Bankowość i Finanse | Ryzyka dla Sektora Bankowego | Banki pełnią kluczową rolę w utrzymaniu stabilności naszych finansów
Ubiegłoroczny EKF wskazał kilka kluczowych wyzwań dla sektora, które z nich są aktualne również obecnie, a może pojawiły się nowe problemy, których w minionym roku jeszcze nie diagnozowano?
Marta Penczar: Zespół EKF Research rokrocznie przeprowadza badanie, dotyczące tzw. konsensusu makroekonomicznego. Zawiera ono zarówno ilościowe prognozy, jak i opinie ekspertów rynkowych na temat podstawowych zagrożeń. Wiele z tych ryzyk pojawia się po raz kolejny. Wstępne wyników badań wskazują, iż największym ryzykiem dla stabilności systemu finansowego jest nadal ryzyko prawne umów kredytowych, ale w tym roku widać w tej kwestii wyraźny związek z prokonsumenckimi przepisami i orzecznictwem sądowym. W Polsce brakuje holistycznego spojrzenia, patrzy się albo na konsumentów, albo na banki, pomijając aspekt stabilności finansowej. To błędne rozumowanie, gdyż ochrona konsumenta powinna być powiązana z troską o stabilność rynku finansowego. Drugą kwestią, bardzo silnie akcentowaną przez ekspertów, jest wzrost ryzyka geopolitycznego i związane z nim pogorszenie koniunktury gospodarczej. Ten czynnik był wskazywany wielokrotnie w kontekście makroekonomicznym, ryzyko geopolityczne będzie wybierać coraz silniejszą presję na stabilność systemu finansowego. Patrząc przez pryzmat obecny, obejmuje on choćby cyberataki, przed którymi banki muszą się skutecznie bronić. Pamiętajmy, że banki, jako instytucje zaufania publicznego pełnią kluczową rolę w utrzymaniu stabilności naszych finansów. Jeśli uwzględnić dodatkowy problem w postaci nadmiernych regulacji, widzimy, że polskie banki muszą być bardzo wytrzymałymi i silnymi instytucjami, aby zmierzyć się z tymi ryzykami. Po raz kolejny też jest podnoszona kwestia zbyt dużej zależności banków od państwa. Chodzi tu zarówno o udział skarbu państwa w strukturze własnościowej sektora, jak i zaangażowanie banków w finansowanie deficytu budżetowego. Mamy do czynienia z największą w historii pulą obligacji skarbowych w aktywach bankowych. Do tego dochodzi bezpośrednie oddziaływanie państwa na wyniki banków, np. poprzez wprowadzanie wakacji kredytowych. To są podstawowe grupy ryzyk, które według wstępnych ustaleń EKF Research najprawdopodobniej będą dominować w najbliższych trzech latach.
Leszek Pawłowicz: Chciałbym odnieść się do dwóch kwestii. Pierwsza w nich to ryzyko prawne, które niestety się sukcesywnie pogłębia. Z początku dotyczyło ono kwestionowania zawieranych umów przez część kredytobiorców, posiadających zobowiązania denominowane lub indeksowane do franka, później pojawił się wątek klauzul abuzywnych. Ten trwający od lat spór wymaga w mojej opinii rozwiązań ustawowych, tak jak to miało miejsce w wielu krajach, m.in na Węgrzech. Mamy do czynienia z ryzykiem systemowym, próby kwestionowania zawieranych umów długoterminowych podważają wiarygodność nie tylko systemu bankowego, ale i całego ładu prawnego w Polsce, co wpływa na postrzeganie wiarygodności naszego kraju. W moim przekonaniu brak działań na rzecz redukcji ryzyka prawnego jest dużym zaniedbaniem, zwłaszcza jeśli uwzględnić różnicę zdań pomiędzy instytucjami publicznymi w tej samej materii. Takie podmioty jak UOKiK czy KNF, opłacane przez podatników, powinny działać na rzecz dobra wspólnego. Skoro nie potrafią one prezentować jednolitego stanowiska, to jak w tym chaosie oczekiwać spójnej wykładni prawa od sądów?
