Bankowość i Finanse | Technologie – Firechat | Oczekuję, że metawersum stanie się nową możliwością wyrazu artystycznego

Bankowość i Finanse | Technologie – Firechat | Oczekuję, że metawersum stanie się nową możliwością wyrazu artystycznego
Udostępnij Ikona facebook Ikona LinkedIn Ikona twitter
Z prof. dr. hab. Ryszardem Kluszczyńskim, kierownikiem Katedry Nowych Mediów i Kultury Cyfrowej na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Łódzkiego rozmawiali dr Przemysław Barbrich i Paweł Minkina.

Sztuka, film, muzyka, moda – to doznania. Jednak inaczej słuchamy i odbieramy występ w operze, a inaczej koncert Maty na barce na Wiśle. Podobnie jest z całą różnorodnością sztuk audiowizualnych. Jak w tej sztuce pozycjonuje się metawersum i świat wirtualny? Czy znalazł już on swoje miejsce, czy dopiero go szuka?

– Chyba nie ma jednej odpowiedzi na to pytanie, dlatego że badacze, którzy od pewnego czasu zajmują się relacjami pomiędzy metawersum a sztuką i kulturą raczej ciągle jeszcze twierdzą, że jest to pojęcie, wizja w trakcie stawania się, a więc że to, co do tej pory się wydarzyło, to w zasadzie tylko eksperymenty, próby ustanowienia nowej możliwości udostępniania sztuki, bo chyba o to przede wszystkim chodzi, jeśli mówimy o metawersum. Cyfrowe narzędzia w pracy artystów są już dostępne i używane od początku lat 60. – interaktywność w sztuce zagościła jedynie chwilę później. Immersja jest przedmiotem dyskusji już od jakiegoś czasu, więc tak naprawdę metawersum zwraca uwagę, i na przykład ankietowani artyści dostrzegają w nim nowe możliwości prezentacji swojej sztuki, nowe możliwości dotarcia do swoich odbiorców, wliczając w to kolekcjonerów.

Co w takim razie z odbiorcami tej sztuki?

– Publiczność widzi w metawersum możliwość bezpośredniego łatwego dostępu do artystów i dzieł sztuki bez potrzeby kierowania się do instytucji artystycznych, dokonywania zakupów biletów itd., więc to w pierwszej kolejności jest w środowisku postrzegane. Natomiast to jest ciągle fenomen, który jest obserwowany, studiowany. Formułuje się pewne oczekiwania. Zwraca się uwagę na to, co jest potrzebne w pierwszej kolejności, czyli rozwój szerokopasmowego internetu – hardware niezbędny do tworzenia wirtualnych światów, hardware służący interfejsom, wytworzenie struktur ekonomicznych, które pozwolą na wymianę w przestrzeni wirtualnej. To są najczęściej wskazywane komponenty, które zasługują na dalsze rozważania.

Czy my ten świat budujemy na nowo, czy raczej próbujemy kopiować z codzienności, którą znamy. Czy ten świat metawersowy to jest ten codzienny nasz pokój pracy, czy pokój, w którym spędzamy wolny czas, ale tylko skopiowany, zdigitalizowany? A może pojawiają się właśnie nowe koncepty, odkrywamy coś, czego dotychczas na poziomie emocji nie doznawaliśmy nigdy wcześniej?

– Powiedziałbym, że jest możliwość dla jednego i dla drugiego. Dlatego że idee metawersum są zakorzenione w wielu przestrzeniach, które odkrywamy, ale także w pewnych praktykach, które trwają już kilkadziesiąt lat.

Te idee zwykle się przywołuje. Neal Stephenson, pisarz nurtów cyberpunkowego i post-cyberpunkowego w wydanej w 1992 r. powieści „Zamieć” zaproponował kategorię »metaversu«. Z drugiej strony, wiele wcześniejszych publikacji, które, nie posługując się tą kategorią, też w tym kierunku zmierzały, np. William Gibson, Philip K. Dick, później także filozof i badacz Jean Baudrillard opisujący swoją hiper rzeczywistość. Oni wszyscy proponują różne wizje. Z punktu widzenia tych pierwszych projektów – tj. Stephensona czy Gibsona – metawersum byłoby projektowane jako świat alternatywny, który można budować, odrywając się od koncepcji, które budują świat rzeczywisty. Jednocześnie bardzo wyraźnie jest tu obecny nurt myślenia o wirtualnych światach, o metawersum jako fenomenie raczej należącym nie do świata wirtualnego, tylko do rozszerzonej rzeczywistości.

Gdzie zatem szukać potwierdzenia tych teorii?

