Bankowość i Finanse | Psychologia Finansów | Polacy są obecnie w stanie chronicznego stresu
Czy uczciwość leży w naturze człowieka?
– Badania behawioralne wskazują, że ludzie mają w sobie potrzebę bycia fair. Nawet w sytuacjach, w których moglibyśmy kogoś oszukać, czy wzbogacić się czyimś kosztem, większość osób nie korzysta z takiej możliwości lub korzysta mniej, niż by mogła. Eksperymenty badawcze, w których ludzie mogli dowolnie zadecydować o podziale pieniędzy między siebie a innych dowodzą, że większość dzieliła się po równo. Tę chęć, żeby „było sprawiedliwie” mamy w sobie głęboko zakorzenioną. To jest mechanizm ukształtowany ewolucyjnie. Uczciwa wymiana ekonomiczna między ludźmi stanowi przecież jeden z fundamentów, na których mogły ukształtować się społeczeństwa.
A jednak z badania „Moralność Finansowa Polaków” wynika, że zakres społecznego przyzwolenia na nadużycia konsumenckie w obszarze finansów jest duży i w ostatnich latach wykazuje tendencje rosnące. Dlaczego tak się dzieje?
– Normy społeczne to nie jest nieruchomy byt. Wydarzenia wokół nas, czyli np. ostatnio wojna i inflacja, jak również zachowanie osób w naszym otoczeniu kształtują nasze postrzeganie tego, co uważamy za moralne czy niemoralne. Wyniki badań się zmieniają, bo zmieniła się sytuacja na rynku, a wraz z nią zachowania innych ludzi. To sprawia, że przesuwamy poprzeczkę tego co akceptowalne. Każdy ma trochę inny punkt odniesienia, inne standardy moralne, co wynika z naszych doświadczeń, wychowania, wyznawanych wartości. Ale u każdego ten punkt może się przesunąć.
Ale dlaczego obecnie przesuwa się w stronę przyzwolenia na nadużycia i oszustwa?
– Nasz mózg został ewolucyjnie zakodowany do tego, żeby przetrwać. Współpraca i bycie fair są super, ale schodzą na dalszy plan, jeśli moje życie jest zagrożone, albo przynajmniej bardziej prymitywne części naszego mózgu odczuwają takie zagrożenie, bo np. nie starcza nam do pierwszego. W takiej sytuacji postrzeganie tego, co jest w porządku, a co nie bardzo się zmienia. Fair staje się to, żeby udało mi się przetrwać. Stawiam hipotezę, że ludzie naprawdę mocno odczuli wpływ inflacji. Jest to dodatkowo wzmocnione przez mechanizm awersji do straty. Nasz mózg o wiele bardziej dostrzega, gdy zaczyna nam czegoś brakować, niż kiedy dostaliśmy czegoś więcej. Jesteśmy na to bardzo wyczuleni. Taką stratą jest realny spadek wartości naszych zarobków z powodu inflacji i to wpływa na to, co my odbieramy jako fair. Na przeświadczenie o niesprawiedliwości mogą też wpływać nagłaśniane przypadki, że w innych państwach są niższe stopy procentowe, że ktoś został oszukany przez bank, albo że inne grupy społeczne dostają większe przywileje od rządu. Bo my pamiętamy głównie historie, a nie dane i statystyki.
Z badań wynika, że przyzwolenie na nieuczciwe działania rośnie, zwłaszcza wobec instytucji finansowej. To efekt jakiejś nagonki medialnej?
– Niekoniecznie. Różne standardy moralne wobec ludzi i instytucji mogą wynikać z mechanizmu „my” versus „oni”, o czym mówi teoria paradygmatu grupy minimalnej. Będziemy w porządku wobec ludzi, których uważamy za „naszych” – członków rodziny, przyjaciół, czy osoby tej samej narodowości, ale dla innych możemy mieć już niższe standardy moralności. Instytucje finansowe stały się bardziej jak „oni”, co jest o tyle łatwiejsze, że nie są ludźmi z krwi i kości, tylko abstrakcyjnymi i anonimowymi bytami. Podobnie jak w internecie nie mamy problemu, by powiedzieć drugiej osobie, że jest gruba i głupia, a twarzą w twarz tego byśmy nie powiedzieli. Dlatego ta potrzeba bycia fair niekoniecznie musi obowiązywać wobec instytucji finansowych.
Największe przyzwolenie społeczne dotyczy pracy na czarno w celu uniknięcia egzekucji długów. To dlatego, że jest związane z przetrwaniem tu i teraz?
