gaz w kierunku Niemiec, ale była to decyzja czysto ekonomiczna. Otóż, po zakończeniu umowy przesyłowej, do końca maja Gazprom mógł rezerwować i płacić za przepustowość gazociągu tylko w tak zwanych nominacjach dobowych, które są po prostu drogie. Nominacje miesięczne stały się dostępne dopiero od pierwszego pełnego miesiąca, czyli od czerwca. I Gazprom na ten miesiąc zarezerwował już prawie całą przepustowość gazociągu umożliwiającą mu przesył gazu do Niemiec. Natomiast jeśli chodzi o Polskę, to w maju nie było żadnych perturbacji z przesyłem gazu. Nasza umowa z Gazpromem obowiązuje do końca 2022 r., ale nasze uzależnienie od gazu rosyjskiego systematycznie się zmniejsza. Początkowo z kierunku wschodniego importowaliśmy 100% tego surowca, w 2016 r. ten wskaźnik obniżył się do 89%, a obecnie jest to około 60%.
Ceny błękitnego paliwa na rynkach światowych spadają, tymczasem PGNiG legitymuje się korzystnym wynikiem operacyjnym i finansowym, o czym niedawno mówił pan w radiu. Co to oznacza dla firmy, ale także dla rynku, myślę zwłaszcza o gospodarstwach domowych?
– Przez wszystkie te lata nasi odbiorcy, czy to biznesowi, czy indywidualni, ponosili opłaty według stawek rynkowych albo też regulowanych, ustalonych przez URE. Sytuacja była niekorzystana dla PGNiG, gdyż powstający deficyt musieliśmy pokrywać przychodami z innych działań, przede wszystkim poszukiwania i wydobycia. Roczne wydobycie gazu na terenie Polski utrzymuje się od wielu lat na poziomie około 4 mld m3 i będziemy starali się utrzymać ten wolumen. Jest to zarazem około 20% krajowego zapotrzebowania. Roczne zużycie paliwa sukcesywnie rośnie, pięć lat temu to było około 15 mld m3, teraz wartość ta zwiększyła się o kolejnych prawie 5 mld m3. Szacujemy, że podobny przyrost, o około 0,5-1 mld m3, będzie się utrzymywać także w nadchodzących latach. Z czego to wynika? W pierwszej kolejności z transformacji polskiego sektora energetycznego, w szczególności w dziedzinie elektroenergetyki. Paliwo gazowe będzie stopniowo wypierać inne kopalne źródła energii. Także branża ciepłownicza, w której chcielibyśmy uczestniczyć jako integrator rynku, będzie się przestawiała na gaz. Zakładamy, że Polacy będą sukcesywnie zamieniać tzw. kopciuchy na piece gazowe. Przygotowując się na ten nieunikniony proces, cały czas rozszerzamy sieć dystrybucji, obejmując kolejne gminy. Obecnie 65% z nich ma już dostęp do gazu ziemnego. Zależy nam na tym, żeby gaz pomógł w transformacji energetycznej.
Wiele słyszymy o programie Czyste Powietrze, kwoty, które przy tej okazji się wymienia ze źródeł brukselskich, działają na wyobraźnię. Czy dla PGNiG inicjatywa ta stwarza dodatkowe szanse pozyskania środków na inwestycje i modernizację?
– Chcemy się włączyć w realizację programu Czyste Powietrze, z uwagi nie tyle na przesłanki ideologiczne, choć pragniemy wspierać Zielony Ład i aktywność rządu polskiego w tym obszarze, ale przede wszystkim ze względów biznesowych. Jeżeli program ten przyczyni się do poprawy efektywności energetycznej trzech, czterech milionów gospodarstw domowych w Polsce, to są to albo potencjalni nowi klienci PGNiG, albo aktualni użytkownicy, którzy dotychczas używali gazu jedynie do przygotowywania posiłków, a odtąd będą mogli wykorzystywać to paliwo także do ogrzewania domów.
