Bankowość i Finanse | Gospodarka | Polska gospodarka musi być jak hydra
Czego pani profesor życzyłaby polskiej gospodarce w 2023 r?
– Nie tylko polskiej gospodarce, ale przede wszystkim ludziom mieszkającym w naszym kraju, życzyłabym na pewno szybkiego zmniejszenia inflacji. Z prognoz ekonomistów wynika i zostało to podkreślone na grudniowej konferencji prasowej prezesa NBP Adama Glapińskiego, że o ile w pierwszym kwartale, po zlikwidowaniu ulg VAT, inflacja może jeszcze wzrosnąć ponad 17,5%, czyli powyżej poziomu z grudnia 2022 r., to już od drugiego, trzeciego kwartału 2023 r. można oczekiwać jej spadku nawet do poziomu poniżej 10% w końcu roku. To jednak nadal będzie dalekie od celu inflacyjnego, czyli 2,5% i oznacza, że ceny będą wciąż rosły, choć w mniejszym tempie. Bo spadek poziomu inflacji nie oznacza przecież spadku cen. To po pierwsze. Drugie nie mniej ważne życzenie, to żeby skończyła się wojna w Ukrainie, i to na warunkach ukraińskich, a nie na rosyjskich. Wygrana Rosji oznaczałaby bowiem porażkę Zachodu i poczucie dalszej bezkarności reżimu rosyjskiego. Jest to istotne, tym bardziej że od 1992 r., odkąd powstała Federacja Rosyjska, to już jest dziesiąta, można powiedzieć tragicznie jubileuszowa agresja Rosji na inny niepodległy kraj. W 1992 r. doświadczyła tego Mołdawia i Gruzja (Abchazja), następnie dwukrotnie, bo w 1994 r. i 1999 r. – Czeczenia, w 1999 r. – Dagestan, w 2008 r. ponownie Gruzja (Osetia Południowa), w 2015 r. – Syria, w 2018 r. – Republika Środkowoafrykańska i w 2014 r. Ukraina: Krym, Donieck, Ługańsk.
Polska ponosi cały szereg negatywnych konsekwencji rosyjskiej agresji na Ukrainę. Jesteśmy bowiem traktowani jako kraj przyfrontowy. Dlatego też niektórzy inwestorzy uznają, że zagrożenie dla Polski w związku z wojną w Ukrainie jest ogromne i wycofują swoje inwestycje z Polski, albo powstrzymują się z inwestowaniem w naszym kraju. Traktują Polskę jako kraj o podwyższonym ryzyku. Ale za rosyjską napaść na Ukrainę rachunek płaci cały świat, m.in. w postaci rosnących cen surowców i wysokiej inflacji oraz narastania długu publicznego.
Czyli te dwa życzenia, spadek inflacji i koniec wojny są ze sobą ściśle powiązane?
– Poniekąd. Wojna nakręca inflację, ale nie jest jedynym czynnikiem proinflacyjnym. Światowej gospodarce wciąż dokucza swego rodzaju czkawka po kryzysie finansowym z 2008 r. Świat z tamtego kryzysu wyszedł poprzez wprowadzenie luźnej polityki monetarnej, luzowania pieniężnego, quantitative easing, czyli wpompowywania w gospodarkę dużej ilości pieniądza. Na początku służyło to przede wszystkim ratowaniu amerykańskich banków, ale w końcu skutki przeniosły się do realnej strefy gospodarki. Następnie oliwy do ognia dolała pandemia COVID-19, kiedy w wielu krajach, również w Polsce, konieczne było ratowanie przedsiębiorstw i gospodarstw domowych przed następstwami lockdownów. Obecnie banki centralne wycofują się z ilościowego luzowania w polityce monetarnej, ale następstwa poprzednich decyzji pozostały. Podsumowując – można powiedzieć, że kryzys finansowy z 2008 r., następnie pandemia, a szczególnie wojna w Ukrainie to trzy główne czynniki proinflacyjne, sprawiające, że nie tylko w naszym kraju, ale też w wielu innych obniżenie inflacji do wyznaczanego przez banki centralne poziomu, czyli osiągnięcie celu inflacyjnego staje się niezwykle trudnym wyzwaniem. Cel ten wynosi w przypadku Polski 2,5%, z dopuszczalnym odchyleniami w przedziale 1,5-3,5%. Europejski Bank Centralny wyznaczył natomiast ten cel na poziomie 2%. Taki poziom obowiązuje też w USA. W rzeczywistości obecnie inflacja w wielu krajach jednak kilkakrotnie przekracza cel inflacyjny. Oznacza to, że banki centralne nie są w stanie skutecznie bronić poziomów inflacji. Stąd też sama idea celu inflacyjnego jest coraz częściej kwestionowana.