– Tak to wyjaśniam. To rzeczywiście mechanizm – chcę przetrwać i zapewnić sobie zaspokojenie podstawowych potrzeb. Dodatkowo wkrada się tu jeszcze błąd poznawczy, związany z dyskontowaniem przyszłości. Dużo większą wartość ma dla nas teraźniejszość niż przyszłość. Tysiąc złotych teraz jest dla nas wart o wiele więcej niż tysiąc złotych w przyszłości. Nawet przed kryzysem wiele osób pracowało na czarno, bo wolało dostać pieniądze teraz, nie myśląc o tym, co będzie za kilkadziesiąt lat, gdy przejdą na emeryturę. Ludzie na podatki nie patrzą przecież jako na inwestycje w drogi, szkoły czy służbę zdrowia, tylko że rząd zabiera im pieniądze. Zawsze występuje więc skłonność do pracy na czarno, a w sytuacji, gdy pieniędzy obiektywnie brakuje, motywacja staje się większa.
Najniższe przyzwolenie dotyczy z kolei wyłudzenia kredytu za pomocą sfałszowanych dokumentów. To dlatego, że wtedy mógłby ucierpieć postronny człowiek?
– Fałszowanie tożsamości to przykład działania nie tylko nie fair, ale zdecydowanie nielegalnego. Abstrahując od tego, że wiele osób pewnie nie wie, jak to zrobić, to czujemy, że jest to działanie ekstremalne, za które będziemy ścigani przez policję i grozi nam odsiadka w więzieniu. Według badań Dana Ariely’ego, to nie jest tak, że z dnia na dzień stajemy się mordercami, złodziejami i fałszerzami. U każdego to jest stopniowy proces i przekraczanie kolejnych granic. Gdyby przez kolejne lata dalej była degrengolada gospodarcza, to możliwe, że ten poziom akceptacji w badaniach by wzrósł. Zwłaszcza w przypadku, gdybyśmy osobiście znali osoby, które zrobiły coś takiego i nie poniosły negatywnych konsekwencji.
Respondenci rzadko wskazywali, że w kontekście moralności finansowej ma dla nich znaczenie to, co robią inni.
– Nic w tym dziwnego, że nie wychodzi to na poziomie świadomych deklaracji. Dam przykład z innej bajki. Przeprowadzano kiedyś badania na temat tego, jak muzyka w tle wpływa na to, co ludzie kupują. W sklepie z winem puszczano na zmianę muzykę francuską i niemiecką. Korelacja była ogromna – w tygodniu, gdy z głośników leciała muzyka z danego kraju, sprzedaż win z tego kraju wynosiła ponad 70% całości. Udowodniono bez żadnych wątpliwości, że muzyka ma silny wpływ na zakupy. Ale gdy badacze pytali klientów, dlaczego kupili wino z tego akurat kraju, to tylko 2% wspomniało o muzyce. Nawet gdy badacz wprost zwrócił uwagę na muzykę, to odsetek odpowiedzi wzrósł zaledwie do 14%. Mechanizmy psychologiczne działają sobie, a to czego jesteśmy świadomi i jak to sobie racjonalizujemy, to zupełnie inna kwestia. Dlatego w ekonomii behawioralnej robi się tak dużo eksperymentów. Dzięki nim możemy zbadać, jak ludzie się naprawdę zachowują.
Respondenci często tłumaczą niemoralne zachowania tym, że ktoś inny nie był w porządku – bank zachował się nieuczciwie, komornik bezprawnie zabrał pieniądze. To racjonalizacja?
– To splot wielu rzeczy – racjonalizacji też. Za pomocą różnych procesów tłumaczę sobie, że takie zachowanie jest OK, by zredukować swój dysonans poznawczy. Duże znaczenie ma też chęć odwetu i odegrania się. To przecież jest fair, że jeśli ktoś zrobił coś złego, to ja zachowam się podobnie. Widzę tu również kwestię norm społecznych, czyli dostrzeżenia, że inni tak robią, więc jest to akceptowalne. Wreszcie taka postawa może wynikać też z uproszczonego postrzegania rzeczywistości. Skoro ja mam tysiąc złotych na koncie, a bank miliardy na swoich kontach, to „oni są bogaci”, więc mi się należy rekompensata. Nie ma tu miejsca na racjonalne myślenie, że depozyty w bankach to pieniądze innych ludzi. Uruchamia się myślenie życzeniowe płynące z mentalności ofiary. Czuję się ofiarą systemu, użalam się nad sobą. A skoro jestem ofiarą, to musi też być oprawca, czyli np. rząd czy bank. To daje przyzwolenie na określone zachowania.
