Bankowość i Finanse | Kredyty – BIK SA | Zachwianie na rynku kredytowym
Aktualna sytuacja gospodarcza nie sprzyja prowadzeniu dalekosiężnej polityki kredytowej przez banki. Prezes BIK przypomniał, że przez szereg lat stopa referencyjna przewyższała poziom inflacji, ostatnie lata przyniosły diametralną zmianę proporcji. – Obecnie mamy do czynienia z ujemną realną stopą procentową, na poziomie ok. 9% poniżej inflacji – zauważył dr Cholewa. Tak niekorzystne uwarunkowania mogą skutkować gwałtownym osłabieniem jakości portfeli kredytowych, co obserwowano choćby w latach 2012-2013, jako pokłosie globalnego spowolnienia zapoczątkowanego upadkiem banku Lehman Brothers. – Pojawia się obawa, że również obecnie możemy doświadczyć tego samego problemu – zwrócił uwagę szef BIK, dodając, iż na chwilę obecną pesymistyczne prognozy się nie sprawdziły.
Zaufanie do klientów własnych i z historią kredytową
W porównaniu z początkiem roku daje się wprawdzie odczuć nieznaczny przyrost NPL we wszystkich kategoriach produktowych, jednak biorąc pod uwagę dłuższy horyzont czasowy, okazuje się, że jakość portfeli kredytowych jest obecnie lepsza aniżeli w początku roku 2020, a więc przed wybuchem pandemii COVID-19. Nie wyklucza to oczywiście negatywnych trendów w nadchodzących miesiącach, również banki wolą dmuchać na zimne, czego przejawem jest koncentracja na udzielaniu finansowania swoim dotychczasowym klientom. Na przestrzeni pierwszych sześciu miesięcy 2022r. tej grupie udzielono aż 87% kredytów gotówkowych.
Całkiem inna sytuacja miała miejsce na rynku kredytu hipotecznego, gdzie jedynie co trzecia osoba ubiegająca się o kredyt była uprzednio znana instytucji finansującej, jednak zdaniem dr Mariusza Cholewy jest to zjawisko całkiem zrozumiałe. – Osoby, decydujące się na zaciągnięcie kredytu mieszkaniowego kierują się przede wszystkim wyborem najkorzystniejszej oferty, zaś lojalność schodzi na drugi plan – zauważył.
O ile w przypadku banków rosnący odsetek lojalnych kredytobiorców jest zrozumiałą reakcją tych instytucji na niepewne czasy, to niepokoić może zwiększająca się liczba stałych klientów instytucji pożyczkowych. Na koniec czerwca br. aż 59% osób, zaciągających pożyczkę w tym sektorze wcześniej spłaciło podobne zobowiązanie u tego samego usługodawcy. – W tym przypadku nie można mówić o finansowaniu pomostowym czy korzystaniu z promocji, zaciąganie kolejnych pożyczek staje się po prostu modelem funkcjonowania tych osób. To zaś rodzi określone zagrożenia zarówno dla instytucji finansującej, jak też przede wszystkim klienta – podkreślił dr Mariusz Cholewa.
Oznaki kryzysu?
Symptomem obecnego spowolnienia jest również gwałtowny wzrost zapotrzebowania na usługi instytucji pożyczkowych. Dwa pierwsze kwartały tego roku przyniosły 4,5 mld zł nowego finansowania klientów indywidualnych przez te podmioty, co oznacza wzrost o 47,5% w zestawieniu z okresem wcześniejszym. Tym samym sprzedaż pożyczek powróciła do poziomów nienotowanych od wybuchu pandemii, kiedy to pożyczkodawcy wykazywali gwałtowny spadek obrotów, a niektóre z tych podmiotów wręcz wycofały się z polskiego rynku. Tak istotne ożywienie może stanowić sygnał, iż Polacy mogą doświadczać problemów z płynnością, dlatego decydują się na pozyskiwanie finansowania w branży, w której łatwiej je otrzymać aniżeli w bankach, sugerował prezes BIK.