– Bardzo ciekawy przykład, już z praktyki, odnajdziemy w projekcie który rozpoczął się w 1994 r., a zaczął wygasać na początku XXI stulecia, choć nie zupełnie, bo jego ślady dalej funkcjonują w wersji skomercjalizowanej – to cyfrowe miasto Amsterdam. Tam grupa aktywistów, artystów, hakerów stworzyła sieć społeczną, która była równoległa do amsterdamskiej realnej przestrzeni, ale jednocześnie ściśle z nią powiązana. Cyfrowe miasto oferowało przestrzeń do dyskusji związanych z tym, jak funkcjonuje społeczność Amsterdamu, jak radzą sobie władze miejskie. Tutaj widzimy bardzo wyraźnie, że od środowiska metawersowego nie oczekuje się, żeby oddalał się od rzeczywistości realnej, proponował inne doświadczenia, ale żeby wspomagało realną rzeczywistość, żeby się z nią łączyło. Zresztą w równoległej refleksji nad cyberkulturą można zaobserwować tę samą zmianę do początków lat 90. W wielu wypadkach myślano o rzeczywistości wirtualnej, kojarzonej z ucieczką do internetu. Wskazywano, że albo żyjemy w realnym świecie, albo uciekamy do rzeczywistości wirtualnej.

Wtedy można było czytać w popularnej prasie mnóstwo ckliwych historii o tym, jak to rozpadały się małżeństwa, bo któreś z partnerów zamiast zwracać uwagę na drugiego, zanurzało się w świecie wirtualnym i tam jedynie kierowało swoje zainteresowania. Natomiast od połowy lat 90. raczej zaczynała dominować tendencja w myśleniu, która widziała w cyberprzestrzeni, w metawersum, poszerzenie tego, w czym żyjemy na co dzień.

Obserwujemy, w sposób oczywisty i zgodny z naszymi mentalnymi możliwości, jak metawersum reprodukuje struktury pojęcia, zjawiska, formy, jakie nas otaczają w rzeczywistości realnej. Ale jednocześnie ze względu na możliwości technologiczne i na to, że w metawersum można wyłączyć pewne wyznaczniki naszego realnego świata, otwieramy się na nowe, nieznane z doświadczeń własnych koncepty. Nie musimy mieć do czynienia np. z siłą grawitacji. Nasze możliwości poruszania mogą być o wiele większe.

Czy nasze możliwości wyobrażania sobie myślenia też mogą być większe? Tutaj rzecz jest nieco bardziej skomplikowana i dlatego myślę, że obecność sztuki, artystów w metawersum jest dla niego chyba nawet ważniejsza niż metawersum dla artystów, bo artyści mogą wprowadzić inne perspektywy. Mogą przesunąć granice wyobraźni, dlatego prawdopodobnie w zasadzie wszystkie najważniejsze platformy metawersowe chętnie otwierają się na artystów. Tworzone są tam galerie, organizowane są różne wydarzenia artystyczne. Właściwie Second Life (SL) już prawie dwa–trzy lata po swoim założeniu, zaczął się otwierać na sztukę. Pamiętam, że – chyba jeszcze w latach 90. – otrzymałem pierwsze zaproszenie od Lynn Hershman, znakomitej artystki nowych mediów, na otwarcie jej wystawy virtual gallery, która była umieszczona w Second Life. Lynn napisała do mnie wtedy: „tylko pamiętaj, że będą na otwarcie wystawy wpuszczone jedynie avatary posiadające zaproszenia, więc skontaktuj się proszę z moją asystentką, żeby Cię poinstruowała, jak je pozyskać”. To pokazuje, że obecność sztuki z jednej strony reprodukuje struktury, które są obecne w świecie realnym – przynosimy galerię, przynosimy festiwale, przynosimy rynek sztuki do metawersum, a z drugiej – liczymy na to, że artyści spróbują przesunąć granice naszej wyobraźni. To jednak odbywa się bardzo powoli.

Skoro rozmawiamy o metawersum, to należy zapytać, co dalej – jak nasze światy będą wyglądać za kilka, kilkanaście lat?

