Bankowość i Finanse | Kredyty | Czy bank, udzielając kredytu, może zarobić?
Najbardziej niekorzystnym scenariuszem w obecnej sytuacji mógłby być tzw. credit crunch, czyli istotne zaostrzenie polityki kredytowej przez instytucje finansowe, prowadzące do radykalnego ograniczenia dostępności finansowania na rynku bankowym. Cezary Stypułkowski, prezes zarządu mBanku, zwracał niedawno uwagę, że zdolność banków do wspomagania gospodarki nigdy nie była tak osłabiona i zagrożona jak obecnie. Analizy KNF nie pozostawiają wątpliwości – coraz więcej instytucji informuje o ponoszeniu strat finansowych, a konsekwencją jest wzrost obciążeń, ponoszonych z tytułu składek na Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Do tego dochodzą tak niekorzystne czynniki, jak konieczność tworzenia znacznie wyższych rezerw na złe kredyty oraz spadek przychodów odsetkowych. To szczególnie poważne wyzwanie dla mniejszych podmiotów, w tym bankowości spółdzielczej i sektora SKOK, a ewentualne problemy tych instytucji mogą stanowić coraz większe ryzyko dla stabilności całego polskiego sektora finansowego.
Na dodatek widać już pierwsze negatywne symptomy na rynku finansowym. Według danych BIK, wartość portfela kredytów mikroprzedsiębiorców na koniec czerwca 2020 r. wyniosła 69,7 mld zł i była wyższa o 1,2 mld zł (1,8%) w porównaniu do analogicznego półrocza 2019 r. Jednak pierwsze sześć miesięcy tego roku to już ujemna dynamika sprzedaży wszystkich produktów kredytowych. Kredytów obrotowych banki udzieliły na kwotę niższą o 27,5%, a inwestycyjnych o 42,6% w porównaniu do pierwszego półrocza ub.r. Według analityków BIK, widać też pierwsze objawy pogorszenia się jakości portfela kredytów dla tej grupy odbiorców.
Da się wyjść na plus?
Przedstawiciele banków komercyjnych zwracają uwagę, że już od kilku miesięcy mierzą się z trudnym otoczeniem, jeśli chodzi o działalność kredytową. Piotr Skoczek, dyrektor Departamentu Zarządzania Produktami Kredytowymi w Credit Agricole Banku Polska, twierdzi, iż sektor finansowy musi w większym stopniu racjonalizować swoje podejście przy udzielaniu kredytów i mieć na uwadze bezpieczeństwo finansowe klientów. – Bardzo uczulamy na to naszych doradców. W trakcie rozmowy diagnozującej potrzeby kredytowe doradca powinien wskazywać ewentualne zagrożenia wynikające z zadłużenia kredytowego, które mogą wynikać z obecnej lub przyszłej sytuacji klienta. Czasem sprowadzi się to do zmniejszenia kwoty kredytu, wydłużenia okresu finansowania, a czasem zachęcenia klienta do rezygnacji z zaciągnięcia zobowiązania. Dbałość o bezpieczeństwo finansowe klienta wpływa również na to bankowe – podkreśla.
– Ryzyko kredytowe wpływa na zysk banku wynikający z oprocentowania kredytu i utrzymania dochodowości prowadzanej działalności. Aby lepiej je oceniać, obok zasadniczej roli doradcy w procesie udzielania kredytu, niezmiernie ważne jest odejście od automatycznego procesu podejmowania decyzji kredytowej. W większym stopniu w dzisiejszych czasach ocena ta powinna mieć charakter zindywidualizowany, należy ocenić wszystkie kwestie związane z potrzebami klienta, jego sytuacją ekonomiczną obecną i perspektywiczną. Duże znaczenie odgrywa dotychczasowa współpraca klienta z bankiem i wykorzystanie zewnętrznych baz danych, jednak ze względu na aktualne warunki, w jakich się znaleźliśmy, modele te mogą okazać się mniej skuteczne niż w stabilniejszych czasach przed epidemią. Banki w ostatnich miesiącach ograniczają się w dużej mierze do kredytowania własnych klientów, znają bowiem ich profil ryzyka i wrażliwość cenową. Dlatego w obszarze kredytów konsumenckich znaczenie ma skala i wielkość bazy klientów. Warto podkreślić, że wszyscy adaptują się do nowych warunków. Jednocześnie kryzys covidowy przyśpieszył procesy optymalizacji, automatyzacji i cyfryzacji procesów, dzięki czemu koszty operacyjne kredytowania będą ograniczane – stwierdza dyrektor Departamentu Zarządzania Produktami Kredytowymi w Credit Agricole Banku Polska.