Druga kwestia, którą uważam za bardzo ważną, to polityka mieszkaniowa, a szczególnie kredyty preferencyjne dla młodych ludzi, niedysponujących własnym „M”. Wszystkie te instrumenty bazują na dopłatach do odsetek, finansowanych z pieniędzy podatników via BGK, a ich skutkiem jest generowanie wyższego popytu przy niezmienionej podaży, co kończy się wzrostem cen. W największym skrócie – państwo przeznacza pieniądze podatników na to, żeby młodzi ludzie mogli kupować droższe mieszkania. W grudniu ub.r. postulowaliśmy, żeby zamiast tego irracjonalnego interwencjonizmu, zadziałać na podaż, sugerowaliśmy nawet proste rozwiązanie. Ponad dwa lata temu została uchwalona tzw. ustawa lokal za grunt, na mocy której władze municypalne mogły ogłaszać przetargi dla deweloperów. Ci dostawali grunt za darmo, ale w momencie realizacji przedsięwzięcia musieli przekazać gminie część gotowych lokali w inwestycji, ewentualnie powierzchnię na przedszkola, na żłobki i inne obiekty użyteczności publicznej. Na stronach Ministerstwa Rozwoju rozwiązanie to było nawet logistycznie dopracowane, do dziś widnieją wzory umów, rzecz w tym, że poza jedną gminą Warta nikt z tej opcji nie korzysta. To kolejny, ewidentny przykład zaniechania działań, mimo że w sensie legislacyjnym i formalnym dysponujemy wszystkimi instrumentami, by ten program realizować. Rzecz w tym, że nikt w resorcie nie podjął się przeprowadzenia analizy, dlaczego ten mechanizm nie działa.
Przejdźmy do ryzyka prawnego. Jak powinniśmy rozwiązać problem coraz większego uprzywilejowania konsumentów? Trend ten buduje postawy roszczeniowe, przejawiające się choćby w masowym kwestionowaniu ważności umów kredytowych, w czym spory udział ma rosnące w siłę lobby kancelarii odszkodowawczych…
Leszek Pawłowicz: Trend uprzywilejowania konsumentów jest zjawiskiem znanym od dawna i zwykle nadchodził falami. W Unii Europejskiej przełomowe znaczenie miała dyrektywa o ochronie praw konsumenckich z roku 1993. W wyniku jej implementacji i późniejszych korekt powstawały coraz to nowe regulacje szczegółowe i instytucje chroniące prawa konsumentów, w Polsce mówimy o UOKiK czy rzeczniku finansowym dla klientów branży bankowej. Kreowaniu tego całego systemu w Polsce towarzyszył chaos, w konsekwencji doszło do sytuacji, w której ryzyko prawne jest znacznie większym zagrożeniem dla stabilności finansowej systemu bankowego, i nie tylko bankowego, aniżeli tradycyjne ryzyka, jak choćby kredytowe. Dzisiaj w realnym świecie ryzyko prawne związane z kwestionowaniem zawartych umów jest dużo większe. Jednym z czynników, jaki doprowadził do takiego stanu rzeczy, są wspomniane już rozbieżności w interpretacji tego samego stanu faktycznego przez instytucje publiczne. Przypomnę, że w Niemczech mieliśmy do czynienia z podobną sytuacją do roku 2015, w efekcie organ ochrony konsumenta na rynku finansowym został włączony w skład nadzoru bankowego BaFin. Dodatkowo w warunkach polskich organy te często nie reagują na czas, gdy zachodzi taka potrzeba. Wspomnę tylko o wysuniętej podczas ubiegłorocznego EKF propozycji jednolitej umowy kredytu hipotecznego, która pozwoliłaby zredukować ryzyka prawne w tym segmencie. Do dziś nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi od regulatorów, niedawno dowiedzieliśmy się, że UOKiK wychodzi z analogiczną propozycją, której treści nikt nie zna, poza nadzorem. A przecież organy publiczne miały kilka lat, by podjąć w tej materii stosowne działania. Nie tak buduje się zaufanie na rynku.
Marta Penczar: Koncepcja ochrony konsumenta na polskim rynku została wypaczona właśnie wskutek owego grzechu zaniechania. Mam na myśli brak systemowego rozwiązania problemów kredytów frankowych. Zresztą sami politycy zachęcali, by ludzie wzięli sprawy w swoje ręce, zamiast wypracować mechanizmy korzystne nie tylko dla kredytobiorców, ale i oszczędzających w bankach, jak i stabilności tych instytucji. W konsekwencji zaczęliśmy funkcjonować de facto w realiach prawa kazusowego, mimo że w naszym kręgu kulturowym takowe nie obowiązuje. Obecnie wszyscy czekają, aż zdarzy się jakiś kazus, a przecież nie tędy droga. Państwo musi realizować swoje funkcje, do których jest powołane, i nie może abdykować, gdy styka się z problemem budzącym silne kontrowersje.
Innym poważnym problemem polskich banków jest nadmierne obciążenie fiskalne i parafiskalne. Mam tu na myśli również takie mechanizmy, jak wakacje kredytowe, które może nie są podatkiem sensu stricte, ale również przekładają się na wynik finansowy sektora. W jakim kierunku winny iść rozwiązania redukujące te daniny, by nie wpłynęły one istotnie na spadek dochodów budżetowych, a równocześnie by opodatkowanie nie blokowało zdolności banków do rozwoju i finansowania gospodarki?