Przejawem kryzysu jest również zauważalne zwiększenie zainteresowania konsolidacją i rolowaniem zobowiązań, na ten cel przeznaczane jest 49% wartości wszystkich nowo zaciągniętych kredytów gotówkowych. Na tle dwóch covidowych lat, kiedy wskaźnik ten kształtował się na poziomie 45-46%, jest to ewidentnie niedobry prognostyk. O tym, że Polakom coraz częściej potrzeba pieniędzy na zaspokojenie bieżących potrzeb, świadczyć może zmiana struktury wartościowej kredytów gotówkowych. Zapotrzebowanie na ten produkt najszybciej rosło w przedziale do 5 tys. zł, w którym odnotowano rekordowy, ponad piętnastoprocentowy wzrost liczby zawartych umów. Poprawiła się też, choć nie aż tak znacząco, sprzedaż w kategorii 5-10 tys. i powyżej 50 tys. zł, wykazując dynamikę na poziomie przekraczającym 5,4%. Dla porównania, sprzedaż kredytów gotówkowych z przedziału 10-50 tys. zł wykazywała w tym samym czasie około sześcioprocentowy spadek liczby zaciągniętych zobowiązań. Malejąca kwota średniego zobowiązania w tym segmencie rynku przełożyła się na szybszy wzrost liczby udzielonego finansowania (3,8%) aniżeli jego wartości (1,2%).
W porównaniu z początkiem roku daje się wprawdzie odczuć nieznaczny przyrost NPL we wszystkich kategoriach produktowych, jednak biorąc pod uwagę dłuższy horyzont czasowy, okazuje się, że jakość portfeli kredytowych jest obecnie wyższa aniżeli w początku roku 2020, a więc przed wybuchem pandemii COVID-19. Nie wyklucza to oczywiście negatywnych trendów w nadchodzących miesiącach.
Jeszcze większą dysproporcję zauważono w przypadku kredytów ratalnych, gdzie zwiększonej o przeszło jedną czwartą liczbie zawartych umów towarzyszył wzrost łącznej ich wartości zaledwie o 3,3%. W zestawieniu z rezultatami stwierdzonymi w okresach wcześniejszych może to sugerować wypłaszczenie krzywej wzrostu, jednak prezes BIK przestrzegał przed wyciąganiem zbyt pochopnych wniosków, przypominając, iż decydującym okresem dla tej kategorii produktowej jest gorączka bożonarodzeniowych zakupów. To, co najpewniej wpłynie na funkcjonowanie sprzedaży ratalnej, to znikające wraz z podwyżkami stóp procentowych oferty RRSO 0%. Zjawisko to może zarazem wpłynąć na dodatkowe zwiększenie popytu na zakupy typu buy now, pay later, gdzie koszt odroczenia płatności ponoszony jest z reguły przez dostawcę towarów.
Spowolnienie w hipotekach
Największym przegranym obecnych zawirowań makroekonomicznych jest niewątpliwie segment kredytów hipotecznych. Jeszcze niedawno zajmował on pierwszą pozycję pod względem łącznej wartości zawartych umów, pierwsze sześć miesięcy tego roku wygenerowało tymczasem rezultat na poziomie 31,6 mld zł, czyli o 0,9 mld zł niższym aniżeli w przypadku kredytów gotówkowych. Regres w obszarze finansowania hipotecznego jest faktem – w okresie od stycznia do czerwca br. udzielono o 32% tych kredytów mniej w ujęciu liczbowym, przy mniejszej łącznej wartości nowych zobowiązań o 25%. Trend spadkowy w szczególnym stopniu dotknął kredyty na najniższe kwoty, do 150 tys. zł, wraz ze wzrostem sumy kredytowania zjawisko to miało charakter słabnący. – Istnieje silna zależność pomiędzy dynamiką liczby kredytów na przestrzeni ostatnich dwóch lat, a sprzedażą mieszkań przez deweloperów notowanych na giełdzie – zaznaczył dr Mariusz Cholewa, to zaś oznacza, iż czekać nas może spowolnienie także na rynku pierwotnym nieruchomości.