Kwestia ta jest istotna dlatego, że żadne zaklęcia w sprawie dbałości o środowisko nie mają szansy wywołać tej zmiany, którą może wywołać rachunek ekonomiczny…
– Wydaje się, że kluczowe znaczenie ma jednak świadomość społeczeństwa i chęć życia w czystym środowisku, rozumiana jako ograniczanie bezpośrednich zagrożeń dla życia i zdrowia ludzi. A takim w odczuciu społecznym jest nie tyle globalne ocieplenie, ile niebezpieczne substancje i pyły, określane mianem smogu. Ludzie zdają sobie sprawę, że zanieczyszczenie powietrza powoduje śmierć ponad 40 tys. osób rocznie. Rzecz jasna również czynnik finansowy ma w tym przypadku niebagatelne znaczenie. Chcemy włączyć się w ten program między innymi podczas modernizacji domów, zarówno jednorodzinnych, jak i bloków. To okazja do podłączania tych budynków do sieci gazowych czy ciepłowniczych, które korzystają lub będą korzystać z zasilania gazem. Współpracujemy z Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej głównie za pośrednictwem spółki PGNiG Obrót Detaliczny, aby doprowadzić do zwiększenia skali tego programu w Polsce.
Dzięki transformacji energetycznej ludziom poprawiają się warunki życia nie tylko w sensie zdrowotnym, ale i finansowym. Realizowana przez nas polityka doprowadziła do tego, że ceny gazu dla odbiorców w gospodarstwach domowych obniżyły się w ostatnich czterech latach średnio o prawie 18%, a niedawna zmiana taryfy, którą URE zatwierdził w czerwcu br., spowodowała kolejną, jednorazową obniżkę o 10,6%. Na przestrzeni pięciu lat ceny za paliwo gazowe obniżyły się zatem niemal o jedną piątą. Dla gospodarstwa domowego, które korzysta z gazu do ogrzewania domu jednorodzinnego, oznacza to oszczędności na rachunkach za gaz na poziomie średnio 1740 zł. To są znaczące pieniądze w budżecie rodziny, a w gospodarce dodatkowy impuls do transformacji energetycznej.
Spośród kopalnych źródeł gaz jest chyba najbardziej konkurencyjny i atrakcyjny jeśli chodzi o ślad energetyczny…
– To prawda. Dlatego na opłacalność paliw nie należy patrzeć wyłącznie przez pryzmat ich ceny, ale trzeba też uwzględniać koszty uprawnień do emisji CO2. Prognozy wskazują, że te ceny mogą w najbliższych latach znacząco rosnąć. Był czas, gdy na giełdzie w Londynie zaczynały się od około 5 euro za tonę, obecnie ceny kształtują się na poziomie ok. 20-25 euro za tonę, co oznacza niemal pięciokrotny wzrost. Tymczasem Komisja Europejska ostrzega, że wartość ta w nadchodzących latach może sięgnąć 40, a nawet 50 euro.
Czynicie starania o dywersyfikację dostaw. Jak pan ocenia dynamikę tych działań zwłaszcza w zakresie kierunków, bo proporcji nie można zmienić z wtorku na środę. Z tym problemem zmagamy się już od czasów rządu Jerzego Buzka…
– Muszę przyznać, że polityka prowadzona w ostatnich latach zarówno przez władze PGNiG – żeby wspomnieć choćby mojego poprzednika, Piotra Woźniaka, rząd premiera Mateusza Morawieckiego, a szczególnie ministra Piotra Naimskiego – przynosi oczekiwane rezultaty. Przede wszystkim chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego Polski, które związane jest integralnie z dostawami gazu ziemnego. Nasze wcześniejsze doświadczenia w tym obszarze były raczej niekorzystne. Ceny surowca dostarczanego przez Gazprom były zawyżone, a od momentu wstąpienia Polski do UE rosyjski partner aż siedmiokrotnie ograniczał dostawy bez uzasadnionych przyczyn. W wielu przypadkach był to rezultat tarć na linii Rosja-Ukraina, ale tak czy inaczej wpływało to destabilizująco na polski rynek.