Leszek Pawłowicz: Zacznę od podatku bankowego. Wiemy, że w Unii Europejskiej podatek od aktywów występuje tylko w Polsce i na Węgrzech, rzecz w tym, że jedynie w Polsce można go ominąć, kupując obligacje państwowe. Czyli minister finansów, który powinien dbać o wpływy fiskalne, sam rekomenduje bankom zakup obligacji, argumentując, iż przyrost aktywów z tego tytułu nie będzie stanowił podstawy opodatkowania. To jest i nieracjonalne, i przede wszystkim nieetyczne, gdyż powoduje to, że w aktywach banków jest coraz więcej obligacji państwowych, czyli kredytów dla państwa, a te z kolei psują mechanizmy rynkowe. Kredyt dla państwa pokrywa wszak rozmaite wydatki publiczne, które powinny być finansowane z podatków, a zarazem wypacza funkcję alokacyjną, jaką w gospodarce rynkowej pełni finansowanie bankowe, udzielane na zasadach komercyjnych. Finansując przedsięwzięcia gospodarcze, banki analizują zdolność kredytową firm i na tej podstawie podejmują decyzje kredytowe. Inne mechanizmy co do zasady się nie sprawdzają, że wspomnę tylko centralne planowanie w gospodarce realnego socjalizmu. Na początku nawet było widać jakieś efekty, ale ostatecznie wszyscy pamiętamy, do jakiego krachu ekonomicznego ono doprowadziło. Przypomnę, że w polskich realiach ten mechanizm alokacji kapitału ma szczególne znaczenie; z uwagi na słaby rynek kapitałowy większość firm pozyskuje środki na działalność w bankach. Obecnie różnica pomiędzy depozytami w bankach a udzielonymi kredytami wynosi mniej więcej 700 mld zł, z czego połowę stanowią kredyty dla budżetu państwa, których wartość w aktywach banków wynosi ponad 360 mld zł, a druga część trafia do NBP: albo w postaci rezerwy obowiązkowej, albo zakupu bonów pieniężnych NBP, albo innych depozytów oprocentowanych na 5,75%. Dla banków to sytuacja komfortowa, bo nie ponoszą ryzyka kredytowego, jak w przypadku rozwoju akcji kredytowej. Co można zrobić w tej sytuacji? Kilka lat temu, kiedy już widzieliśmy, że to zmierza w złą stronę, zaproponowaliśmy podczas EKF likwidację podatku od nowo udzielanych kredytów. Jeśli podstawą opodatkowania byłby stan aktywów np. na 31 grudnia 2023, to budżet państwa nie ucierpiałby, a odblokowalibyśmy kredyty dla przedsiębiorstw i gospodarstw domowych. Rzecz w tym, że te rekomendacje nie zostały nigdy wdrożone.
Marta Penczar: Jeśli chodzi o wakacje kredytowe, to interwencjonizm państwa może być racjonalny albo nieracjonalny. Jestem przekonana, że wakacje kredytowe są mechanizmem, który prowadzi do pokusy nadużycia. Ci, co nie są w trudnej sytuacji finansowej, wiedząc, że raty kredytowe wzrosły, występują o wsparcie, choć aktualna sytuacja nie prowadzi do zaburzeń w gospodarowaniu budżetem domowym. Odrębne pytanie, czy w ogóle należy uruchamiać program wakacji kredytowych w sytuacji, kiedy po pierwsze, istnieje Fundusz Wsparcia Kredytobiorców, na który składają się banki, i który ma wypracowane mechanizmy weryfikacji, komu faktycznie należy udzielić pomocy finansowej, a po drugie w statystykach Komisji Nadzoru Finansowego ani Narodowego Banku Polskiego nie widać pogorszenia jakości portfela kredytów mieszkaniowych. Należy też postawić pytanie, czemu państwo wspiera tylko jedną grupę interesariuszy, czyli kredytobiorców, nie tylko poprzez wakacje kredytowe, ale również takie inicjatywy, jak Bezpieczny Kredyt 2%. Równie dobrze deponenci mogliby spytać, kto im dopłaci do ujemnych stóp procentowych przez półtora roku. Generalnie nie widzę uzasadnienia dla wprowadzania programów, które wręcz prowadzą do pokusy nadużycia, a do tego zmuszają podmiot prywatny do realizacji działań, zaplanowanych na szczeblu administracji publicznej. Przypomnę, że nie mówimy tu o Funduszu Wsparcia Kredytobiorców, finansowanym przez banki, ale będącym niezależnym podmiotem. W przypadku wakacji kredytowych banki zostały zmuszone nie tylko do finansowania tego przedsięwzięcia, ale i zapewnienia jego obsługi.