– Zastanówmy się nad tym, co dziś robimy w internecie? Jeżeli w internecie dokonujemy przelewów ze swojego konta bankowego, sprawdzamy aktualne notowania funduszy, które wcześniej kupiliśmy, albo sprawdzamy pocztę, żeby odpowiedzieć na wiadomości wysłane przez innych ludzi, to w każdym takim wypadku jesteśmy równolegle cały czas w rzeczywistości realnej. Realizujemy w internecie to, co moglibyśmy zrealizować w realu, tylko byłoby to nieco trudniejsze, byłoby inne. Czy jest przyjemne wsiadanie do samochodu w czasach zagęszczenia ruchu w miastach po to, żeby pojechać do banku i zrobić przelew, skoro możemy to zrobić łatwo z domu przez internet? Przyjemnie jest spotkać się z przyjacielem na kawie i porozmawiać, ale jeżeli przyjaciel chwilowo przebywa w Australii, to łatwiej jest się z nim spotkać na ekranie albo porozmawiać w metawersum. To nie jest oderwanie się od rzeczywistości realnej. Jest to skorzystanie z metawersum jako narzędzia, które pozwala nam realizować czynności, które tak czy inaczej realizowaliśmy w rzeczywistości. Natomiast kiedy metawersum miałoby stać się takim azylem, przestrzenią, do której się przenosimy? Ja w tej chwili mogę sobie to wyobrazić tylko jako inną formę zachowań. Ktoś, kto postanawia się odizolować od życia, które do tej pory prowadził, albo sprzedaje mieszkanie i kupuje domek gdzieś na wsi, albo pod miastem, albo ktoś inny zrywa wszystkie kontakty, przestaje wykonywać swój zawód i postanawia robić coś innego i wyjeżdża gdzieś. To są takie sytuacje, kiedy ludzie próbują zmienić swoje życie. Przeniesienie się do metawersum byłoby nową formą realizacji pragnienia zmiany życia, oderwania się od tego, co nas do tej pory zajmowało, czyli nic nowego. Po prostu inny sposób oderwania się od tego, co nas zmęczyło, znudziło, co chcemy opuścić.

Mówimy też o sztuce. Czy metawersum rzeczywiście zbuduje inny dostęp do zasobów muzealnych na całym świecie, tak aby one były tak poukładane, jak chce tego odbiorca, aby mógł zwiedzić albo obejrzeć te obrazy, które chciałby obejrzeć, a nie np. zwiedzać całe Metropolitan Muzeum of Art? Czy to jest przestrzeń, żeby czynić świat sztuki bardziej dostępnym?

– Kiedy mówimy o sztuce i internecie, to warto rozróżnić dwie formy i dwa sformułowania. Jedna to jest „sztuka w internecie”, a druga to „sztuka internetowa”, „sztuka internetu”. Jeżeli chodzi o sztukę w internecie, to jest to rozległy obszar obejmujący to, o czym panowie przed chwilą mówiliście, to znaczy zdigitalizowane zasoby wielkich muzeów udostępnione w internecie. Rzeczywiście, możemy eksplorować kolekcje muzealne, wybierając sobie niektóre z nich. Oczywiście, jak każda osoba odwiedzająca muzea, pewnie wiecie, że w muzeum najciekawsze jest to, co widzimy mimochodem, a nie to, co przyszliśmy zobaczyć. To są te wspaniałe odkrycia, kiedy zauważamy, że tłum ludzi stoi pod jakimś obrazem w nabożnym skupieniu, a obok wisi inny, który wydaje się jeszcze ciekawszy, ale nikt na niego nie zwraca uwagi, bo nie został właściwie wypromowany.

Wydaje mi się, że przyszłością ciągle jest to, w jaki sposób meta­wersum może się stać nie tyle środowiskiem prezentacji sztuki, ile medium, dzięki któremu ona powstaje. To się już stało, np. z NFT. Ja już w ub.r. obserwowałam na wystawach pierwsze projekty, oczy­wiście połączone z internetem, które traktowały NFT nie jako jako mechanizm sprzedaży, ale jako medium pozwalające w nowy sposób strukturować dzieło sztuki.

Wizytę w muzeum mimo wszystko powinniśmy traktować jako trochę inne doświadczenie. To znaczy w jednym i drugim wypadku możemy zobaczyć to samo, czasami zobaczyć lepiej, aczkolwiek inaczej. Pamiętam, kiedy Smithsonian wprowadził software pozwalający na oglądanie obrazów, który dał możliwość studiowania ich faktury, przybliżania. Oglądanie niektórych płócien online było ciekawszym poznawczo doświadczeniem dla kogoś, kto chciał poznać techniki malarskie niż wizyta w muzeum, bo tam można się zbliżyć tylko na pewną odległość, bo później włączają się systemy alarmowe i strażnicy tłumaczą delikwentowi, że nie wolno się tak zbliżać do obrazu. Są więc pewne możliwości, których nie znajdujemy w realu, ale jednocześnie w internecie różne rzeczy tracimy. Cały czas wtedy mówimy o tym, w jaki sposób sztukę możemy zaproponować jako doświadczenie odbiorcom. Natomiast kiedy mówimy o sztuce internetowej, to mówimy o czymś innym. Mówimy o sztuce, która po pierwsze wykorzystuje narzędzia cyfrowe, która w taki sposób organizuje strukturę dzieł, że w najlepszym razie można je spróbować, jak się ma umiejętności i odpowiedni software, skopiować na twardy dysk swojego komputera i oglądać też online.