Niedawno mieliśmy przypadek dostarczania zawodnionego surowca, w konsekwencji musieliśmy wybudować instalację osuszania, żeby być gotowym na takie incydenty. Biorąc pod uwagę te perturbacje, zrozumiała jest zarówno decyzja o dywersyfikacji źródeł dostaw gazu do Polski, jak też starania o uniezależnienie się od wschodniego kierunku dostaw. Dziś jesteśmy na dobrej drodze, żeby osiągnąć ten cel. Okolicznością sprzyjającą jest rozwój zarówno nowych technologii pozyskiwania gazu, takich jak jego wydobycie w USA metodą szczelinowania, jak i dystrybucji tego paliwa. Kilkadziesiąt lat temu gaz był eksportowany w całości rurociągami, dopiero od niedawna uruchomiono jego dostawy w postaci skroplonej, z użyciem metanowców i gazoportów. Obecnie gaz skroplony stanowi prawie połowę światowego handlu tym paliwem. W ten schemat wkomponowuje się decyzja o stworzeniu tak zwanej bramy północnej, czyli terminala LNG imienia Lecha Kaczyńskiego w Świnoujściu. To zaś oznacza dywersyfikację kierunków. Jak wspomniałem, gaz z kierunku wschodniego stanowi dziś 60% naszego portfela importowego. Jednak pole do dalszego zmniejszania wolumenu importu ze Wschodu jest niewielkie, ponieważ, zgodnie z umową jamalską, do 2022 r. jesteśmy zobowiązani płacić za ok. 9 mld m3 gazu rocznie, niezależnie od tego, czy odbierzemy taką ilość surowca. Równocześnie sami produkujemy prawie 4 mld m3 w Polsce, 0,5 mld m3 w Norwegii i ponad 200 mln m3 w Pakistanie. W tym ostatnim przypadku nie sprowadzamy surowca do Polski, tylko sprzedajemy go na miejscu.
Wspominaliśmy o tym jak rośnie wydobycie ze źródeł krajowych. Na ile pan ocenia obecny wolumen jako optimum, jeżeli chodzi o możliwości zaspokajania potrzeb krajowych, i jak wygląda zaawansowanie poszukiwań w obrębie szelfu bałtyckiego?
– W Polsce zużywamy prawie 20 mld m3 rocznie. W porównaniu z innymi krajami europejskimi to wcale nie jest dużo. Hiszpania, podobny kraj pod względem liczby ludności, zużywa dwa razy tyle tego paliwa, podobnie zresztą jak Ukraina. Ilość zużywanego gazu w Polsce będzie rosła również ze względu na transformację energetyczną i politykę klimatyczną. Gaz będzie stanowił paliwo przejściowe w transformacji energetycznej. Zużycie będzie wzrastać na poziomie od 0,5 do 1 mld m3 rocznie. Jesteśmy na to przygotowani. Rynek gazu będzie się coraz bardziej liberalizował, a wraz z liberalizacją w Europie będzie pojawiać się coraz więcej dostawców.
Rozumiemy że nie obawiacie się konkurencji, jesteście na nią przygotowani…
– Konkurencja jest korzystna dla wszystkich. W polskich warunkach gaz nadal jest elementem bezpieczeństwa naszego kraju. To nie tylko czynnik stricte finansowy, ale kwestia funkcjonowania całej gospodarki, tych sfer nie da się rozdzielić. Na pytanie, czy w przypadku gazu ważniejsza jest ekonomia, czy bezpieczeństwo, odpowiem bez wahania: bezpieczeństwo. Sądzę, że waga bezpieczeństwa dla naszych obywateli i dla całej gospodarki pozostaje czynnikiem decydującym.
Na wstępie tej rozmowy wspomniał pan o źródłach norweskich, odnieśmy się zatem do perspektyw wydobycia. Czy z punktu widzenia stopy zwrotu z inwestycji, rurociąg bałtycki to jest najlepsze rozwiązanie, oraz jakie będą źródła finansowania tego projektu?
– Z szelfu norweskiego rurociągi dostarczają obecnie na kontynent europejski ponad 100 mld m3 gazu rocznie, dodatkowo Norwegowie dysponują terminalem i instalacją do skraplania gazu i zaczęli dostarczać go metanowcami w postaci skroplonej. Także i PGNiG kupuje czasami w transakcjach spotowych norweski gaz w postaci skroplonej. Równocześnie angażujemy się w wydobycie na tamtym rynku, podobnie jak wszystkie znaczące podmioty w branży gazowej. Każdego roku pozyskujemy z tego źródła około 0,5 mld m3, a naszym celem jest, żeby osiągnąć w ciągu kilku lat poziom 2-2,5 mld m3 rocznie. Między innymi po to, żeby jak największa część paliwa, które będzie płynąć gazociągiem bałtyckim, pochodziła z naszego własnego wydobycia. Przepustowość rury bałtyckiej to będzie 10 mld m3, czyli jedna dziesiąta tego, ile ogółem jest obecnie przesyłane z szelfu norweskiego w różnych kierunkach. To jednak oznacza, że będziemy mogli przesyłać rurociągiem do Polski nie tylko surowiec wydobywany przez nas, ale także i nabywany na miejscu od innych dostawców.