Kamil Olszewski, dyrektor Departamentu Kredytów Detalicznych i Biznesowych w BNP Paribas Banku Polska przypomina, że ostatnia podwyżka stóp procentowych miała miejsce w maju 2012 r., podstawowa stopa referencyjna NBP wynosiła wówczas 4,75% w skali roku. W listopadzie tego samego roku zapoczątkowana została seria obniżek. Obecny poziom stopy referencyjnej to zaledwie 0,10%, a wskaźnik ten jest ważny, zarówno dla banków, jak i kredytobiorców, bo jest składową wzoru, za pomocą którego wyznacza się w Polsce maksymalne oprocentowanie kredytów. Po przeliczeniu nowa stawka wynosi 7,2% rocznie. Tyle może zatem wynosić maksymalne oprocentowanie karty kredytowej, limitu w koncie czy kredytu gotówkowego – nieporównywalnie mniej niż jeszcze kilka lat temu.
– W przypadku obniżek stóp spadek oprocentowania po stronie klienta jest proporcjonalnie większy od spadku kosztu pieniądza pozyskiwanego przez bank – to prowadzi do niższej marżowości produktu. Drugim elementem składającym się na koszt kredytu po stronie klienta, a będącym sposobem na osiągnięcie zysku przez bank, są prowizje i opłaty. Tu jednak od pewnego czasu mamy również do czynienia z ustawowym ograniczeniem stawek, po jakich banki i instytucje pożyczkowe mogą kształtować swoje cenniki – zauważa Kamil Olszewski.
– W dobie historycznie niskich stóp, wprowadzanych ograniczeniach co do maksymalnych kosztów pozaodsetkowych, coraz ważniejszą rolę odgrywa budowanie pełnej relacji z klientami. Odchodzimy od patrzenia na dochodowość przez pryzmat mono-produktu. Zależy nam na tym, aby być dla klienta bankiem pierwszego wyboru, by to z nami bankował, wykorzystując pełen wachlarz dostępnych rozwiązań. W przypadku produktu kredytowego dbamy przede wszystkim o to, aby klient miał jak najlepsze doświadczenia związane z jego obsługą. Banki w coraz mniejszym stopniu konkurują ze sobą ceną – jasne zasady udzielania i spłaty kredytów, szybkość i dostępność (w tym digitalizacja) procesów to priorytetowe działania, na których branża obecnie koncentruje wysiłki. Coraz większą rolę odgrywają również automatyzacja i sztuczna inteligencja. Tracimy coraz mniej czasu na proste transakcje, aby przenieść ciężar analizy na wnioski bardziej skomplikowane i wymagające bardziej indywidualnego podejścia. Takie działania zaprocentują w przyszłości, zarówno dla banków, jak i klientów – ocenia dyrektor Departamentu Kredytów Detalicznych i Biznesowych w BNP Paribas Banku Polska.
Ograniczanie dostępności kredytu?
Tomasz Jodłowski, były członek zarządu Banku Pocztowego odpowiadający za obszar ryzyka, jest przekonany, że niepewność co do skali kryzysu, z którym mamy do czynienia, generuje ryzyko nadmiernego ograniczenia dostępności kredytu (credit crunch). – Nie oznacza to jednak, że banki tak łatwo zrezygnują z tej części biznesu, stanowiącego istotne źródło bankowych przychodów – wszystko uzależnione jest od ich apetytu na ryzyko. Aby ograniczyć ryzyko udzielania złych kredytów, należy bardziej zainteresować się wiarygodnymi konsumentami, np. dotychczasowymi klientami banku posiadającymi pozytywną historię kredytową i uzyskującymi stabilne dochody – zaznacza.