Poczucie krzywdy przesuwa normy społeczne?
– Jest jednym z czynników, który to ułatwia. Problem z mentalnością ofiary polega na tym, że jest ona wygodna emocjonalnie, ponieważ zwalnia z odpowiedzialności. Nie rozwiązuje natomiast problemu. W trójkącie dramatycznym oprócz ofiary i agresora potrzebny jest jeszcze wybawca. Można samemu zostać wybawcą, np. w trudnej sytuacji podjąć się dodatkowej pracy, zacząć oszczędzać – to konstruktywne, ale niezbyt sympatyczne rozwiązania. Dlatego wiele osób zostaje w pozycji ofiary i wiele energii traci na narzekanie.
Polacy słyną z narzekania, czy podejście do moralności finansowej różni się w zależności od kraju?
– Nie przeglądałam badań, ale z tego, co obserwuję w Szwajcarii, to powiedziałabym, że bardzo. Funkcjonują tu np. takie stragany, gdzie jest wystawiony towar, a obok tego skarbonka czy kod QR do zapłaty. Nikt tego nie pilnuje, ludzie biorą, płacą i nikt nikogo nie okrada. Panuje tu wyższy poziom zaufania społecznego. Podejście do kwestii uczciwości zależy od norm kulturowych, poziomu dobrobytu, stanu gospodarki, tego jak ludzie się zachowują, jakie grożą kary za nieetyczne czyny i jak one są egzekwowane. Każdy kraj jest w innej sytuacji. Nie ma drugiego takiego kraju, który graniczy z ogarniętą wojną Ukrainą, do którego przyjechały miliony uchodźców, a inflacja z dnia na dzień absurdalnie skoczyła. Jak to mój tata mówi „rzeczy dzieją się tak, jak się dzieją, ponieważ wiele dzieje się naraz”.
Czy dobrze rozumiem, że poczucie bezpieczeństwa jest kluczowe? Koniec wojny na Ukrainie albo spadek inflacji automatycznie podniesie poziom moralności finansowej Polaków?
– Gdy jesteśmy w sytuacji stresu, to uruchamia się mechanizm „fight, flight or freeze”. Więc jedni wpadną w paraliż, a inni zaczną walczyć. Kiedy jesteśmy w sytuacji stresu, najważniejsze jest przetrwanie. To wyłącza racjonalne obszary naszego mózgu. Uważam, że niektórzy Polacy są obecnie w stanie chronicznego stresu, więc myślą mniej racjonalnie. Nie myślą o konsekwencjach swoich działań. Bardziej skupiają się na tu i teraz – na przetrwaniu. Najpierw mieliśmy COVID, potem przyszły wojna i inflacja. Zaburzenia spokojnej codzienności trwają od lat. Ludzie są zmęczeni. Następuje kumulacja stresu i to na pewno rodzi postawy rozgoryczenia. Pytanie, czy przyszłość da nam odetchnąć.
Jedna z moich najważniejszych konkluzji behawioralnych brzmi, że percepcja jest ważniejsza niż rzeczywistość. Liczy się to, co ludzie postrzegają, a nie jaka jest prawda. Dlatego uważam, że jeśli skończy się wojna, albo ktoś ogłosi koniec inflacji czy spadek stóp procentowych – gdy zniknie jedna z tych bolączek, które ludziom ciążą, to wpłynie to na nich. Najpierw na ich nastrój, a później na zmianę wielu trendów w zachowaniu.
A czy sektor bankowy może coś zrobić, by wspierać bardziej moralne postawy?
– Przychodzą mi do głowy dwie rzeczy. Po pierwsze, działania w celu zapewnienia ludziom poczucia bezpieczeństwa. Jeśli ludzie nie będą czuli się bezpiecznie finansowo, postawy nie będą się zmieniać. Druga sprawa to dbanie o odpowiednią narrację. Pilnowanie, by ludzie mieli percepcję, że jesteśmy moralnym społeczeństwem i inne osoby zachowują się uczciwie. Ważne jest też wzbudzanie zaufania przez poczucie autentyczności. Warto przyjrzeć się, jakie działania banku mogły doprowadzić do tego, że ludzie mogą mnie postrzegać jako nie fair, a potem zastanowić się, co można zmienić w komunikacji i w ofercie, by to zaufanie odbudować.