Rura bałtycka ma znaczenie nie tylko z punktu widzenia ekonomicznego, ale przede wszystkim bezpieczeństwa. Od Rosjan kupujemy około 9 mld m3 gazu, do tego trzeba dodać prawie 3,5 mld m3 paliwa, które w ubiegłym roku sprowadziliśmy w postaci skroplonej. Ponadto możemy sprowadzać je z innych kierunków: niemieckiego, czeskiego czy też ukraińskiego. Budowane są kolejne interkonektory ze Słowacją i z Litwą. W konsekwencji rośnie dywersyfikacja. Na obecną chwilę możliwości sprowadzenia gazu do Polski są około półtora razy większe aniżeli całkowite krajowe zużycie tego paliwa. Dzięki takim inwestycjom, jak rura bałtycka, rozbudowa terminala czy wspomniane już interkonektory, możliwość przesyłania gazu do Polski będzie prawie dwukrotnie większa niż wcześniej, co zapewni naszemu krajowi bezpieczeństwo dostaw.
Z myślą o jakim wolumenie, a zwłaszcza kierunkach dostaw, rezerwujecie państwo dodatkowe moce terminalu w Świnoujściu, który w tej chwili rozbudowuje firma Gaz-System?
– Po rozbudowie terminalu będziemy mogli za jego pomocą sprowadzić 8,3 mld m3 gazu. To niemal tyle, ile obecnie musimy sprowadzać z kierunku wschodniego, który chcemy zastąpić paliwem z innych kierunków, ale będziemy mieli również możliwość sprawdzenia surowca gazociągami – istniejącymi i budowanymi.
Jeśli chodzi o gaz skroplony, to mamy podpisane z firmami amerykańskimi umowy długoterminowe na dostawy około 9 mld m3 rocznie. Kontrakty te są tak skonstruowane, że to PGNiG decyduje, dokąd zostanie dostarczony gaz. To może być terminal w Świnoujściu, ale także dowolne miejsce na świecie, na przykład inny terminal w Europie, aby następnie dostarczyć gaz do zagranicznego odbiorcy.
Mówił pan również o Pakistanie. Czyli mamy swoje udziały nie tylko w Europie?
– Tak. W Pakistanie jesteśmy obecni już kilkadziesiąt lat. Niedawno rozpoczęliśmy poszukiwania ropy i gazu w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Ilość gazu, którą w tej chwili produkujemy sami, jest relatywnie niewielka. Tymczasem żeby osiągać pożądane wyniki, co najmniej połowę wolumenu, który sprzedajemy, powinien stanowić gaz pozyskiwany przez PGNiG. A to z kolei oznacza dla nas konieczność poszukiwania nowych źródeł zagranicznych.
Ostatnie pytanie dotyczy udziału błękitnego paliwa w miksie energetycznym. Czy, biorąc pod uwagę horyzont czasowy 2050, mamy jakieś wskaźniki, które można uznać za referencyjne dla udziału gazu w transformacji polskiej energetyki versus możliwości dalszego rozwoju gospodarki?
– Udział gazu w produkcji energii elektrycznej obecnie jest śladowy, gdyż stanowi jedynie około 9% w skali kraju. Równocześnie jednak widzimy w tej dziedzinie ogromną zmianę. Takie zakłady energetyczne, jak PGE Dolna Odra czy Energa Elektrownie Ostrołęka będą modernizowane właśnie w kierunku wykorzystania paliwa gazowego. Chcemy również integrować sektor ciepła, opierając się na gazie, bo uważamy, że i tu modernizacja powinna przebiegać w tym kierunku. Dodatkowo nowe szanse związane z polityką klimatyczną polegają między innymi na wykorzystaniu potencjału polskiego rolnictwa i nie tylko. W Polsce mamy olbrzymie ilości odpadów zielonych. Szacunki naszych naukowców mówią, że można z nich uzyskiwać 13-15 mld m3 biogazu, z czego można wyprodukować ponad 7 mld m3 biometanu, a więc paliwa o składzie niemal identycznym z gazem ziemnym. Chcielibyśmy połowę tego potencjału zagospodarować w ciągu najbliższych 10 lat. Nie tylko dla zielonej gospodarki, chcemy na tym zarabiać. Produkcja biometanu stanowi zarazem olbrzymią szansę na rozwój lokalny, nowe miejsca pracy, nowe firmy, ponieważ trzeba będzie wybudować w Polsce jakieś 1500-2000 biometanowni. Dzięki temu około 20% gazu zużywanego w Polsce będzie stanowił wytworzony w kraju biometan, co oznacza dalszą dywersyfikację i uniezależnienie się od dostaw z zewnątrz.