Najciekawsze prace tego rodzaju muszą być cały czas ulokowane w sieci, bo one nieustannie pozyskują dane z sieci. Są w niej zakorzenione i to, co obserwujemy, jest efektem uruchomienia jakiejś dedykowanej pracy przeglądarki, która wyszukuje dane określone przez metadane i pozyskuje jakieś obrazy. Po raz pierwszy zauważyłem rzeczywiście eksponowane możliwości sztuki nowych mediów, także środowiska internetowego, przez rynek sztuki, to były lata 2018–2019, na dwóch kolejnych festiwalach, Ars Electronica wyodrębniło w swojej przestrzeni wystawowej segment nazwany strefa Gallery. Różne prywatne galerie prezentowały tam nowo medialne, cyfrowe, bardzo często osadzone w internecie prace, takie jakie oferują już na sprzedaż swoim odbiorcom. I zauważyłem, że sporo prac właśnie polegało na tym, że były to urządzenia, np. płaskie ekrany wieszane na ścianie tam, gdzie do tej pory wieszamy grafiki, rysunki czy obrazy, ale to nie był statyczny obraz cyfrowy. To był obraz, który pobierał dane określonego typu z internetu przez cały czas. A więc był to obraz, który żył obok nas, zmieniał się, nieustannie pokazywał inne obrazy. To jest ten nowy rodzaj sztuki, która w tym wypadku wkracza w przestrzeń realną, ale jest zakorzeniona w środowisku internetowym. Bez internetu nie mogłaby istnieć.

Wydaje mi się, że przyszłością ciągle jest to, w jaki sposób metawersum może się stać nie tyle środowiskiem prezentacji sztuki, ile medium, dzięki któremu ona powstaje. To się już stało, np. z NFT. Ja już w ub.r. obserwowałam na wystawach pierwsze projekty, oczywiście połączone z internetem, które traktowały NFT nie jako jako mechanizm sprzedaży, ale jako medium pozwalające w nowy sposób strukturować dzieło sztuki. Oczekuję od metawersum tego, że to będzie jego prawdziwy wkład w rozwój i świat sztuki, kiedy stanie się nowym medium, nową możliwością wyrazu artystycznego.

Sztuka tworzona wyłącznie przez algorytmy, wyłącznie przez maszynę – takie dzieła już powstają. Są próby i dzieł muzycznych, i wierszy, i malarskie. Patrząc na tego typu dzieła, mam takie wrażenie, że to tworzy jednak maszyna, która nigdy nie czuła ciepła promieni słonecznych, nigdy nie czuła zapachu bzu, ale mimo to przyciąga nas ta sztuka. Czy to jest zagrożenie dla obecnych twórców i artystów? Czy jest to jakaś niszowa alternatywa, która pewnie będzie się rozwijała, ale nigdy nie zastąpi człowieka?

– To też jest pytanie bardzo złożone i jest na nie wiele odpowiedzi. Ja powiem tylko tyle – w 1967 r. Roland Barthes, francuski teoretyk sztuki i badacz opublikował artykuł „Śmierć autora” i w tym artykule napisał, że aby mógł narodzić się odbiorca, musi najpierw umrzeć autor. Nie wzywał do masowej eksterminacji artystów, zwracał uwagę na rolę, jaką pełni odbiorca dla własnego doświadczenia sztuki. Pisał o literaturze, ale oczywiście przynosimy łatwo na cały świat sztuki to, że artysta, autor, pisarz składa dzieło ze słów. Konstrukcja słowna jest jego wkładem w komunikację z odbiorcą, natomiast odbiorca tworzy sensy. On odpowiada za charakter swojego doświadczenia, dlatego w teorii sztuki mówi się nie o odkrywaniu znaczeń w dziele sztuki, ale o negocjowaniu znaczeń z dziełem sztuki. Jeżeli o tym pamiętamy, to bardzo łatwo odpowiedzieć na pana pytanie – maszyna nie musi mieć węchu, wystarczy, że operuje danymi, które są ufundowane na doświadczeniu węchu. Maszyna tworzy strukturę, która wymaga od odbiorcy uruchomienia tych wszystkich procesów, jakie uruchamiamy wtedy, kiedy czytamy wiersz, przyglądamy się choreografii tanecznej czy obrazom. To my tworzymy te właściwości, które dzieło pozwala nam powołać w naszym doświadczeniu do istnienia, a więc z punktu widzenia odbioru my tak naprawdę nie wiemy, kto jest twórcą dzieła, które doświadczamy.