Przejdźmy do kwestii makroekonomicznych. Na ile aktualne uwarunkowania, w tym wzrost zysków banków w związku z podwyższonymi stopami procentowymi, dają nadzieję na odbicie po złym okresie covidowym, i jak banki powinny się przygotować na zbliżające się obniżki stóp?
Leszek Pawłowicz: Obecnie ponad 80% zysków banków stanowią dochody odsetkowe. Spadek stóp procentowych przychody te ograniczy. W przypadku spadku stóp trzeba rozwijać tę część bankowości, która odpowiada za dochody pozaodsetkowe. Również dlatego, że te odsetkowe co do zasady nie są i nigdy nie będą stabilne. Im więcej dochodów pozaodsetkowych uzyskuje bank, tym dla niego lepiej. Teraz mamy najlepszy czas, by pomyśleć o rozwijaniu tego drugiego segmentu. Kiedy stopy zejdą do niskiego czy bardzo niskiego poziomu, będzie znacznie trudniej podejmować jakiekolwiek działania i ponosić związane z nimi koszty.
Marta Penczar: Nie ulega wątpliwości, że w warunkach obniżenia się stóp procentowych będzie spadał wynik odsetkowy banków, w konsekwencji całościowe wyniki sektora na pewno będą słabsze. W Polsce chyba nie ma takiej przestrzeni, żeby ten spadek wyrównywać na szybko wzrostem dochodów pozaodsetkowych. Z problemem tym zetknęliśmy się zresztą, kiedy stopy zostały obniżone tam do poziomu 0,1%. Wówczas ten efekt był gwałtowny, obecnie spodziewane obniżki stóp procentowych będą raczej mieć charakter kroczący i rozciągnięty w czasie, co może pozwolić bankom na lepsze dostosowanie do zmieniającej się sytuacji. Dodatkowo lepsza koniunktura gospodarcza może nieco niwelować te spadki dochodów. Jeżeli jeszcze udałoby się usunąć bariery dla rozwoju akcji kredytowej i zredukować nadpłynność sektora, wtedy banki będą mogły mitygować spadek stóp procentowych dzięki zwiększonej skali działalności.
Ostatnie pytanie. Czy zarówno w skali polskiej, europejskiej jak i globalnej, sektor bankowy wciąż ma szansę być atrakcyjny dla inwestorów, a jeśli tak, to jak wykorzystać przewagi bankowości w tym zakresie?
Leszek Pawłowicz: Przede wszystkim trudno mówić o konkurencyjności systemu bankowego en bloque, gdyż w każdym systemie są gorsze i lepsze banki. Generalnie konkurencyjność banków polskich na tle Europy, a nawet świata, nie wygląda źle, np. w porównaniu z niemieckimi instytucjami finansowymi wypadają one bardzo dobrze, jeśli chodzi np. o procesy digitalizacji, o rozwój bankowości internetowej czy mobilnej. Do budowania przewagi konkurencyjnej przyczyniają się takie instrumenty, jak BLIK, które powstały w polskim systemie bankowym. Wydaje mi się, że polskie banki muszą odzyskać pozycję konkurencyjnej na rynku pozyskiwania kapitału, tak by stopa zwrotu z kapitału była wyższa niż jego koszt. Wówczas inwestorzy będą chcieli lokować pieniądze w ten sektor. Zobaczymy zresztą w ciągu miesiąca, jakie efekty przyniesie sprzedaż VeloBanku, która to oferta budzi zainteresowanie, choć oczywiście dzieje się tak również dzięki wyeliminowaniu ryzyk prawnych. Także przymiarki związane z wykorzystaniem sztucznej inteligencji w bankowości pozwalają na optymistyczne rokowania. Uważam, że pozycja konkurencyjna polskich banków na rynku pozyskiwania kapitału nie powinna być zła w porównaniu do innych banków europejskich. Pojawia się oczywiście pytanie, czy i na ile uwarunkowania zewnętrzne, np. regulacyjne czy podatkowe, mogą pogrążać cały system bankowy, a w konsekwencji również te podmioty, które wydają się być bardzo konkurencyjne na europejskim rynku. Jestem tutaj raczej optymistą, jeśli chodzi o możliwość uzyskania przewagi konkurencyjnej przez większość polskich banków na rynku europejskim i uzyskania przez nie przewagi na rynku pozyskiwania kapitału. Oby tylko regulatorzy nie zepsuli uwarunkowań, w których funkcjonują polskie banki.