Dodatkowym elementem zmniejszającym ryzyko udzielanych kredytów jest wykorzystywanie gwarancji publicznych. Skutkiem pandemii, szczególnie odczuwalnym dla instytucji kredytujących, jest konieczność przygotowywania rozwiązań pomocowych dla kredytobiorców uzyskujących dochody w działach gospodarki, które szczególnie ucierpiały. Dalszym ograniczeniom ustawowym poddano limit maksymalnych pozaodsetkowych kosztów kredytu. – Rozwiązania te, niewątpliwie niezbędne w pewnym okresie, prowadzą jednakże do przesunięcia terminów uzyskiwania przychodów kredytodawców na okresy przyszłe lub wręcz prowadzą do utraty ich części. Sektor bankowy obciążany jest też dodatkowymi kosztami, choćby w związku z tzw. małym TSUE. Poziom inflacji jest stosunkowo wysoki w porównaniu z wysokością stóp procentowych. Wszystkie te czynniki prowadzą do gwałtownego obniżenia dochodowości działalności kredytowej do poziomu trudnego do zaakceptowania, wzmacniając awersję instytucji finansowych do udzielania finansowania. Niskie przychody oznaczać zaś mogą konieczność rezygnacji z inwestycji, chociażby w obszar IT – twierdzi członek zarządu Banku Pocztowego odpowiadający za obszar ryzyka.
– By zapewnić rentowność swojej działalności instytucje kredytowe zmuszone będą między innymi do podnoszenia opłat za wykonywane czynności, w tym te niezwiązane z bezpośrednią obsługą kredytu, do zwiększania presji na wiązaną sprzedaż produktów, celem przejęcia i utrzymania klienta, do renegocjacji warunków współpracy z pośrednikami kredytowymi czy dalszego obniżania kosztów działania, choćby poprzez przyspieszanie prac mających na celu silną automatyzację powtarzalnych procesów. Być może w szerszym stopniu będą także inwestować w obszary usług związanych z rynkiem kredytowym, kształtujących potrzebę kredytowania, np. w portale sprzedażowe komunikujące sprzedających i kupujących dany towar, dostarczając klientom wartość dodaną w postaci sprawnej obsługi całego procesu kupna-sprzedaży w formie zdalnej – dodaje Tomasz Jodłowski. Zapewne ma rację – przy aktualnej sytuacji makroekonomicznej, banki będą dwa razy oglądać każdą złotówkę, zanim przedstawią ofertę klientowi.
Właściwe zarządzanie ryzykiem
– Pandemia COVID-19 jest przyczyną bezprecedensowego szoku dla gospodarki realnej i systemu finansowego na całym świecie – mówi Piotr Mazur, wiceprezes zarządu PKO Banku Polskiego odpowiedzialny za obszar zarządzania ryzykiem. – Doświadczenie to pokazuje, jak ważne jest, aby instytucje finansowe utrzymywały wysoki poziom odporności przez cały cykl finansowy na wypadek niespodziewanych zdarzeń. Tak od lat kształtowane są działania PKO Banku Polskiego. W efekcie silna pozycja kapitałowa i płynnościowa banku, efektywność kosztowa oraz wysoka jakość portfela kredytowego pozwolą stawić czoła wyzwaniom, jakie niosą trudniejsze warunki ekonomiczne – przekonuje.
W tak trudnych czasach niewątpliwie kluczowe jest właściwe zarządzanie ryzykiem. – Panuje mylne przekonanie, że zarządzać ryzykiem trzeba wtedy, kiedy przychodzi kryzys. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Zarządzanie ryzykiem jest ważne w dobrych czasach, w sytuacji kiedy wybucha recesja i bank ma zły portfel, na działania jest już za późno. Zmiana struktury portfela, przygotowanie nowoczesnej infrastruktury analitycznej, poprawa procesów, budowa silnego zespołu analityków ryzyka zajmuje kilka lat. PKO Bank Polski wykorzystał okres koniunktury do tego, żeby dobrze przygotować się do kryzysu. Dziś mamy jeden z najniższych kosztów ryzyka na rynku, który w drugim kwartale tego roku, mimo wpływu COVID-19, wyniósł 0,54% – podkreśla wiceprezes zarządu PKO Banku Polskiego odpowiedzialny za obszar zarządzania ryzykiem.