Publiczność widzi w metawersum możliwość bezpośredniego łatwego dostępu do artystów i dzieł sztuki bez potrzeby kierowania się do in­stytucji artystycznych, dokonywania zakupów biletów itd., więc to w pierwszej kolejności jest w środowisku postrzegane. Natomiast to jest ciągle fenomen, który jest obserwowany, studio­wany. Formułuje się pewne oczekiwania.

Już nie chcę wspominać o tym, że od połowy XX w. istniały tendencje jak appropriation act, w których artyści nie wytwarzali dzieł, które prezentowali następnie jako własne, tylko je zamawiali u kogoś innego. Sprawczość, wykonawstwo dzieła zostało oddzielone od jego autorstwa. Z czymś takim mamy do czynienia też w wypadku sztuki sztucznej inteligencji, bo ona może wystąpić jako narzędzie pracy artystycznej. Tutaj nie mamy problemu. Jest to kolejne narzędzie. Czy sztuczna inteligencja może wystąpić w roli artysty i autora? Nie wiem. Niektórzy artyści, którzy pracują na tym polu, twierdzą, że udaje im się już zbliżać do tego, natomiast jest jeszcze coś pomiędzy, czyli powiemy, że sztuczna inteligencja, maszyna jest współautorem dzieła, i to niektórzy artyści zauważali już wcześniej, pracując np. syntezatorami wideo. Woody Vasulka pisał, że artysta, który używa narzędzia o pewnej autonomii funkcjonowania, powinien zaakceptować fakt, że nie jest jedynym autorem swojego dzieła, współautorstwo należy przypisać również maszynie. Niekiedy mówi się w odniesieniu do sztucznej inteligencji, że ona przenosi na wyższy poziom zjawisko też już wcześniej obecne, ale nie tak silnie, mianowicie artysta staje się kuratorem swoich dzieł, tak jak kurator wybiera z twórczości artystów prace, które pokazuje na wystawie, tak samo artysta wybiera z tego, co tworzy sztuczna inteligencja, formy, które są mu bliskie i które chce następnie przedstawić i przedstawia jako swoje, co najwyżej wskazuje, z jakiego rodzaju sztuczną inteligencją w tym procesie współpracował.

Czy pan myśli, że Rubens namalował wszystkie obrazy, które podpisał? I nie myślę o fałszowanych. Myślę o jego pracowni. Chcę powiedzieć, że jeżeli sztuczna inteligencja coś zmienia, to w tym jak sobie wyobrażamy proces twórczy. Bo proces twórczy ciągle sobie wyobrażamy jako formę aktywności ludzkiej. Nie myślimy o różnych narzędziach. Jest to proces, który wynika z pewnych doświadczeń. Te doświadczenia przenoszą się w sferę pamięci. Nasza pamięć uczestniczy w procesie tworzenia form i te formy reprezentują to, co my pamiętamy i to skąd się wzięliśmy. Proces twórczy w konfrontacji z tym, co robi sztuczna inteligencja, jest czymś innym. I na tym poziomie nie da  się postawić znaku równości pomiędzy nimi – jak dotąd, bo nie wiemy, jak będzie wyglądać sztuczna inteligencja w przyszłości. Natomiast kiedy mówimy o gotowych dziełach, to w pierwszej kolejności nie wiemy, kto je stworzył. Jeden z prekursorów sztuki komputerowej zaproponował kiedyś taki eksperyment: przy użyciu komputerów wygenerował obraz Mondriana w jego stylu, ale Mondrian nigdy tego obrazu nie namalował. Zrobiło to oprogramowanie. A następnie przetestował setkę osób ze swojego otoczenia, pokazując im reprodukcję prawdziwego obrazu Mondriana i to, co zrobił komputer, mówiąc im, że jedno z nich zostało stworzone przez komputer i pytał które. 80% indagowanych wskazało produkcję komputerową jako autentyczną pracę Mondriana. To sygnalizuje, że na tym poziomie formy tworzone przez sztuczną inteligencję i formy ludzkie są nierozróżniane. Tak długo, jak długo nie wiemy, skąd się wzięło dzieło, które nas zachwyca, powinniśmy pielęgnować swój zachwyt – nie zawracajmy sobie głowy tym, skąd się ono wzięło.

Źródło: Miesięcznik Finansowy BANK