Zwłaszcza w Polsce, gdzie bank centralny zaciągał hamulec, podnosząc stopy procentowe, ale rząd jednocześnie dociskał pedał gazu w postaci wprowadzania tarcz antyinflacyjnych, dodatków do węgla czy wakacji kredytowych. Czy w tym roku można się spodziewać bardziej skoordynowanych działań rządu i NBP?
– Rok wyborczy nie jest okresem sprzyjającym przeciwdziałaniu inflacji. Ono musiałoby się wiązać z ograniczaniem stymulacji fiskalnej, czyli ograniczaniem różnego rodzaju rządowych programów pomocy dla gospodarstw domowych, jak np. zasiłki, dodatkowe emerytury czy wspomniane wakacje kredytowe. Historia wskazuje, że niezależnie od tego, jaka partia jest u władzy, okres wyborczy sprzyja raczej zwiększaniu bodźców fiskalnych, aniżeli ich ograniczaniu To typowy syndrom „terroru cyklu wyborczego”. Bank centralny zatem będzie miał trudne zadanie, by w takich warunkach, mimo wszystko doprowadzić do spadku inflacji. Obecnie bowiem inflacja rośnie, mimo że stopy procentowe NBP w okresie 2021-2022 zostały zwielokrotnione. Główna stopa NBP, czyli stopa referencyjna wzrosła z 0,1% w lipcu 2021 r. do 6,75% we wrześniu 2022 r. Z komunikatu z posiedzenia Rady Polityki Pieniężnej z 7 grudnia 2022 r. wynika, że choć od września 2022 r. jej decyzją stopy procentowe pozostały na niezmienionym poziomie, to „dalsze decyzje Rady będą zależne od napływających informacji dotyczących perspektyw inflacji i aktywności gospodarczej, w tym od wpływu agresji zbrojnej Rosji na Ukrainę na polską gospodarkę”. Pamiętajmy jednak, że stopy procentowe to hamulec inflacji działający z dużym opóźnieniem. Na początku wcale nie musi przynosić pożądanych rezultatów. A do tego jeszcze dochodzi problematyczne otoczenie zewnętrzne.
To znaczy?
– Polityka największych banków centralnych. Szef FED zapowiedział ostatnio, że władze monetarne zrobią wszystko, żeby jak najszybciej dojść do celu inflacyjnego, czyli 2%. W podobnym tonie wypowiada się szefowa Europejskiego Banku Centralnego. Gdy te dwa wielkie banki będą podwyższać stopy procentowe, to niełatwo będzie przeciwdziałać osłabianiu kursu złotego. A pogarszający się kurs walutowy to jest kij, który ma dwa końce. Bo z jednej strony eksporterzy dzięki temu w przeliczeniu na złote uzyskują więcej za towary sprzedane za granicą, ale z drugiej rosną koszty importu. Importowane surowce, w tym ropa, gaz i inne produkty w przeliczaniu ich cen za złote drożeją. A ...
Artykuł jest płatny. Aby uzyskać dostęp można:
- zalogować się na swoje konto, jeśli wcześniej dokonano zakupu (w tym prenumeraty),
- wykupić dostęp do pojedynczego artykułu: SMS, cena 5 zł netto (6,15 zł brutto) - kup artykuł
- wykupić dostęp do całego wydania pisma, w którym jest ten artykuł: SMS, cena 19 zł netto (23,37 zł brutto) - kup całe wydanie,
- zaprenumerować pismo, aby uzyskać dostęp do wydań bieżących i wszystkich archiwalnych: wejdź na BANK.pl/sklep.
Uwaga:
- zalogowanym użytkownikom, podczas wpisywania kodu, zakup zostanie przypisany i zapamiętany do wykorzystania w przyszłości,
- wpisanie kodu bez zalogowania spowoduje przyznanie uprawnień dostępu do artykułu/wydania na 24 godziny (lub krócej w przypadku wyczyszczenia plików Cookies).
Komunikat dla uczestników Programu Wiedza online:
- bezpłatny dostęp do artykułu wymaga zalogowania się na konto typu BANKOWIEC, STUDENT lub NAUCZYCIEL AKADEMICKI