Naturalny element działalności banku
W przypadku PKO Banku Polskiego mitygowanie ryzyka możliwe jest dzięki odpowiedniemu wykorzystaniu big data. Dzięki temu można szybko przeanalizować tysiące pól danych z różnych źródeł i wykorzystać znalezione zależności do optymalizacji portfela kredytowego. – Nowe technologie, jakie zaangażowaliśmy do analityki i świetni specjaliści z obszaru statystyki pozwoliły nam zbudować jeden z najlepszych systemów scoringowych w Polsce. Efektywność tego modelu jest bardzo wysoka, ale cały czas pracujemy nad dalszym usprawnieniem. W doskonaleniu technik oceny ryzyka pomaga nam nieustanny rozwój technologii, który pozwala wykorzystać do analizy kolejne zbiory danych. I nie chodzi tylko o to, że technologie wspierają przenoszenie do świata cyfrowego coraz więcej aktywności, co generuje szerszy strumień danych. Nowe narzędzia dostępne dzięki wykorzystaniu rozwiązań takich, jak sztuczna inteligencja czy uczenie maszynowe pozwalają też lepiej strukturyzować zbiory, tak aby nadawały się one do dalszej analizy. Więcej danych poddanych analizie pozwala ostatecznie tworzyć trafniejsze modele oceny ryzyka. Zaangażowanie nowych technologii umożliwia nam też lepszą segmentację i budowę wielu mini modeli do oceny ryzyka, co dodatkowo poprawia predykcję modeli scoringowych – zaznacza Piotr Mazur. Cóż, jeśli weźmiemy pod uwagę wymienione instrumenty, zaawansowanie technologiczne oraz wieloletnie doskonalenie procedur, możemy nabrać przekonania, że PKO Bank Polski jest dobrze zabezpieczony przed ryzykiem udzielania złych kredytów.
Jak obecną sytuację postrzega prof. Waldemar Rogowski, główny analityk w Biurze Informacji Kredytowej? – Ryzyko, a w szczególności ryzyko kredytowe, jest naturalnym elementem działalności każdej instytucji finansowej pożyczającej pieniądze. Najważniejszy w tym procesie jest dostęp do kompleksowej, całościowej, zintegrowanej i aktualnej informacji o historii kredytowej, którą dostarczamy instytucjom finansowym. BIK jest bowiem instytucją gromadzącą informacje kredytowe, raportowane dwa razy w tygodniu przez banki komercyjne, banki spółdzielcze, SKOK-i oraz firmy pożyczkowe – podkreśla.
Już dziś konsekwencją pandemii jest wzrost poziomu zobowiązań obsługiwanych nieregularnie. Jeszcze w minionym roku, przed kryzysem, ryzyko kredytowe, szczególnie w zakresie kredytów dla gospodarstw domowych, wydawało się ograniczone – był to pośrednio wynik dobrej sytuacji gospodarczej. – Obecnie, po kilku miesiącach nagłego lockdownu oraz niesymetrycznego odmrażania, obserwujemy już pierwsze symptomy pogarszania się spłacalności kredytów i pożyczek. Należy jednak pamiętać, że mówimy o opóźnieniach w spłacie rat powyżej 90 dni. Należy też uwzględnić tzw. wakacje kredytowe, z których skorzystało lub nadal korzysta wielu klientów banków. Tak więc nie mamy jeszcze pełnego obrazu sytuacji w zakresie spłacalności kredytów. Kolejne miesiące mogą zatem przynieść dalsze pogorszenie dyscypliny płatniczej kredytobiorców. Wszystko to powoduje, iż oprócz samej zdolności kredytowej, analizowana będzie też wiarygodność finansowa wnioskodawcy. Większego znaczenia będzie nabierał również ciągły proces monitorowania sytuacji klientów, którym instytucja finansowa udzieliła finansowania, w celu wykrywania potencjalnych problemów ze spłatą – podsumowuje prof. Waldemar Rogowski.