Malejącemu popytowi na „hipoteki” towarzyszyło skrócenie średniego okresu kredytowania, który we wcześniejszych latach sukcesywnie wydłużał się z 22-23 do 25 lat. Inne zjawisko, będące pochodną obecnej sytuacji gospodarczej, to rosnąca liczba wcześniejszych spłat i nadpłat kredytów mieszkaniowych. Statystyki, po raz pierwszy zaprezentowane przez BIK, wskazują, iż wartość nadpłaconych rat i całych zobowiązań spłaconych przed czasem w samym tylko czerwcu br. wyniosła 6,3 mld zł, rok wcześniej było to 2 mld zł. Chęć do szybszego rozliczenia z bankiem staje się w pełni zrozumiała, jeśli uwzględnić fakt, iż przeciętna rata kredytu hipotecznego zaciągniętego w latach 2020-2021, kiedy to stopy procentowe szorowały po dnie, wzrosła niemal dwukrotnie.
Jak dotąd nie przełożyło się to wprawdzie na istotne pogorszenie jakości portfela hipotecznego, niemniej trend takowy może się zmaterializować w nadchodzących miesiącach. – Po pierwsze, większość kredytów mieszkaniowych opartych jest na stawce WIBOR trzy- i sześciomiesięcznej, co oznacza, że zmiana oprocentowania kredytów następuje dopiero po trzech lub sześciu miesiącach. Po drugie, by kredyt został uznany za opóźniony w spłacie powyżej 90 dni muszą być niezapłacone trzy miesięczne raty – przypomniał prezes BIK. Warto jednak pamiętać, iż kredyty hipoteczne psują się najwolniej, Polacy nawet w sytuacji kryzysowej starają się, by to zobowiązanie zaspakajać w pierwszej kolejności, nawet kosztem takich należności jak czynsz, rachunki za energię elektryczną bądź telefon.
Co przyniosą „wakacje”
Dr Mariusz Cholewa wskazuje na jeszcze jeden element, który paradoksalnie może uchronić rynek kredytów mieszkaniowych przed zmaterializowaniem się czarnego scenariusza. Są nim, wprowadzone ustawą, wakacje kredytowe. W kolejnych dwóch kwartałach można będzie odroczyć spłatę czterech rat. – Skorzystanie z odroczenia spłaty rat zatrzyma tzw. licznik przeterminowań, czyli w tym czasie banki nie będą naliczać dodatkowego opóźnienia dla osób będących w trudnej sytuacji, które właśnie zawnioskowały o wakacje kredytowe – wyjaśnił prezes BIK.
Odroczenie spłaty głównego zadłużenia w portfelu może też wpłynąć pozytywnie na terminowość uiszczania rat z tytułu innych zobowiązań. Ankieta, przeprowadzona przez BIK wskazuje, iż z wakacji kredytowych skorzystać może aż 2/3 spośród 3,41 mln Polaków, uprawnionych do tej formy wsparcia. W 56% przypadków środki zaoszczędzone w ten sposób zostaną użyte w celu nadpłacenia rat kredytu hipotecznego w kolejnych miesiącach, 26% badanych deklaruje, że wakacje kredytowe ułatwią im wywiązywanie się z płatności za media, które w ostatnim czasie mocno poszły w górę w wyniku inflacji i kryzysu na rynku surowców energetycznych, a 16% zamierza przeznaczyć te pieniądze na obsługę innych zobowiązań względem banków. Jedynie co czwarty ankietowany planuje użycie zaoszczędzonej kwoty na bieżącą konsumpcję. Uboczną konsekwencją wakacji może być zatem obniżenie popytu na kredyty gotówkowe, zwłaszcza te o niskiej wartości, uważa prezes BIK. Warto wreszcie podkreślić, iż – wbrew nierzadko spotykanym opiniom – skorzystanie z wakacji kredytowych nie przekłada się na scoring kredytowy klienta w BIK.